Adaptacja bez adaptacji…
…czyli jak Dashiell Hammett tworzył historię kina.
Zapuszczone, skąpane w brudzie i pyle miasto, położone gdzieś na zapomnianym przez Boga terenie. Ziemia niczyja. O panowanie nad tym wyniszczonym i przesiąkniętym zbrodnią miejscem walczą dwie nienawidzące się grupy. Obie dysponują podobną siłą, zarówno materialną, jak i fizyczną, a żadna z frakcji nie ma zamiaru ustąpić. Walka o władzę toczy się od dawna i wydaje się nie mieć końca. Pewnego dnia do miasta przybywa tajemniczy nieznajomy. Nie posiada imienia, za to może pochwalić się niezwykłymi umiejętnościami w posługiwaniu się bronią białą lub palną. Każda ze stron zwraca na niego uwagę i chce przeciągnąć na swoją stronę, widząc w enigmatycznym mężczyźnie atut, który pomoże jej wygrać. Rywale nie spodziewają się jednak, że nieznajomy inteligencją dorównuje swoim fizycznym atrybutom i wkrótce zacznie prowadzić ze zwaśnionymi grupami podwójną grę, w której nie obędzie się bez ofiar.
Znacie tę historię? Na pewno. Ta klasyczna fabuła, adaptowana przez wielu reżyserów, już od dziesięcioleci daje nam tak arcydzieła, jak i totalne nieporozumienia. Odnalazła swoje miejsce praktycznie we wszystkich dekadach historii kina i w każdym gatunku filmowym. Opisany wcześniej schemat fabularny jest podstawą takich klasyków filmowych, jak Straż przyboczna (1961) Akiry Kurosawy, czy Za garść dolarów (1964) Sergia Leonego, a młodsi stażem kinomani mogą go pamiętać z Ostatniego sprawiedliwego (1996) Waltera Hilla lub Sukiyaki Western Django (2007) Takashiego Miike. Jednak to nie Kurosawa, jak zwykło się przyjmować, jako pierwszy spłodził tę niezwykle rozpoznawalną i niemalże archetypową już fabułę.
Aby poznać protoplastę Straży przybocznej, musimy cofnąć się do roku 1929. To właśnie wtedy Dashiell Hammett, twórca niezwykle popularnych powieści detektywistycznych i ojciec czarnego kryminału, wydał na świat książkę, zatytułowaną Krwawe żniwo. Głównym bohaterem powieści jest pracownik Kontynentalnej Agencji Detektywistycznej z San Francisco, znany potocznie w literackim świecie jako Continental Op¹. Postać ta, debiutująca w 1923 roku, występuje w wielu historiach amerykańskiego pisarza i jest wzorem dla innych, bardziej znanych, klasycznych detektywów, takich jak stworzony również przez Hammetta Sam Spade, czy Chandlerowski Philip Marlowe. W żadnej historii nigdy nie zostały jednak ujawnione jego personalia, co czyni z niego pierwszego pełnoprawnego „Człowieka bez Imienia”, w momencie, gdy Toshiro Mifune ma trzy lata, a do urodzin Clinta Eastwooda pozostało ich jeszcze siedem.
Miejscem akcji jest Ameryka czasów prohibicji. Bohater trafia do Personville, brudnego i nieprzyjacielskiego przemysłowego miasteczka – czarnego punktu, gdzieś na mapie Stanów Zjednoczonych, swoistej ziemi niczyjej. Zanim jednak dociera na miejsce, pojawia się element ściśle związany z każdą historią z gatunku czarnego kryminału – morderstwo. Mężczyzna, który poprosił agencję o pomoc, zostaje znaleziony martwy. Ojciec zabitego, tajemniczy przemysłowiec Elihu Wilson, przedstawia detektywowi sytuację, jaka panuje w Personville. Dawniej to Elihu trzymał w ryzach przestępczy światek miasteczka. Jego pozycja uległa jednak osłabieniu, gdy w interesy zaczęli ingerować lokalni gangsterzy. Mężczyzna wynajmuje więc detektywa, aby zajął się oczyszczeniem miasta, pomógł mu na nowo zaprowadzić stary porządek i znalazł zabójcę syna, gdyż w Personville podejrzanym może być każdy. Nikt tutaj nie jest całkowicie czysty, a miasto skąpane jest w barwach moralnej szarości. Miejsce to ma wielki wpływ na Bezimiennego. Mężczyzna zaczyna grać na dwie strony i jeszcze bardziej podżega przeciwko sobie obie frakcje.
Hammett umiejętnie wymieszał w Krwawym żniwie historię westernową z klimatem noir. Wprowadził również do gry protagonistę, który jest moralnie dwuznaczny. To protoplasta tak popularnych w następnych latach, tajemniczych i cynicznych antybohaterów. Hammett nie dzieli postaci na dobre i złe. Mimo mocnych zapożyczeń westernowych, bohater nie nosi tu białego kapelusza, niczym Tom Mix i nie rozprawia się ze złoczyńcami w czarnych nakryciach głowy. Również zakończenie jest niejednoznaczne i pozostawia gorzki posmak, gdyż Hammett nie miał zamiaru rzucać w twarz czytelnikowi banałów, mówiących o tym, że dobro zawsze triumfuje. Skorumpowany jest tutaj każdy, a cudowna ziemia obiecana, jaką wydaje się być Ameryka, to tak naprawdę miejsce brudne i zakłamane. Bezimienny, mimo, że jest niesamowicie błyskotliwy, to także człowiek z wadami takimi, jakie posiadają jego przeciwnicy, a doprowadzenie do rozlewu krwi w żaden sposób go nie nobilituje.
