A GHOST STORY FOR CHRISTMAS. Straszne święta – część II
Kontynuacja brytyjskiego cyklu telewizyjnego z lat 70.
Antologia krótkometrażowych filmów grozy pod wspólnym tytułem A Ghost Story for Christmas zrodziła się u progu lat 70. w głowie Lawrence’a Gordona Clarka, reżysera filmów dokumentalnych i współpracownika stacji BBC. Clark, prywatnie wielbiciel literatury grozy, przekonał zarząd studia do sfinansowania ekranizacji opowiadania Stalle w katedrze w Barchester pióra Montague Rhodesa Jamesa [1] – brytyjskiego naukowca i pisarza przełomu XIX i XX wieku, który lubował się w czytaniu swoich opowieści z dreszczykiem w trakcie świątecznych przyjęć. Powodzenie pierwszego filmu, The Stalls of Barchester (1971), pociągnęło za sobą realizację kolejnych siedmiu: A Warning to the Curious (1972), Lost Hearts (1973), The Treasure of Abbot Thomas (1974), The Ash Tree (1975), The Signalman (1976), Stigma (1977) i The Ice House (1978). Pierwszą piątkę stanowiły adaptacje utworów M.R. Jamesa z lat 1895–1926, szósty film powstał na kanwie noweli Charlesa Dickensa, a dwie ostatnie części oparto na oryginalnych scenariuszach Clive’a Extona i Johna Bowena. Clark wyreżyserował wszystkie filmy poza ostatnim, gdzie zastąpił go Derek Lister.
Celem twórców było odświeżenie popularnej w Wielkiej Brytanii ustnej tradycji opowiadania horrorów w trakcie Bożego Narodzenia, z czego zresztą słynął sam James (nawet jeśli opowieści te nie miały nic wspólnego ze świętami). Clark podkreślał, że jego adaptacje utworów brytyjskiego pisarza „skupiają się na sugestii. Ich celem, jak powiadają, jest raczej wywołanie dreszczy aniżeli szokowanie. Częściowo dlatego, że telewizja nie jest najlepiej przystosowana do wielkoekranowych fajerwerków, ale przede wszystkim dlatego, że chcą dochować wierności idei opowieści o duchach w tradycji literackiej, a nie filmowej” [2]. Prawem paradoksu ograniczenia formatu telewizyjnego stały się siłą A Ghost Story for Christmas: inaczej niż kino i teatr telewizja jest medium prywatnym czy wręcz intymnym, za pośrednictwem szklanego ekranu widz niejako zaprasza duchy do własnego domu. Seans tych krótkich (od 30 do 50 minut) filmów w kinie nie robiłby zapewne zbyt dużego wrażenia, natomiast w półmroku zacisza domowego, przy zasłoniętych roletach i dźwiękach drewna trzaskającego w kominku obcowanie z tymi historiami jest wspaniałym doświadczeniem.
A Ghost Story for Christmas zyskał sporą popularność pośród brytyjskich telewidzów, którzy gromadzili się przed odbiornikami od 22 do 29 grudnia, zawsze pomiędzy godziną 23 a północą, by oglądać ostatni program w ramówce BBC z udziałem znanych i cenionych aktorów (m.in. Petera Vaughana, Clive’a Swifta, Denholma Elliotta i Roberta Hardy’ego). Kryzys nastąpił pod koniec lat 70., kiedy twórcy cyklu postanowili porzucić opowiadania Jamesa na rzecz oryginalnych scenariuszy. Negatywny odbiór Stigmy i The Ice House przyczynił się do zawieszenia antologii na czas nieokreślony; opisując przedostatni odcinek serii, David Kerekes stwierdził: „problem polega na tym, że to nie jest opowieść o duchach. Stigma to po prostu horror. Chociaż jest to w pełni kompetentna produkcja telewizyjna, po prostu nie pasuje do klimatu, jaki powinna mieć świąteczna opowieść o duchach” [3]. Z kolei Alex Davison uznał, że twórcom The Ice House „nie udaje się w pełni wywołać dreszczyku emocji, jaki towarzyszył filmom Clarka” [4]. Po odejściu z BBC w 1979 roku Clark nakręcił jeszcze jedną ekranizację Jamesa (Magiczne runy), tym razem dla Yorkshire Television.
