“A GDYBY… Doktor Strange stracił serce zamiast dłoni?”. MCU w mrocznym i przygnębiającym wydaniu
W poprzednim odcinku #15: “A GDYBY… Doktor Strange stracił serce zamiast dłoni?”. MCU w mrocznym i przygnębiającym wydaniu
W zeszłą środę na Disney+ zadebiutował film Doktor Strange w multiwersum obłędu, ostatnia dotąd odsłona MCU (przynajmniej do czasu premiery widowiska Thor: Miłość i grom). W dziele Sama Raimiego tytułowy bohater przemierza inne wszechświaty, spotykając także alternatywne wersje samego siebie. To nie pierwszy raz, gdy w MCU mamy okazję ujrzeć innego Strange’a.
[maxbutton id=”1″ ]
W 2021 roku zadebiutował pierwszy animowany serial Marvel Studios – A gdyby…?, oparty na komiksie pod tym samym tytułem. W kolejnych odcinkach wracamy do wydarzeń znanych już z filmów uniwersum Marvela, jednak oglądamy ich alternatywne wersje. W ten sposób mamy okazję zobaczyć na przykład, jak T’Challa prezentuje się jako Star-Lord i co wynika ze spotkania Killmongera z Tonym Starkiem. Choć 9 odcinków pierwszego sezonu (drugi jest już zapowiedziany) nie zdołało utrzymać równego poziomu, jeden z nich szczególnie wyróżnia się na plus, dlatego poświęcimy mu odcinek tego cyklu.
Mowa o A gdyby… Doktor Strange stracił serce zamiast dłoni?, napisanym przez A.C. Bradley i wyreżyserowanym przez Bryana Andrewsa.
Uwaga na drobne spoilery.
Inna historia
Strange’a poznajemy w odcinku jako uznanego chirurga, który ma na koncie przeprowadzony z sukcesem trudny zabieg hemisferektomii. Strange wraz ze swoją dziewczyną, Christine Palmer, wyjeżdża na galę, podczas której ma otrzymać nagrodę za tę operację. Podobnie jak w oryginalnym filmie z 2016 roku, dochodzi do wypadku, tym razem jednak z dłońmi Strange’a – które w MCU doznały licznych uszkodzeń – nie dzieje się nic złego. Bohatera dotyka inna tragedia. Christine ginie.
W tym momencie rozpoczyna się walka Strange’a o to, żeby uratować swoją ukochaną przed śmiercią. To ta motywacja skłania go do udania się do Kamar Taj, gdzie szkoli się na Mistrza Sztuk Mistycznych. Dwa lata później Strange odkrywa, że za pomocą Oka Agamotto można podróżować w czasie i dochodzi do wniosku, że w ten sposób mógłby powstrzymać wypadek, w ktorym zginęła Christine. Pomimo ostrzeżeń Przedwiecznej i Wonga, powraca do dnia śmierci Christine, nie wiedząc wówczas, jak fatalne skutki będzie mieć jego decyzja.
Wyjątkowo mrocznie
Nie wchodząc w dalsze szczegóły fabuły warto powiedzieć wprost – A gdyby… Doktor Strange stracił serce zamiast dłoni? to jeden z najbardziej przygnębiających i najmroczniejszych fragmentów całego MCU. Twórcy skorzystali z możliwości, jakie dały im założenia serialu i stworzyli fabułę, w której próżno wyczekiwać rozwiązań pozytywnych dla bohaterów. W głównej serii podobny efekt osiągnięto właściwie jedynie w Avengers: Wojnie bez granic, która też kończyła się w mrocznym tonie, gdy połowa wszechświata zginęła po pstryknięciu Thanosa. W samo serce trafia to, co napędza w tym odcinku Strange’a. W filmowej genezie bohater chciał odzyskać sprawność w dłoniach, aby móc kontynuować karierę lekarską, tu natomiast nie umie poradzić sobie ze stratą i rozpaczliwie próbuje przywrócić do życia ukochaną. Scenarzystka odcinka oparła historię na własnych doświadczeniach – sama pragnęła w jakiś sposób uratować swojego zmarłego starszego kuzyna. Zapewne dlatego w alternatywnej historii Strange’a tak dobrze czuć te targające nim emocje po śmierci Christine. Choć Strange w swojej misji działa zgodnie z zasadą „cel uświęca środki” i z każdym kolejnym krokiem zatraca się w swojej obsesji, podświadomie mamy nadzieję, że mu się uda i cały ten wysiłek nie spełznie na niczym. Łatwo zresztą utożsamić się ze Strange’em, jeśli kiedykolwiek doświadczyło się straty kogoś bliskiego i miało się powracające myśli o tym, co powinno się wydarzyć, aby ta osoba wciąż była z nami.
[maxbutton id=”1″ ]
Animacja i głosy
A gdyby…? zostało zrealizowane w charakterystycznym stylu animacji, kojarzącym się z historiami obrazkowymi. Rysunkowa forma świetnie pasuje do opowieści o Strange’u, bo pozwala na atrakcyjną wizualizację magii otaczającej tego bohatera, w tym zaklęć używanych przez niego samego. Stronę wizualną uzupełnia obsada głosowa składająca się z aktorów znanych już z MCU, co w A gdyby…? nie zawsze było regułą – przykładowo Tony Stark w swoim odcinku nie był dubbingowany przez Roberta Downeya Juniora. Tutaj jednak do swoich ról powracają zarówno Benedict Cumberbatch i Rachel McAdams, jak i na drugim planie Tilda Swinton czy Benedict Wong. Cumberbatch świetnie odnajduje się w dubbingu, przekonująco grając głosem emocje targające jego bohaterem.
Świetny dodatek
Choć alternatywny Strange z odcinka nie pojawia się w Doktorze Strange’u i multiwersum obłędu (a mógłby, biorąc pod uwagę ton narzucony przez Sama Raimiego), seans tego odcinka A gdyby…? warto zaplanować sobie właśnie przy okazji odświeżenia lub pierwszego seansu widowiska MCU. Świetnie rezonuje on ze wzruszającą filmową kwestią Strange’a, który mówi Christine, że kocha ją w każdym uniwersum. To właśnie alternatywna historia z serialu najlepiej pokazuje, do jakiego stopnia i do czego w superbohaterskim świecie może doprowadzić utracona tragicznie miłość.