Historia amerykańskiego pisarza była powiewem świeżości w swoim gatunku i tylko kwestią czasu wydawała się jej adaptacja na wielki ekran. Pomysł na ekranizację przechodził od studia do studia, jednak z prób adaptacji nic nie wychodziło, co wydaje się być dosyć kuriozalną sytuacją, gdyż oś fabularna powieści Hammetta była niesamowicie filmowa – szczególnie w okresie niezwykłej popularności kina noir. Do tego na szeroką skalę ekranizowano wszystkie inne książki Amerykanina: dwie adaptacje Sokoła maltańskiego (1931 i 1941), Szklany klucz (1941), Papierowy człowiek (1934) i pięć (!) jego sequeli, miniserial Klątwa Dainów (1978), czy nawet pastisz czarnych kryminałów, przedstawiający fikcyjną historię, której głównym bohaterem jest sam pisarz – Hammett (1982) Wima Wendersa². Szczerze mówiąc, za adaptację Krwawych żniw można w jakiś sposób uznawać Roadhouse Nights, prostą komedię z 1930 roku, która jednak całkowicie wypaczyła historię Hammetta, nie oszczędzając nawet imion bohaterów. W ostatecznym rozrachunku wyszło to książkowemu oryginałowi na dobre, gdyż mimo tego, że nigdy nie został oficjalnie zaadaptowany na srebrny ekran, to jego oś fabularna i wiele unikatowych cech powinno być rozpoznawalne przez każdego miłośnika kina.
Pierwszą, oddającą Hammettowi to, co hammettowskie, adaptacją Krwawego żniwa jest legendarna Straż przyboczna Akiry Kurosawy z 1961 roku. Mimo iż sam reżyser nigdy nie przyznał się oficjalnie do inspiracji książką Amerykanina, to podobieństwa są tak widoczne, że nie mogą być zwykłym przypadkiem. Zwłaszcza, że Kurosawa otwarcie mówił o inspiracji filmową adaptacją Szklanego klucza. Azjatycki reżyser przenosi fabułę w ramy popularnego w Japonii gatunku, zwanego chanbara – stąd dwie walczące ze sobą strony i bezimienny bohater znajdują się w czasach, gdy po Kraju Kwitnącej Wiśni podróżowali samurajowie, a głównym narzędziem perswazji była katana. Bezimienny detektyw u Kurosawy staje się roninem, samurajem bez pana, o aparycji legendarnego japońskiego aktora Toshiro Mifune, który używa pseudonimu Sanjuro ( „Trzydziestoletni”). Pojawia się on w anonimowym miasteczku, położonym z dala od jakichkolwiek ośrodków wyższej władzy, przypominającym dzikie westernowe miasta, w których zalęgło się bezprawie.
Jednak w przeciwieństwie do klasycznych westernów, nie ma tutaj w pełni altruistycznego sprawiedliwego, który zaprowadziłby porządek. Bohater, podobnie jak detektyw z powieści Hammetta, zaczyna krążyć między dwoma wrogimi obozami i nastawiać je przeciw sobie – tak jak Bezimienny Hammeta, w pewnym momencie poprzez swoje kombinacje i kłamstwa, wpada w poważne tarapaty. Jednak u Kurosawy jest to dużo bardziej odczuwalne. Gdy w książce detektyw jest podejrzany o zabójstwo Dinah Brand, Sanjuro zostaje skatowany prawie na śmierć i tylko cudem udaje mu się przeżyć (co ciekawe, sceny te są praktycznie dokładnym przeniesieniem wydarzeń ze Szklanego klucza). Powoli, w ukryciu, ostatecznie leczy swoje rany i rusza zakończyć całą sprawę definitywnie. Gdy gangi poprzez machinacje ronina ścierają się w morderczej walce, gdy pył powoli opada, Sanjuro wkracza na scenę, aby zająć się niedobitkami i ostatecznie zaprowadzić porządek w mieście. Jednak i to zakończenie pozostawia gorzki posmak. Bohater praktycznie nic nie osiągnął swoimi działaniami, które nie były w żaden sposób prawdziwie altruistyczne. Opuścił miasto, któremu pozostało tylko czekać na przybycie innych ciemiężców, sam udając się w stronę sequela z 1962 roku.
Wystylizowane widowisko Kurosawy w dużym stopniu czerpie z dorobku amerykańskich westernów i jest gatunkową hybrydą, podobnie jak powieść Hammetta. W tym wypadku amerykańskich gangsterów zastępują waleczni Azjaci. Film Japończyka odniósł spory sukces i tylko kwestią czasu było, aby ktoś inny zainteresował się tą historią.