Ćwierć wieku po emisji ostatniego odcinka A Ghost Story for Christmas stacja BBC przypomniała serię w Boże Narodzenie 2004 roku. Zapadła decyzja o nakręceniu nowych segmentów opartych na twórczości M.R. Jamesa. Na pierwszy ogień poszło opowiadanie Widok ze wzgórza (jego adaptacji podjęli się w 2005 roku reżyser Luke Watson i scenarzysta Peter Harness), a rok później pokazano ekranizację Numeru 13 (w reżyserii Piera Wilkiego do skryptu Justina Hoppera). Na następny film przyszło czekać widzom aż cztery lata, gdy wyemitowano telewizyjną wersję opowiadania Przyjdę na twoje wezwanie, mój chłopcze! Andy’ego De Emmony i Neila Crossa. Począwszy od 2013 roku opiekunem formatu jest Mark Gatiss – brytyjski aktor, reżyser, scenarzysta, pisarz, komik oraz znawca horrorów. Gatiss napisał i nakręcił jak dotąd sześć odcinków antologii (w tym jeden na podstawie własnego pomysłu i jeden na kanwie opowiadania Arthura Conana Doyle’a). Dziesiąty odcinek serii nosi tytuł Woman of Stone i powstał na podstawie utworu Edith Nesbit, a jego premierę zaplanowano na Boże Narodzenie 2024. Warto więc przyjrzeć się poprzednim.
[1] Większość wzmiankowanych tu opowiadań można znaleźć w zbiorach: Montague Rhodes James, Opowieści starego antykwariusza, tłum. R. Lipski i J. Mroczkowska, Toruń 2005 oraz Montague Rhodes James, Opowieści o duchach, tłum. M. Dżdża, Toruń 2012.
[2] H. Wheatley, Gothic Televison, tłum. własne, Manchester 2006, s. 51.
[3] D. Kerekes, Creeping Flesh: The Horror Fantasy Film Book. Volume 1, tłum. własne, Manchester 2003, s. 36.
[4] A. Davison, Ghost Stories: Classical Adaptions from the BBC, tłum. własne, London 2011, s. 17.
„A View From a Hill” (2005)
Ekranizacja opowiadania M.R. Jamesa Widok ze wzgórza. Młody historyk Fanshawe przybywa do wiejskiego domu podupadłego arystokraty Richardsa, żeby wycenić jego kolekcję archeologiczną. W trakcie spaceru po okolicy Richards pokazuje Fanshawe’owi wzgórze, gdzie niegdyś wieszano skazańców, oraz ruiny starego opactwa. Fanshawe widzi zakon w całej okazałości przez pożyczoną od Richardsa lornetkę, która należała do Baxtera – zaginionego od lat przodka arystokraty. A View From a Hill to obiecujący początek nowej odsłony cyklu, nawet jeśli niektóre szczegóły uległy zmianom: fabułę przeniesiono z epoki edwardiańskiej do lat 40. XX wieku, doktor przybywa na wieś jesienią, a nie latem (co pozwoliło wykorzystać jesienne plenery w hrabstwie Surrey i dolinie Tamizy), a zaczarowana lornetka zostaje spalona, nie zaś – tak jak w opowiadaniu – zabrana przez Fanshawe’a do kościoła, gdzie traci swą moc. Najważniejsze, że scenarzyście Peterowi Harnessowi i reżyserowi Luke’owi Watsonowi udało się zachować złowieszczą atmosferę utworu Jamesa; sekwencja w łazience należy do jednej z najbardziej przerażających w całej antologii.
„Number 13” (2006)
Pier Wilkie, producent A View From a Hill, powrócił jako reżyser adaptacji opowiadania Numer 13 Jamesa do skryptu Justina Hoppera. Jego bohaterem jest niemal archetypowa dla tego pisarza postać naukowca – racjonalnego i nieco aroganckiego osobnika wystawionego na próbę życia przez kontakt ze światem niematerialnym. Tym razem takim uczonym jest profesor Anderson z Oxfordu, który przybywa do małego miasteczka katedralnego gdzieś w Anglii, aby uwierzytelnić dokumenty pochodzące rzekomo z XVI wieku. Podczas pracy w bibliotece katedry uczony znajduje wzmiankę o pewnym mieszkańcu miasteczka, który przyznawał się do konszachtów z diabłem. Na dodatek w miejscowym zajeździe, w którym nocuje Anderson, pojawiają się drzwi do nieistniejącego pokoju numer 13, które kryją przerażającą tajemnicę. W przypadku tej ekranizacji także nie obyło się bez zmian, przede wszystkim miejscem akcji uczyniono angielską prowincję, podczas gdy w oryginale Jamesa było to duńskie miasto Viborg. Gorzej, że twórcy zaprezentowali generyczny film grozy pozbawiony grozy i sympatycznego bohatera, któremu można by kibicować.
