Potęga miłości, motor napędowy miliona albo i większej ilości filmów. Uniwersalny motyw, który działa zawsze, i zadziałał również w krwawej i brutalnej Szklanej pułapce. Małżeństwo McClane’ów się sypie, John i Holly średnio się już dogadują, zmieniają nazwiska itd., ale gdy tylko małżonka jest w niebezpieczeństwie, dzielny mąż pędzi na bosaka (w sensie, że bez butów, a nie, że szarżuje na naszego polityka) po szkle, by ratować ją (a przy okazji innych zakładników) z rąk sukinkotów, którzy podnieśli rękę na jego kobietę. Tym samym John rośnie w oczach widzów niemal jak Ciastek w drugiej części Shreka, wzbudzając powszechny szacun nie tylko ludzi ulicy. Generalnie jak na potęgę miłości, to dość krótki wyszedł ten akapit. Ale to w końcu kino akcji, kto by chciał dłużej czytać słodkopierdzące frazesy o tym przereklamowanym uczuciu. Mimo, że John uratował życie Holly, i uratuje ją po raz drugi w kolejnej części, ona i tak go zostawi, a on w trzeciej części będzie chlać. Miłości nie ma, są tylko halucynacje z niedożywienia.
Szklana pułapka stworzyła powielany potem taśmowo (i z różnym skutkiem) kapitalny schemat, w którym ten dobry przez przypadek znalazł się akurat w miejscu, które zostało opanowane przez tych złych, którzy o obecności dobrego nie wiedzieli i jak ostatnie lamy byli przez niego stopniowo eliminowani. Liberator, Air Force One, czy Pasażer 57, to tylko pierwsze z brzegu przykłady filmów, w których pozytywny bohater wymiótł cały zastęp złoli, zanim ci zdążyli się zorientować co ich w ogóle trafiło. Zgodnie z życzeniem reżysera Johna McTiernana, Oda do radości (IX Symfonia, IV część) Ludwiga van Beethovena stała się muzycznym tematem terrorystów (pamiętna scena otwarcia sejfu – fuck yeah!).
Hans Gruber nawet nuci ten utwór w pewnym momencie filmu (gdy jest w windzie z panem Takagim). Kompozytor filmowy Michael Kamen początkowo twierdził, że użycie Beethovena w filmie akcji to świętokradztwo, mówiąc McTiernanowi: Zrobię dla ciebie mięso mielone z Wagnera lub Straussa, ale dlaczego Beethoven? McTiernan odpowiedział, że Oda do radości była tematem ultra-przemocy w Mechanicznej pomarańczy Stanleya Kubricka. Kamen jako oddany fan twórcy Lśnienia, po usłyszeniu takiego argumentu, wrzucił na luz.
PS. Nie wiem kiedy oni zdążyli zapozować do tego zdjęcia, kto wtedy prowadził samochód… to znaczy pilnował zakładników?
Kultowe wszystko, a przede wszystkim teksty, jak Yippie Ki Yay Motherfucker, Now I have a machine gun ho ho ho, Welcome to the Party!, Będzie potrzeba więcej agentów F.B.I. (ten mi akurat lepiej brzmi po polsku), czy autoironiczne mamrotanie Willisa do samego siebie podczas przepychania się kanałami wentylacyjnymi. Do tego brud, pot, porwane ciuchy i palony luzacko papieros, to obraz twardziela z lat 90. ubiegłego stulecia, jakich dzisiaj się już nie robi. Jedynie John Wick gimnastykuje się i strzela jak może, żeby choć w połowie dorównać charyzmie i twardzielstwu (MS WORD podkreślił to słowo na czerwono, ale dodałem do słownika i przestał) Johna McClane’a, choć do uroku Willisa z 1988 roku, nawet jeśli Keanu Reevesa zapierającego dech także kocha cały świat, nie ma szans doskoczyć.
Trzeba też powiedzieć wprost; w dzisiejszym kinie, ugładzonym, ugłaskanym jak mały piesek, grzecznym jak śpiące dziecko, i poprawnym politycznie jak sam nie wiem co, nie przeszedłby w całości kultowy tekst Johna, dlatego już w kolejnych częściach bywał on skracany do Yippie Ki Yay, a w wersji filmu dla amerykańskiej telewizji brzmiał niemal kreskówkowo, bo… Yippie Ki Yay Melon Farmer.