ALTERED CARBON. Czy życie wieczne jest koszmarem? Recenzja pierwszego sezonu
Widać, że mimo pomocy Richarda Morgana projekt sprawił na tej płaszczyźnie wiele problemów. Poszczególne odcinki są nierówne, bardzo długo musimy czekać na wyważenie akcji – w pierwszej odsłonie, która powinna przecież wprowadzać widzów do zupełnie obcego im świata, trudno oprzeć się wrażeniu szaleńczego pędu. Gdyby nie znajomość powieści, zapewne nie zauważyłbym, jak pobieżnie ukazano sprawę transferu duszy do nowych powłok, i podejrzewam, że osoba nieznająca Modyfikowanego węgla będzie mieć po pierwszych dziesięciu minutach sporo pytań, na które – niestety – nie otrzyma odpowiedzi. W trakcie seansu miałem wręcz wrażenie oszołomienia, jak gdyby to mój stos korowy trafił do zupełnie obcej powłoki. Dziwaczne uczucie – i zapewne niezamierzone przez twórców. Dopiero pod koniec trzeciego odcinka tempo zaczyna się stabilizować, akcja mocno wyhamowuje i w końcu możemy zająć się podziwianiem tego, co najciekawsze – cudownego cyberpunkowego miasta, które nieprzypadkowo przywołuje na myśl skojarzenia z Blade Runnerem, ale też Ghost in the Shell.
Wizualnie trudno cokolwiek zarzucić Altered Carbon. Produkcja każdego z odcinków kosztowała podobno około siedmiu milionów dolarów, czego lwią część pochłaniały efekty specjalne – to widać. Może brak tu maestrii w operowaniu kamerą, ale kto by na to zwracał uwagę, gdy przecinające mrok wszechobecne neony tworzą tak urokliwą atmosferę? Doceniam też drobne smaczki, jak choćby pogadankę z policją nad miską makaronu ryżowego w jednym z ulicznych chińskich barów – klasyk. A skoro mówię już o warstwie wizualnej, nie mogę pominąć pewnego szczegółu, który wielu z was może zniechęcić…
Twórcy Altered Carbon nie przebierali w środkach. Trup ściele się gęsto, krew tryska niemal co chwilę, a niewiele rzadziej przez ekran przewijają się nagie postacie – mam świadomość, że dla wielu osób to zbyt dużo, by obejrzeć serial z ciekawości. Na obronę twórców powiem tylko, że właściwie jest to fabularnie uzasadnione – skoro ciało nie ma żadnego znaczenia, stanowi jedynie powłokę, którą bohaterowie Altered Carbon noszą, ale w każdej chwili mogą zostać z niej wyjęci, to fizyczność w roku 2384 nie stanowi raczej tematu tabu.
https://www.youtube.com/watch?v=oWaFGbK_xFM
Podobne wpisy
Czy Altered Carbon jest więc tym, co nam obiecano? Zdecydowanie nie. Netflix popełnił jeden kardynalny błąd – o ironio, jakże zbieżny z ogólnym wydźwiękiem serialu – za bardzo uwierzył w swoją potęgę. Nawet w tym momencie nie jestem do końca pewien, jakie uczucia wzbudził we mnie ten tytuł. Po jego obejrzeniu potrzebowałem kilku dni, by zebrać myśli – próbowałem różnych sposobów, lecz ignorowanie rozbudzonych nadziei i literackiego pierwowzoru nie wywołało ostatecznego zachwytu. Altered Carbon wygląda bardzo dobrze i z pewnością nie nazwałbym go przeciętnym serialem, ale wbrew oczekiwaniom nie jest też najlepszym serialem Netflixa. Do głowy przychodzi mi jedynie przymiotnik “ponadprzeciętny”, choć naprawdę nie jest to słowo, z którym chciałbym kojarzyć Altered Carbon. A tak niestety jest. Serial (tylko) ponadprzeciętny, który mimo wszystko warto obejrzeć, by wyrobić sobie własną opinię.
Altered Carbon trafi do biblioteki Netflixa 2 lutego 2018, a ja – mimo względnego rozczarowania – już czekam na kolejny ruch internetowego potentata. Mam nadzieję, że skoro zaadaptowano Modyfikowany węgiel, w niedalekiej przyszłości doczekamy się też kolejnych odsłon historii o Takeshim Kavacsu – Upadłe anioły oraz Zbudzone furie czekają. Byłoby szkoda, gdyby niewielkie potknięcie zahamowało rozwój tego serialu.
korekta: Kornelia Farynowska