„Whistle and I'll Come to You” (2010)
Przyjdę na twoje wezwanie, mój chłopcze! to jedno z najbardziej znanych i cenionych opowiadań w dorobku Jamesa. Pierwsza ekranizacja (w reżyserii Jonathana Millera) powstała w 1968 roku na potrzeby realizowanej przez BBC serii Omnibus – i to właśnie ten film zainspirował Lawrence’a Gordona Clarka do stworzenia A Ghost Story for Chistmas. Autorzy drugiej telewizyjnej adaptacji, scenarzysta Neil Cross i reżyser Andy De Emmony, wprowadzili szereg zmian do fabuły: Parkins nazywa się tutaj Parkin i nie jest samotnym młodym ontografem, lecz emerytowanym astronomem udręczonym postępującą demencją chorej żony. Największe kontrowersje wzbudził jednak fakt, że bohater tej ekranizacji znajduje na opustoszałej plaży nie prastary gwizdek, który przywołuje ducha, lecz tajemniczy pierścień, w związku z czym tytuł oryginału przestaje mieć sens. Mimo tych zmian twórcy Whistle and I’ll Come to You pozostali wierni duchowi Jamesa. Więcej: stworzyli jeden z najbardziej niepokojących odcinków całej serii; sceny na plaży i w hotelu naprawdę mogą wywołać gęsią skórkę, a dodatkowym atutem jest wybitna rola Johna Hurta.
„The Tractate Middoth” (2013)
Pierwszy segment A Ghost Story for Christmas nakręcony przez Marka Gatissa, który do dziś jest kuratorem całego cyklu. Traktat Middoth nie ma najlepszej opinii pośród wielbicieli Jamesa (z wyjątkiem samego Gatissa, który uważa go za jeden z najlepszych utworów angielskiego pisarza), choć jest często przenoszony na ekran. Pierwsza ekranizacja powstała już w 1951 roku pod tytułem The Lost Will of Dr. Rant w ramach serii Lights Out emitowanej w amerykańskiej stacji telewizyjnej NBC (w roli głównej wystąpił Leslie Nielsen), potem za to opowiadanie dwukrotnie (w 1959 i 1966 roku) brali się Brytyjczycy z BBC i ATV/Thames Television. Niestety – wariant Gatissa nie umywa się nie tylko do literackiego pierwowzoru, ale nawet do tych starszych adaptacji. Pomimo dbałości o odwzorowanie detali z epoki (akcja toczy się w latach 30. i 50. XX wieku), zachwycających lokalizacji (Chetham’s Library w Manchesterze i Browsholme Hall w Ribble Valley) oraz niezłego aktorstwa (Sacha Dhawan, John Castle, Louise Jameson) film zawodzi jako opowieść o duchach, a jego piętą achillesową jest dosłowność, która zupełnie odziera całość z grozy.
„The Dead Room” (2018)
Pierwsza seria A Ghost Story for Christmas straciła na jakości, kiedy twórcy zaczęli rezygnować z opowiadań Jamesa na rzecz oryginalnych scenariuszy, czego dowodem odcinki Stigma (1977) i The Ice House (1978). Gatiss najwyraźniej nie wyciągnął wniosków z tamtych porażek i na swój drugi film w ramach cyklu wybrał skrypt własnego autorstwa, atoli luźno zainspirowany esejem z 1931 roku pt. Ghosts – Treat Them Gently!, w którym James wyłożył podstawowe prawidła budowania opowieści z dreszczykiem. The Dead Room traktuje o starzejącym się aktorze nazwiskiem Aubrey Judd, który podczas nagrywania programu radiowego wspomina wydarzenia sprzed czterdziestu lat, gdy chłopak, w którym się kochał, zginął w tajemniczych okolicznościach. W przerwach pomiędzy kolejnymi sesjami Aubrey ściera się z realizatorką nagrań Tarą i dialogi tej dwójki stanowią główną treść filmu. Problem w tym, że fabuły właściwie tu nie ma; nie ma tu również strachów, bo historia Aubreya jest wyjęta z wysłużonej rekwizytorni horrorów, a w finale bezradny Gatiss ucieka się do prymitywnego jump scare’a. I jedno, i drugie widzieliśmy setki razy w lepszym wykonaniu.
„Martin's Close” (2019)
James wystylizował Zagrodę Martina na sprawozdanie z procesu sądowego z 1684 roku, w którym tytułowego panicza George’a Martina oskarżono o zamordowanie Ann Clark – zakochanej w nim ubogiej dziewczyny. Motywem panicza miała być zrujnowana reputacja, która uniemożliwiła mu lukratywną ofertę matrymonialną. Procesowi przewodził Lord Jeffreys (postać autentyczna), zwany „Wiszącym Sędzią” z powodu lubowania się w wydawaniu wyroków śmierci. Martinowi grozi więc stryczek, choć jego ofiara była widywana po śmierci. Martin’s Close to bardziej dramat sądowy niż opowieść o duchach (zjawa pojawia się jedynie dwa razy – i tylko na moment), na dodatek okraszony sporą dozą komizmu, co jest zasadniczo zgodne z przekazami historycznymi, wedle których sędzia Jeffreys wykazywał poczucie wyjątkowo czarnego humoru. Nie ma tu zatem mowy o strachach, ale nie to jest największą bolączką tego odcinka, lecz współczesny narrator, który przy lampce wina opowiada historię Martina, zwracając się do widzów i siląc na wymuszone dowcipy. Ten zabieg zaburzył strukturę i nastrój, czyniąc z dramatu mało śmieszną tragifarsę.
