Aktorzy i aktorki, których kariery ZAŁAMAŁY SIĘ po zdobyciu OSCARA
Statuetka Oscara to marzenie każdego aktora, ale jego wygrana niesie pewne ryzyko. Nie zawsze udaje się wrócić na szczyt. Swego czasu mówiło się nawet o „klątwie” Oscara, bo wielu aktorów albo znikało ze sceny na wiele lat po zdobyciu złotego rycerza, albo po prostu zaczęło interesować się produkcjami niższej rangi. Tylko najlepsi aktorzy utrzymują najlepszą formę nawet po wygranej, wielu jednak prowadzi swoje kariery po Oscarze tak, jakby nie musiało już nikomu niczego udowadniać (w której to postawie nie ma zresztą nic dziwnego). Oto kilka typów nazwisk i karier, które ewidentnie załamały się właśnie po zdobyciu Oscara.
Adrien Brody
Któż z nas nie pamięta namiętnego pocałunku, jakim Adrien Brody obdarzył wręczającą mu Oscara Halle Berry? Ten słynny moment ceremonii z 2002 roku można jednak dziś uznać za łabędzi śpiew aktora, dla którego rola w Pianiście Romana Polańskiego okazała się zarówno przełomem, jak i problemem. Będąc bowiem szczytowym osiągnięciem w karierze zaledwie dwudziestokilkuletniego wówczas aktora, skutecznie zniechęciła go do ponownego udowadniania swej wartości. Brody to przypadek opadnięcia skrzydeł po zdobyciu nagrody. Kolejne filmy z jego udziałem to w większości doświadczenia niższych lotów – dla aktora i samego widza. Bo jak inaczej nazwać eksperymentowanie z horrorem (Osada, Obłęd), kinem akcji (Predators) czy częste chowanie się na drugim lub nawet epizodycznym planie (Sukcesja).
Mira Sorvino
Ktoś dziś pamięta Mirę Sorvino? Nigdy nie grała w wybitnych filmach i raczej nie przejawiała też większych ambicji. Ale na pewnym etapie swej kariery natrafiła na Woody’ego Allena, który wyciągnął z niej wszystko, co najlepsze, i umiejętnie obsadził w Jej wysokości Afrodycie. Sorvino dostała Oscara za rolę w filmie z 1995 roku. Nie był to jednak moment przełomowy, od którego jej kariera zaczęła układać się już tylko lepiej. Sorvino wróciła później do przeciętnego repertuaru, serwując występy w takich kwiatkach jak Mutant.
Cuba Gooding Jr.
„Show me the money” – krzyczał Cuba Gooding Jr. do słuchawki telefonu, instruując Toma Cruise’a odnośnie do tego, jakie są jego zapatrywania i motywacje. Kwestia ta i słynna scena rozmowy dwóch panów – agenta i gwiazdy – dała czarnoskóremu aktorowi Oscara. Wydźwięk tych słów stał się jednak klątwą aktora, bo późniejsze lata, po Jerrym Maguairze, to szukanie łatwych, aktorskich kąsków, szybkich do realizacji i skutecznych do spieniężenia. Cała przebojowość aktora (znana przed tą rolą) zniknęła i zastąpiona została grzęźnięciem w bezbarwności. Ostatnią – moim zdaniem – ciekawą rolą Cuby był udziału w serialu American Crime Story, gdzie zagrał osławionego O.J. Simpsona.
Russell Crowe
To było jedno z gorętszych aktorskich nazwisk przełomowy wieków. Informator, Gladiator, Piękny umysł – znakomita passa. Po Oscarze za występ w słynnym kinie sandałowym Crowe może nie od razu osiadł na laurach, ale stało się to w kolejnych latach. Dziś aktorsko Crowe znajduje się w cieniu dawnej świetności – nie zależy mu ani na dobrych rolach, ani na tym, by dobrze się prezentować (wyraźne problemy z wagą). Pozytywne jest jednak to, że niejednokrotnie aktor przynajmniej ironizuje z wizerunkiem, jaki reprezentował i do jakiego w jego wykonaniu przywykliśmy (tak przynajmniej odczytuje rolę w Na cały głos).
