search
REKLAMA
Artykuł

6 rzeczy, które WOJNY KLONÓW naprawiły w prequelach STAR WARS

Mikołaj Lewalski

5 czerwca 2020

REKLAMA

Niektórym może się to wydawać nieco abstrakcyjne, ale niedawno minęło 15 lat od premiery Zemsty Sithów. Przez ten czas świat Gwiezdnych wojen doczekał się rozwinięcia, którego w 2005 roku chyba nie spodziewał się nikt, a odbiór trylogii prequeli radykalnie się zmienił. Pokolenie fanów wychowujących się na epizodach I-III zdążyło dorosnąć i zabrać głos w dyskusji, nostalgia zaczęła odgrywać coraz większą rolę w odbiorze tych filmów, a w efekcie całokształt tego początkowo znienawidzonego projektu George’a Lucasa obecnie oceniany jest o wiele cieplej niż te 15 lat temu. I choć teoretycznie dzieło filmowe powinno być autonomiczne i nie musieć polegać na suplementach, historia i postaci prequeli zostały w ogromnym stopniu rozbudowane i pogłębione przez animowane Wojny klonów.

W świadomości fanów śledzących pozafilmowe dzieła, a także w nowej wersji kanonu Gwiezdnych wojen serial ten jest kluczowym elementem historii upadku Republiki i przemiany Anakina Skywalkera w Dartha Vadera. Dzieło Dave’a Filoniego, George’a Lucasa (i wielu innych) umiejętnie wypełniło irytujące luki w fabule trylogii, nadało głębi postaciom z kartonu, uwiarygodniło relacje między bohaterami i stworzyło potężną podbudowę pod ładunek emocjonalny tragicznej kulminacji Zemsty Sithów (którą możemy obejrzeć z innej niż wcześniej perspektywy w siódmym sezonie Wojen klonów). W tym tekście wyróżnię i opiszę elementy prequeli, które dzięki Wojnom klonów zyskały najwięcej.

Uratowana postać Anakina Skywalkera

Filmowa wersja młodego Anakina rozczarowała wielu fanów z różnych powodów. Niektórzy wieszali psy przede wszystkim na Haydenie Christensenie, ja jednak uważam, że największą winę za problemy tego bohatera ponosi sam Lucas. To on napisał kiepskie dialogi, które Christensen musiał przenieść na ekran, i to on przygniótł młodego Skywalkera masą innych wątków, które zabrały cenny czas, jaki można było poświęcić na lepsze rozbudowanie tej postaci. Wojny klonów znacznie lepiej radzą sobie z przedstawieniem wad przyszłego Dartha Vadera, jednocześnie czyniąc z niego charyzmatyczną postać, której nie sposób nie lubić. Animowany Anakin to szanowany i błyskotliwy dowódca, który prowadzi swoich żołnierzy do walki na pierwszej linii frontu; jego bohaterstwo jest niekwestionowane, a nieszablonowe myślenie stawia go ponad skostniałymi i do bólu zasadniczymi kompanami Jedi. Obi-Wan w Nowej nadziei opisuje Luke’owi jego ojca, nazywając go wielkim wojownikiem, wybitnym pilotem i wspaniałym przyjacielem – i o ile pierwszy akt Zemsty Sithów całkiem nieźle nawiązuje do tych słów, tak Wojny klonów sprawiają, że w pełni rozumiemy znaczenie i czujemy ciężar tych słów.

Anakin był bowiem wyjątkowym człowiekiem, nawet pomimo swoich wad, które wybrzmiewają także w serialu. Popadanie w gniew, lekkomyślność, niemożność akceptacji porażki, paniczny strach przed utratą żony – wszystko to, co widzieliśmy w Ataku klonów Zemście Sithów, pojawia się także tutaj, tyle że przewaga pozytywnych cech w ostatecznym rozrachunku przemawia na korzyść Anakina. Ten obraz postaci w żadnym razie nie kłóci się z filmową wizją; serial zaczyna się już jakiś czas po wybuchu wojen klonów, nie ma więc nic naciąganego w tym, że roszczeniowy smarkacz z Ataku klonów musiał szybko dojrzeć i odnaleźć się w odpowiedzialnej roli dowódcy. Prawdziwym przełomem okazuje się jednak opieka nad młodą uczennicą, prawdopodobnie jeszcze bardziej bezczelną niż on, a przy tym niesamowicie uzdolnioną. Ahsoka motywuje Anakina do introspekcji i dorośnięcia do roli wzoru do naśladowania, którym powinien być jako mentor (z pewnością taki był zamysł Yody, który zaplanował podrzucenie uczennicy Anakinowi). Dlaczego więc Skywalker z Zemsty Sithów wydaje się być kilka kroków do tyłu za tym animowanym? To połączenie manipulacji Palpatine’a i konfliktów z coraz bardziej odrealnioną Radą Jedi, która w trakcie serialu kilkukrotnie udowadnia, że nie jest godna zaufania. W wyniku jednej z najgorszych decyzji mistrzów Ahsoka niemal zostaje niesłusznie skazana na śmierć i w efekcie odchodzi z Zakonu, zostawiając Anakina ze wściekłością i poczuciem poniesienia osobistej porażki. To w połączeniu z coraz częstszymi przebłyskami ciemnej strony czyni upadek Anakina znacznie bardziej wiarygodnym.

