6 DEBIUTÓW reżyserskich, których NIE ZNASZ, a powinieneś
Każdego roku jesteśmy świadkami kilkudziesięciu reżyserskich debiutów. Niektórzy, jak Orson Welles, Sidney Lumet czy Mike Nichols, od razu zaczynają z wysokiego C, zachwycając świat filmami, które od razu wchodzą do kanonu kinematografii: Obywatelem Kane’em, Dwunastoma gniewnymi ludźmi czy Kto się boi Virginii Woolf? Bywają jednak wybitnie ciekawe debiuty, które nie docierają do szerszej publiczności, zatrzymując się na obiegu festiwalowym lub ginąc w bogatym filmowym dorobku znanego reżysera. Oto sześć mniej znanych reżyserskich debiutów, które warto poznać.
Siedzący słoń (2018)
Film chińskiego reżysera Hu Bo to wzruszające, choć prawie czterogodzinne slow cinema, rozgrywające się pośród szarych blokowisk, gdzie słońce rzadko wygląda zza chmur. Losy czwórki bohaterów Siedzącego słonia nieustannie przeplatają się i chociaż ich problemy są różne, łączy ich jedno – brak nadziei, apatia i poczucie zupełnej beznadziei. Te emocje potęgują długie ujęcia kręcone kamerą z ręki, kiedy razem z bohaterami przemierzamy szare zakamarki w rytm melancholijnej, nastrojowej ścieżki dźwiękowej. Siedzący słoń to pierwszy i jedyny pełnometrażowy film Hu Bo – zaledwie 29-letni reżyser popełnił samobójstwo krótko po ukończeniu filmu.
Siódmy kontynent (1989)
To kinowy debiut Austriaka Michaela Hanekego, znanego szerokiej publiczności z takich filmów jak Funny Games, Pianistka czy Miłość. Georg, inżynier, jego żona Anna, optyczka, i ich córka Eva to typowi przedstawiciele austriackiej klasy średniej. Kiedy podejmują decyzję o wyjeździe do Australii, ich życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Siódmy kontynent zaskoczy każdego kinomana, chociaż to depresyjne i cyniczne dzieło filmowe o rozpadzie rodziny i międzyludzkich więzi. To przede wszystkim jednak wstęp do Funny Games – początek fascynacji reżysera zagadnieniem przemocy.
Come to Daddy (2019)
Pełnometrażowy debiut Anta Timpsona rozpoczyna się cytatem z Kupca weneckiego Szekspira („[…] grzechy ojców mają być karane na dzieciach”) i… Beyoncé Knowles („There is no one like my daddy” – „Nie ma nikogo takiego, jak mój tatuś”). Ta groteskowa mieszanka doskonale oddaje to, co czeka widzów w dalszej części filmu – pełną absurdów historię balansującą na granicy powagi i absurdu, gatunkowo będącą po trosze komedią, horrorem, thrillerem i dramatem o walce z duchami przeszłości. Norval Greenwood (w tej roli Elijah Wood) dostaje od dawno niewidzianego ojca zaproszenie do jego, jak się okaże, urokliwie położonego domu nad oceanem. Niedługo po przybyciu Norvala zachowanie ojca robi się bardzo podejrzane.