Kim Basinger
Uwikłana w toksyczne małżeństwo z Alekiem Baldwinem bankrutka z problemami finansowymi, niespełniona diwa pozbawiona interesujących ról – jeszcze przed zdobyciem Oscara za Tajemnice Los Angeles Kim Basinger miała czym się martwić. Po tej nagrodzie Basinger nieco aktorsko odżyła (8. mila), ale na krótko. Nie da się ukryć, że otrzymana nagroda była zarazem przypieczętowaniem końca czasów jest świetności, które przypadały na późne lata 80. i wczesne lata 90. Nigdy później dawna Vicky Vale z Batmana nie rozbłysła już na ekranie tak wyraźnie i znacząco.
Roberto Benigni
Sympatyczny Włoch sięgnął szczytu dzięki swemu filmowi Życie jest piękne. Nie dość, że zdobył wówczas Oscara za reżyserię filmu, to także doceniono go jako aktora. Bez względu na to, jak pozytywną aurę twórca wciąż wokół siebie roztacza, nie da się ukryć, że tamten sukces był ostatnim wielkim sukcesem, szczególnie w dziedzinie aktorstwa. Późniejsza twórczość Włocha to przestrzelone pomysły, bez polotu, których symbolem jest aktorski Pinokio – projekt-marzenie, który okazał się niestrawną papką.
Gwyneth Paltrow
Nie wiem, czym zajmuje się obecnie Gwyneth Paltrow, ale na pewno nie graniem w filmach. Nie widać jej nigdzie, chyba że jesteśmy ciekawi życia w stylu goop – wówczas pojawia się ona we własnej osobie w programie w stylu reality show. Generalnie jednak Paltrow dała sobie ewidentny spokój z aktorskimi wyzwaniami tuż po zdobyciu (niezasłużonego!) Oscara za występ w Zakochanym Szekspirze (filmu niezasłużenie cenionego!). Niespecjalnie jednak za nią tęsknię, szczerze mówiąc, bo chyba zawsze miałem problem z dostrzeżeniem jej talentu. To według mnie jedna z najbardziej przereklamowanych gwiazd kina.
Christoph Waltz
Jeśli otrzymanie Oscara szkodzi, to jak nazwać otrzymanie dwóch Oscarów w krótkim odstępie czasu? W momencie gdy Waltz odebrał nagrodę za udział w Django, będącym jego drugim (i drugim nagrodzonym) filmem Tarantino, nie miałem wątpliwości, że kapituła oscarowa się pomyliła. King Schultz to bowiem lustrzane odbicie wyróżnionego wcześniej Hansa Landy. Tak mocne danie do zrozumienia austriackiemu aktorowi, jak dobry jest w określonym typie roli, doprowadziło do sytuacji, że dziś gra on głównie jeden rodzaj postaci – przebiegłych intelektualistów. Kariera Waltza po współpracy z Tarantino i głośnych sukcesach to zatem nic innego jak odcinanie kuponów. Może jeszcze Waltz zaskoczy nas czymś nowym, ale szczerze w to wątpię – problemem jest pewnie także to, że to twórcy widzą w nim głównie Landę, a nie, że aktor tylko Landę sobie wybiera.
BONUS: Will Smith
Może nie dosłownie to Oscar popsuł szyki Smithowi w karierze, ale stało się to dokładnie w momencie, gdy go otrzymywał. Doskonale pamiętamy feralną ceremonię, w której Smith nie wytrzymując ciężaru żartu Chrisa Rocka wymierzonego w jego żonę, postanowił spoliczkować kolegę po fachu. Chwilę później Smith pojawił się na scenie ponownie, tym razem w roli laureata. Nikt jednak nie pamięta nawet tytułu filmu, za który czarnoskóry aktor otrzymał wymarzoną statuetkę (przypominam, że był to King Richard: Zwycięska rodzina), bo niesmaczny incydent z udziałem aktora przysłonił ten fakt skutecznie. Policzek wymierzony w Chrisa Rocka podczas tamtej ceremonii niestety rzucił cień na dalszą karierą tak popularnego niegdyś aktora. Czas pokaże, czy z niego wyjdzie.