AFTER LIFE. Ricky Gervais o żałobie
Wizja utraty ukochanej osoby potrafi przerazić bardziej niż niejeden film grozy. Ktoś, z kim dzieliłeś życie, odchodzi nagle z tego świata, a ty musisz zmierzyć się z konsekwencjami tej tragedii. Dom wypełniony do tej pory śmiechem torturuje cię głuchą ciszą, paradoksalnie głośniejszą od krzyku. Nie masz się do kogo odezwać. Przestajesz widzieć sens wszystkiego, a każdego dnia przytłaczają cię wspomnienia, u podstaw radosne, lecz w tej sytuacji okrutnie wręcz bolesne. Dokładnie takie katusze przeżywa Tony, główny bohater After Life.
Tony’ego zastajemy w psychicznej rozsypce. Dnie spędza na oglądaniu nagrań pozostawionych mu przez zmarłą na raka żonę, a jedyne cieplejsze uczucia kieruje w stronę jej bratanka oraz swojego psa. Nie dba o siebie, zmuszając się do wizyt u (nieszczególnie kompetentnego) terapeuty oraz do pracy w lokalnej gazecie, której gotowe egzemplarze rozdawane są za darmo mieszkańcom miasteczka. Nade wszystko – obojętne jest mu to, co ktoś o nim pomyśli lub co mu zrobi. Sens jego życia odszedł wraz z żoną.
After Life to produkcja sygnowana nazwiskiem Ricky’ego Gervaisa, który nie tylko zagrał w niej główną rolę, lecz także napisał i wyreżyserował wszystkie odcinki. Brytyjski komik słynie ze swojego bezpośredniego, brutalnego wręcz poczucia humoru (chyba jeszcze nie do końca umilkło echo monologów otwierających prowadzone przez niego gale rozdań Złotych Globów), a w swoich stand-upach nie oszczędza nikogo i niczego. Gervais przepchnął trochę takich komentarzy do samego serialu. W związku z tym, że Tony’emu wszystko jedno i otwarcie przyznaje, że będzie mówił, co mu się podoba, za jego pośrednictwem obrywa się aktorom, celebrytom i zjawiskom społecznym.
Cyniczne uwagi czynione przez Tony’ego brzmią właśnie jak fragmenty dowolnego stand-upu i są może nawet bardziej zabawne, bo zestawione z reakcją ludzi, którzy stają na drodze mężczyzny (a dostaje się wszystkim, włączając w to dzieci). Okazję do żartów Gervais kreuje sobie głównie w środowisku pracy Tony’ego, kpiąc zarówno z większości jego współpracowników, jak i mieszkańców miasteczka, których Tony odwiedza w poszukiwaniu tematów na artykuły (a są to tak niecierpiące zwłoki sprawy, jak granie nosem na dwóch fletach lub dziecko ucharakteryzowane na Hitlera – absurd goni absurd).
Podobne wpisy
Największym sukcesem Gervaisa jest jednak swoboda w mieszaniu ze sobą typowego dla siebie poczucia humoru oraz powalająco smutnej życiówki, i to zarówno scenariuszowo, jak i aktorsko. Twórca znakomicie portretuje na ekranie rozpacz i rozgoryczenie po utracie żony i nietrudno utożsamić się z nim w jego bólu, dzięki czemu każdy kolejny dialog o tęsknocie oraz poczuciu pustki bez pudła trafia w emocje. Tak jak wokół zawodu Tony’ego kręci się sporo żartów, tak temu drugiemu, smutnemu obliczu serialu Gervais daje upust w prywatnej stronie życia mężczyzny, między innymi cyklicznych rozmowach z wdową poznaną na cmentarzu, dyskusjach ze swoim szwagrem (i jednocześnie szefem), wizytach u chorego ojca oraz relacjach z lokalnym ćpunem i prostytutką. Skrzy tu od wspaniałych dialogów i mądrych przemyśleń, które, zakładam, w mniejszym lub większym stopniu trafią do każdego, kto dzieli życie z ukochaną osobą. To bardzo wiarygodny portret żałoby, która wysysa sens istnienia i pozbawia złudzeń. Co jednak ważne – i co podkreśla Gervais – gdzieś głęboko jest jeszcze miejsce na to, by pojawiła się nadzieja na lepsze jutro.
Wraz z kolejnymi odcinkami – a jest ich sześć, około półgodzinnych – śledzimy dalsze etapy podróży Tony’ego przez tę wyjątkowo wyboistą ścieżkę i choć po którymś etapie jesteśmy już w stanie przewidzieć, jaka będzie ostatnia stacja (w ostatnim odcinku Gervais popłynął trochę za daleko, choć nie zdradzę w jakim kierunku), nie ujmuje to ostatecznie błyskotliwości scenariusza, bo ta objawia się w drobnych szczegółach i dialogowych perełkach. Unikając łopatologii, Gervais swoje przesłanie i puentę chowa między wierszami – tym bardziej warto się wsłuchać w to, co ma do powiedzenia.
Rzadko trafia się serial, który tak sprawnie łączyłby komedię z dramatem, smutek ze śmiechem i niewybredne żarty z niezwykle mądrymi przemyśleniami. Nic tu się ze sobą nie kłóci, a podane jest tak, że nawet mocno oklepane utwory muzyczne dobrane pod poszczególne sceny paradoksalnie brzmią bardzo świeżo. Wejdźcie na trzy godziny do świata Tony’ego i odbądźcie z nim tę podróż, a następny dzień doceńcie i przeżyjcie w pełni. Ricky Gervais pokaże wam, że koniec końców warto. Mądry facet.