ALICJO, SŁODKA ALICJO (1976). Terror w kościele

Horror przybiera tu postać ukrytego pod przezroczystą maską mordercy, ubranego w żółty płaszcz przeciwdeszczowy. Wcześniej widzimy, że tak samo chodzi ubrana Alice, ma też identyczną maskę – bez względu na to, czy to ona zabija, trudno nie utożsamiać jej z niebezpieczeństwem. Reżyser, otwarcie inspirujący się powstałym trzy lata wcześniej Nie oglądaj się teraz, w podobnej manierze kreuje atmosferę grozy wokół niemal identycznie wyglądającej figury, a jeszcze zanim ktokolwiek zginie, serwuje nam mistrzowski jump scare. Moment, w którym Alice straszy Karen, ściągając z twarzy maskę i ujawniając znajdujące się pod nią pomarszczone oblicze starca (w rzeczywistości wygląda to na kolejną maskę), jest zarazem hołdem dla arcydzieła Nicolasa Roega i bardzo wczesnym sygnałem dowodzącym tego, że główna bohaterka już dawno pożegnała się z dziecięcą niewinnością. Dalej mamy okrutny mord na dziecku, gwałtowne ataki nożownika oraz posępny klimat, ale po pewnym czasie próba wyjaśnienia natury Alice ustępuje miejsca krytyce Kościoła katolickiego.
Sole sugeruje, że wychowanie w wierze katolickiej jest niewystarczające i złudne – w najlepszym wypadku prowadzi donikąd, w najgorszym wpycha wprost w objęcia szaleństwa. Potwierdzenie takiego myślenia znajdujemy już podczas czołówki filmu. Oglądamy wtedy modlącą się dziewczynkę, trzymającą w dłoniach krzyż, który zakończony jest ostrzem. Mało to subtelne, ale warto wiedzieć, że dla reżysera Alicjo, słodka Alicjo była to forma odwetu na społeczności katolickiej, która poprzedni jego film – erotyczną satyrę Deep Sleep – sprawnie usunęła z kin, zarzucając jej niecenzuralność. Być może dlatego bohaterowie jego horroru są pokazani albo jako histerycy, albo osoby wyjątkowo oschłe, pozbawione emocji, a może i uczuć. W tej pierwszej kategorii prym wiodą matka dziewczynek i ich ciotka, w tej drugiej ojciec, który opuścił rodzinę kilka lat wcześniej, zakładając nową. Podobnie postać księdza, ojca Toma, sprowadza się do roli mało wyrazistego i w gruncie rzeczy nieudolnego kapłana, który chce pomóc pogrążonej w żałobie rodzinie, ale nie potrafi. Dostrzega niepokojące zachowanie Alice, a nawet informuje o tym szkołę, lecz już nie jej najbliższych. Ostatecznie pozwala kiełkować złu w swym najbliższym otoczeniu, będąc kompletnie tego nieświadomym.
Niestety w momencie, kiedy otrzymujemy potwierdzenie tożsamości mordercy i poznajemy jego motywację, film traci swą siłę. Przestaje być próbą diagnozy dziecka, którego wina wcale nie musi wynikać z zamordowania siostry; Alice jest ukazana jako zła, lecz ostatecznie nie dowiadujemy się niczego konkretnego o przyczynie jej zachowania. Również ostrze krytyki Kościoła jest zwyczajnie tępe, w ostatecznym rozrachunku wskazujące palcem przede wszystkim na tych, którzy wierzą za mocno i nienawistnie. Sole nie jest na tyle nierozważny, aby powiedzieć wprost, że religia czyni z nas psychopatów, ale też nie potrafi znaleźć innego rozwiązania dla swojego filmu.
To nie znaczy, że Alicjo, słodka Alicjo staje się rozczarowującym horrorem. Zwłaszcza w pierwszej połowie jest to wybitnie przerażający film, znakomicie oddający brudny realizm ówczesnego kina, atmosferę potworności związanej z okrutnym mordem oraz niepokój wywołany przy użyciu religijnej symboliki. Bardziej jednak niż to alarmujące jest spojrzenie na dziecko przez pryzmat kompletnego braku oznak niewinności, naiwności i tego wszystkiego, co kojarzy się z dzieciństwem. Ale to, że tego nie widać, nie znaczy, że tego nie ma.