search
REKLAMA
Artykuł

6 rzeczy, które WOJNY KLONÓW naprawiły w prequelach STAR WARS

Mikołaj Lewalski

5 czerwca 2020

REKLAMA

Rozbudowanie relacji i konfliktów między bohaterami


Jedną z największych ofiar George’a Lucasa okazały się relacje między postaciami prequeli. Zabrakło tu ludzkich dialogów, scen skupiających się na interakcjach między nimi (poza ekspozycją i niekończącymi się dyskusjami o ważnych sprawach), a także lepszego poprowadzenia aktorów. Wojny klonów pod tym względem są znacznie bliższe oryginalnej trylogii; bohaterowie docinają sobie, rozmawiają jak prawdziwi ludzie i nie chodzą wiecznie spięci, jakby urwali się z szekspirowskiego dramatu. Najbardziej na tym zyskują relacje Anakina z jego bliskimi, a zwłaszcza z Padme. Tutaj faktycznie czuć chemię i uczucie między tą dwójką i bez mrugnięcia okiem można uwierzyć w to, że oglądamy męża i żonę. Jest tu więcej luzu i humoru niż w filmach, a do tego pojawiają się sensowne rozmowy na temat ich związku. Ten bowiem nie jest wolny od problemów; idealizm Amidali i kontrolująca natura Anakina potrafią się ze sobą zderzyć, a chorobliwa zazdrość Skywalkera raz niemal popycha go do zamordowania byłego partnera żony.

W serialu rozwinięto także mentorską relację Palpatine’a z Anakinem oraz przyjaźń, która łączyła tego drugiego z Obi-Wanem, tworząc w ten sposób jeden z najbardziej ikonicznych duetów w całej sadze. Anakin i Obi-Wan uzupełniają się tu doskonale, a ich współpraca nierzadko owocuje spektakularnymi sukcesami i przy okazji komediowym złotem. Osobiste różnice motywują ich do wychodzenia poza własną perspektywę, ale nigdy nie podważają wzajemnego szacunku. W pełni zrozumiałe staje się ogromne zaufanie, jakim Yoda darzył tę dwójkę. Sam Yoda również staje się ciekawszą postacią dzięki Wojnom klonów, przejawiając trochę figlarności z Imperium kontratakuje, a także starając się być jak najlepszym mentorem dla innych Jedi, a także klonów. Im bliżej końca serialu, tym bardziej tragiczną postacią wydaje się stary mistrz – stopniowo zdaje on sobie sprawę z błędów popełnionych przez niego i Radę oraz z arogancji pozostałych mistrzów (z nadętym Windu na czele), ale jest już zbyt późno, by coś na to poradzić. Pomimo swojej wielkiej mądrości Yoda jest zagubiony w chaosie wykreowanym przez Palpatine’a, nie potrafi opanować zadufania towarzyszy i podejmuje decyzje, które przyczynią się do zaostrzenia konfliktu między Anakinem a Radą.

Machinacje Palpatine’a i skala wojen klonów

Dzięki Wojnom klonów znacznie lepiej rozumiemy, jak Palpatine’owi udało się przekonać większość galaktyki co do rzekomego udziału Jedi w zainscenizowaniu wojen klonów. Stojąc na czele obu stron konfliktu, przyszły Imperator sterował nim w taki sposób, by nie tylko doprowadzić do jak największych strat w szeregach Zakonu, ale także nastawić opinię publiczną przeciwko Jedi. Wysyłając na planety sprzymierzone z Separatystami wojska ze „strażnikami pokoju i sprawiedliwości” na czele, Palpatine zgrabnie burzył sympatię i zaufanie, jakimi Zakon był darzony przez tysiąclecia. Jednym jest walka w imię wyzwolenia ciemiężonych, a czymś zupełnie innym narzucanie siłą dominacji Republiki światom, które nie chciały być jej częścią. Zamiast pomagać potrzebującym (których miliony, jeśli nie miliardy mieszkały na niższych poziomach Coruscant, dosłownie pod stopami Jedi), Jedi potrafili zabijać istoty walczące o swoją autonomię – a wszystko to na życzenie ich największego wroga. Nie przychodzi mi do głowy bardziej genialny sposób na zniszczenie potężnego przeciwnika.

Przedłużanie wojen klonów przez Palpatine’a i rozciągnięcie ich na całą galaktykę pozwoliło także ukazać rozmaite oblicza tego konfliktu i różnorodność losów istot w niego uwikłanych. Na niektórych planetach wybuchały wojny domowe mające rozstrzygnąć, do której frakcji dołączą, inne starały się zachować neutralność, a jeszcze inne były zamieszkane przez istoty nierozumiejące idei galaktycznej wojny. To nadzwyczaj barwny i złożony obraz walki, której w filmach widzieliśmy zaledwie skrawki.

Wprowadzenie Ahsoki

Ahsoka Tano. Postać początkowo znienawidzona przez duże grono fanów, natomiast dziś niekwestionowana ulubienica, stawiana przez niektórych nad księżniczką Leią. Jej początkowa zadziorność i nadmierna pewność siebie z czasem zaczęły ustępować mądrości i ostrożności w podejmowaniu ważnych decyzji, a całokształt ewolucji był tym, czego zabrakło postaci Rey. Bezczelne zacięcie Ahsoki upodabnia ją do Anakina (mam wrażenie, że dogadałaby się też z Hanem Solo), ale pod pewnymi względami udaje jej się przerosnąć swojego mistrza, który zazwyczaj najpierw działa, potem myśli. Ahsoka to porywająca postać, doskonałe uzupełnienie galerii bohaterów prequeli i znacznie więcej. Proces dorastania pozwala jej zauważyć nie tylko wady Anakina, ale także Rady Jedi, a ostatecznym świadectwem tej przemiany jest decyzja o opuszczeniu Zakonu na rzecz próby odnalezienia własnej ścieżki. Współcześnie jest to wskazywane jako jeden z najważniejszych czynników utraty wiary Anakina w Zakon i to tylko jeden z aspektów postaci Skywalkera, które zyskują na wprowadzeniu Ahsoki do jego historii. Dzięki wątkowi opieki nad młodą uczennicą podróż, którą Anakin odbywa podczas całej trylogii, jest o wiele ciekawsza i znacznie bardziej tragiczna niż wcześniej.

Jasne, brak Ahsoki nie był problemem prequeli, który trzeba było naprawić, ale jej istnienie wypełnia lukę w historii Anakina, który w całej trylogii był definiowany głównie przez miłość do Padme i matki. Koncentrujący się na perspektywie Ahsoki finał Wojen klonów to natomiast jedna z najlepszych rzeczy, które powstały w świecie stworzonym przez George’a Lucasa, a późniejsze losy młodej Jedi są nie mniej interesujące i wciąż rozwijane, być może także doczekają się aktorskiej reprezentacji. Chyba mało kto przewidywał taki obrót spraw, kiedy Ahsoka po raz pierwszy pojawiła się na ekranie w 2008 roku, i myślę, że dobrze było się w tym temacie pomylić.

REKLAMA