„The Mezzotint” (2021)
Długo wyczekiwany powrót do dobrej formy, ale i materiał źródłowy na to pozwolił: Mezzotinta uchodzi za jedno z najbardziej cenionych opowiadań w bibliografii Jamesa. Jej bohaterem jest pan Williams, kustosz uniwersyteckiego muzeum sztuki, który otrzymuje od handlarza dziełami sztuki propozycję kupna tytułowej mezzotinty (rycina wykonana suchą techniką druku wklęsłego) za – jak sądzi kustosz – zbyt wysoką cenę. Na pozór przedstawiający wiejską posiadłość rysunek niczym się nie wyróżnia, ale okazuje się, że mezzotinta ulega drobnym zmianom za każdym razem, gdy ktoś na nią patrzy: na niebie pojawia się księżyc, a zza krzaków wyłania złowroga postać zmierzająca w stronę okien posiadłości. Równolegle do tych wydarzeń pan Williams usiłuje rozwiązać zagadkę dwóch nazwisk swojego dziadka; wychodzi na jaw, że obie sprawy są ze sobą powiązane, a życie kustosza jest w niebezpieczeństwie. The Mezzotint to triumf telewizyjnego horroru: film naprawdę niepokojący, a w finale – po prostu przerażający. Atmosfera jest tak gęsta, że można niemal poczuć pętlę zaciskającą się na szyi Williamsa, którego świetnie zagrał Rory Kinnear.
„Count Magnus” (2022)
Hrabiego Magnusa już w latach 70. chciał zekranizować Lawrence Gordon Clark, ale projekt upadł z przyczyn finansowych: BBC nie chciało wyłożyć pieniędzy na plenery w Szwecji, gdzie toczy się akcja opowiadania Jamesa („Uważałem, że to dość krótkowzroczne, biorąc pod uwagę sukces, jaki odnieśliśmy z tą serią” – opowiadał po latach Clark). Ponad cztery dekady później Gatiss powrócił do pomysłu Clarka, ale on też spotkał się z budżetowymi ograniczeniami nadawcy, który odmówił kręcenia filmu w kontynentalnej Europie. W rezultacie Count Magnus powstał ostatecznie w Anglii, która na ekranie udaje Szwecję. Film jest zasadniczo wierną adaptacją utworu Jamesa, co stanowi zarówno jego wadę, jak i zaletę: opowiadanie nie należy do najstraszniejszych w dorobku pisarza, toteż i jego filmowa wersja nie zapewnia nadmiaru przerażających scen. I choć przez większość czasu atmosfera jest należycie złowróżbna, to jednak nigdy nie wchodzi w rejestry prawdziwej grozy. Gatiss uwspółcześnił też zakończenie i zastosował nieobecny w opowiadaniu plot twist, ale ani jedno, ani drugie nie wywindowało całości ponad przeciętność.
„Lot No. 249” (2023)
Arthur Conan Doyle nie był pierwszym pisarzem, który wykorzystał w swojej twórczości nieumarłą mumię – wcześniej zrobili to m.in. Jane Webb i Edgar Allan Poe – był natomiast pierwszym, który ukazał ją jako postać niebezpieczną i tym samym położył podwaliny pod popkulturowy wizerunek jęczącego, zabandażowanego truchła, znany z niezliczonej liczby książek, filmów, seriali, parodii i tym podobnych. Mumia zmartwychwstała, opowiadanie Doyle’a z 1892 roku, powstało na fali tzw. egiptomanii – powszechnej w XIX wieku fascynacji Europejczyków kulturą starożytnego Egiptu, do której przyczyniły się m.in. egipska kampania Napoleona z lat 1798–1801 oraz badania naukowe tamtego i poprzedniego stulecia. Gatiss przyciął liczące czterdzieści stron opowiadanie do formatu półgodzinnego filmu telewizyjnego, usuwając kilka postaci i wątków oraz zmieniając zakończenie na bardziej złowieszcze. W rezultacie Lot No. 249 sprawia wrażenie produkcji niepełnej i cokolwiek pospiesznej, choć wreszcie przerażającej, a o to przecież chodzi w A Ghost Story for Christmas. Mimo wszystko tej zasłużonej serii przydałaby się zmiana kuratora.