Stworzenie prawdziwej postaci z Dartha Maula

Darth Maul zadebiutował w Mrocznym widmie w 1999 roku. Jego obecność na ekranie ograniczyła się do rzucania posępnych spojrzeń, śledzenia głównych bohaterów na Tatooine i wzięcia udziału w finałowej walce na miecze świetlne. Przez ten cały czas Maul wypowiedział trzy zdania i nie zaprezentował żadnej cechy charakteru poza żądzą mordu i przesadną pewnością siebie. Jego wygląd i umiejętności intrygowały, ale postać z niego była żadna. Wytatuowany Sith miał niewiele więcej osobowości od masowo złomowanych droidów bojowych i skończył przecięty na pół przez Obi-Wana. Jak wielkie było więc zaskoczenie fanów, kiedy w połowie trzeciego sezonu Wojen klonów okazało się, że Maul żyje, a zadaniem jego brata (który dołączył do serialowych złoczyńców kilka odcinków wcześniej) jest odnalezienie go. Decyzja o wskrzeszeniu Maula naturalnie budziła poważne wątpliwości i była powszechnie uznawana za naciąganą. Po tych wszystkich latach wciąż wydaje się to trochę niepoważne, ale uważam, że jak najbardziej warto było to zrobić.

Wojny klonów uczyniły z Maula jednego z najbardziej interesujących antagonistów w całym uniwersum, a wędrówka, którą przechodzi jego postać, jest fascynująca. Przez ponad dekadę Maul żył w kompletnym obłędzie, walcząc o przetrwanie w podziemiach planety-wysypiska, gdzie przy życiu trzymała go nienawiść do Obi-Wana (i żywienie się mięsem rozumnych istot). To nadało mu cel wykraczający poza wypełnianie rozkazów spiskującego Palpatine’a – zemstę. Czerwonoskóry zabrak pragnął jednak znacznie więcej; w momencie swojej klęski na Naboo był uczniem najpotężniejszej istoty w galaktyce i wierzył, że będzie częścią nowego porządku. Wszystko to zostało mu odebrane, postanawia on więc samodzielnie wykroić własny kawałek tortu, przejmując kontrolę nad przestępczym światem galaktyki i narzucając swoją dominację całym syndykatom zbrodni. Używa w tym celu zarówno manipulacji, jak i przemocy, udowadniając, że jest prawdziwym uczniem swojego mistrza. Oglądanie, w jaki sposób Maul przejmuje władzę na Mandalore, mści się na Obi-Wanie i odgrywa kluczową rolę w finale wojen klonów, w pełni wystarcza, by uznać jego powrót za wartościowy.

(SPOILER z trzeciego sezonu Rebeliantów) Ostatecznie jednak to zemsta okazuje się jego największą rządzą i zarazem zgubą, a historia zatacza koło na Tatooine, gdzie w swoich ostatnich chwilach Maul znajduje pocieszenie w zapewnieniu Obi-Wana, że młody Luke jest tym, który doprowadzi do upadku Palpatine’a (którego Maul z czasem znienawidził całym swoim sercem).

Nadanie trzeciego wymiaru klonom

Podczas oglądania prequeli mało rzeczy wzbudza we mnie takie poczucie niedosytu jak ukazanie klonów. W przeładowanej wątkami Zemście Sithów nie było już czasu na jakiekolwiek rozwinięcie ich osobowości ani na lepsze przedstawienie więzi między nimi a Jedi, ale na szczęście serial nadrabia to z nawiązką. Już w pierwszym odcinku pierwszego sezonu pojawia się fantastyczna scena, w której Yoda poucza klony, że tak naprawdę każdy z nich jest inny – zarówno w duchu, jak i w manifestacji życiowej energii. Żołnierze są zaskoczeni, słysząc, że widziani poprzez Moc różnią się od siebie w tak dużym stopniu – podejrzewam, że podobnie może czuć się widz, który nie miał wcześniej kontaktu z pozafilmowym obrazem klonów. A to tylko początek; w całym serialu pojawiają się klony o przeróżnych postawach i nastawieniach, wielu z nich podkreśla swoją autonomię poprzez personalizację uzbrojenia, tatuaże i zmiany fryzury. Okazjonalnie trafiają się jednostki kompletnie odbiegające od norm (nadpobudliwość charakteru, fizyczne mutacje itp.), w pierwszym sezonie pojawia się także zdrajca pracujący dla Separatystów i dezerter, który postanowił zaopiekować się wdową z dzieckiem, stając się mężem i ojcem. Z pewnością najważniejszym bohaterem wśród wielu klonów przewijających się przez serial jest kapitan Rex – bezpośredni podwładny Anakina, a także kompan i swoisty mentor dla Ahsoki. Jego subtelna ewolucja, zaczynająca się od poznania klona dezertera i kończąca się na odrzuceniu rozkazów i podjęciu samodzielnej decyzji o stanięciu do walki z imperialnym reżimem, stanowi ostateczne świadectwo autonomii klonów.

Wreszcie, Wojny klonów w przekonujący sposób tłumaczą, jak klony mogły bez namysłu otworzyć ogień do Jedi nierzadko będących ich przyjaciółmi – wszystkim potajemnie wszczepiono inhibitory behawioralne. Ich oficjalnym celem miało być tłumienie nieuzasadnionej agresji, podczas gdy w rzeczywistości w momencie wydania rozkazu 66 zmieniły niczego nieświadomych żołnierzy w bezmyślne roboty ślepo wykonujące wolę Palpatine’a. To obrzydliwe zdeptanie cudzej indywidualności i brutalne pranie mózgu na skalę przemysłową, zupełnie w stylu mało sympatycznego kanclerza z Naboo.

REKLAMA