5 ról Borysa Szyca, które każdy powinien znać
Chyba każdy z nas był kiedyś na etapie, w którym obawiał się, że – otwierając lodówkę w poszukiwaniu jedzenia – spotka tam Borysa Szyca. Od dobrych kilku lat urodzony 4 września 1978 roku w Łodzi aktor należy do najpopularniejszych twarzy polskiego kina, choć trudno przyznać, by cieszył się uniwersalnym uwielbieniem. Kończący dziś okrągłe 40 lat Szyc to aktor bardzo wszechstronny, ale i często dokonujący niewłaściwych zawodowych wyborów. Równie często otrzymywał najważniejsze polskie nagrody filmowe – Orły i Złote Lwy – co wątpliwe wyróżnienia w postaci Węży. W ostatnich latach kariery częściej pojawiał się w tej drugiej grupie “laureatów”, ale dwie rzeczy, których nie można mu odmówić, to pracowitość i wyrazistość. W ramach prezentu urodzinowego dla świeżo upieczonego czterdziestolatka wybrałem 5 ról Borysa Szyca, które każdy powinien znać.
Zimna wojna (2018), reż. Paweł Pawlikowski
Zaczynamy od najnowszego filmu na tej liście, bo też kreacja Szyca jest jednym z najmocniejszych punktów nagrodzonego w Cannes za reżyserię dzieła Pawła Pawlikowskiego. W Zimnej wojnie Szyc wciela się w pozornie stereotypowego sługusa partii komunistycznej, obślizgłego urzędasa gotowego zrobić wszystko, by utrzymać się na powierzchni w trudnych powojennych czasach. W dużej mierze jest w kierowniku Kaczmarku wszystko to, czego nienawidzimy w tych filmowych reliktach socjalizmu – dlaczego więc bohater kreowany przez Szyca mimo wszystko da się lubić? Jest niejednoznaczny – nie korzysta z pierwszej nadarzającej się okazji, by zemścić się na dwójce głównych bohaterów, a nawet pomaga dawnemu, choć skreślonemu przez system współpracownikowi. Bez wątpienia jest oportunistą, ale takim, który nie zaprzedał duszy diabłu w całości – zostawił cząstkę dla siebie, by choć trochę pozostać człowiekiem. Ważna rola – zarówno dla tego filmu, jak i dla dorobku Borysa.
Testosteron / Lejdis (2007/2008), reż. Andrzej Saramonowicz, Tomasz Konecki
Komediowy dyptyk duetu Saramonowicz-Konecki (pierwszą część wyreżyserowali wspólnie, drugą – sam Konecki) to jeden z największych komercyjnych sukcesów w polskim filmie drugiej połowy poprzedniej dekady. Na Testosteron i Lejdis ludzie chodzili do kina tysiącami, a można powiedzieć, że i milionami (odpowiednio: 1,35 i 2,53 mln widzów), ale nie ma się co dziwić – Saramonowiczowi i Koneckiemu udało się zebrać na planie kwiat ówczesnego polskiego aktorstwa i napisać im takie dialogi, aby wszystko prezentowało się lekko, spontanicznie i świeżo. I tak było – choć Testosteron i Lejdis nie stronią od wulgaryzmów i często mało wybrednego humoru, fabuła pełna jest pomysłowych twistów i zapadających w pamięć kwestii. Któż nie pamięta, jak Borys-kelner Tytus tłumaczył gościom zawiłą drogę do toalety lub jak zdradzał tajniki mocno obciachowego podrywu (to akurat w obu filmach). U Saramonowicza i Koneckiego Szyc błysnął prawdziwym komediowym talentem, z którego później korzystał nawet w poważniejszych rolach.
Symetria (2003), reż. Konrad Niewolski
Jeden z najcięższych w odbiorze polskich filmów XXI wieku. Pamiętam, że, oglądając ten film u progu dorosłości, modliłem się o to, by nigdy, przenigdy nie trafić do więzienia – a Symetria Niewolskiego pokazuje, że wcale nie trzeba być winnym, by znaleźć się za kratami. W ekstremalnie przygnębiającym dramacie Szyc wcielił się w rolę przebojowego Alberta – urodzonego lowelasa i mitomana, współwięźnia głównego bohatera. Mocny w gębie, bezustannie jątrzący i szukający zaczepki, Albert to uosobienie wszelkich stereotypów miejskiego cwaniaka, który ma o sobie wygórowane mniemanie, a w sytuacji kryzysowej jest pierwszy do ucieczki. Symetria pełna jest znakomitych kreacji aktorskich, ale Borys świeci w tym gronie pełnym blaskiem. Mocna rola, która katapultowała Szyca do sławy.
Serce, Serduszko (2014), reż. Jan Jakub Kolski
Podobne wpisy
Choć film Jana Jakuba Kolskiego ma w sobie dużo ciepła (wbrew wszechobecnym na ekranie szarościom), został przyjęty dość chłodno. Mimo że Serce, Serduszko nie osiągnęło spektakularnego sukcesu, to jest to solidny dramat rodzinny z bardzo ważnym morałem o pogoni za marzeniami – ten, kto nazwie film Kolskiego polską, trochę bardziej ponurą odpowiedzią na Małą Miss, nie będzie bardzo daleki od prawdy. W tym wszystkim Borys Szyc wciela się w niewielką, ale bardzo wyrazistą rolę księdza Pietrygi, z wytatuowanymi na ciele wizerunkami Matki Boskiej i codziennym wideoblogiem, podczas którego rapuje, bitboksuje i zachęca internautów do szukania rozwiązań dla ich problemów w kościele. Na pewno niejeden mało gorliwy religijnie widz pomyślał sobie o tej postaci: wow, gdyby wszyscy księża tacy byli… I rzeczywiście – Pietryga to bohater na wskroś pozytywny i szalenie inspirujący, co w niebagatelny sposób przekłada się na fabułę. Jedna z takich postaci drugiego planu, bez której ten pierwszy nie mógłby zaistnieć.
Enen (2009), reż. Feliks Falk
Film Feliksa Falka całkowicie przepadł w kinach, a szkoda, bo w okresie, gdy produkcje kryminalne nie święciły jeszcze triumfów na małych (zwłaszcza) i dużych (nieco mniej) ekranach, Enen wybijał się z gatunkowej posuchy. Nie jest to może dzieło wyjątkowo udane, ale wciągające i fabularnie interesujące – nie dość, że rozgrywa się w okresie po jednym z największych dolnośląskich kataklizmów ostatniego 50-lecia (powódź w roku 1997), to jeszcze dotyczy zawsze intrygującego i nieco przerażającego świata pacjentów szpitala psychiatrycznego. Szyc, mogący pochwalić się tu najbardziej niedorzeczną fryzurą w karierze, wciela się w postać psychiatry, który zamienia się w detektywa usiłującego rozwikłać tajemnicę pochodzenia jednego z pacjentów. Choć Borys miota się nieco w tej kreacji, głównie za sprawą pewnych scenariuszowych niedociągnięć, z powodzeniem dźwiga na barkach ciężar tej historii i udowadnia, że potrafi bawić się także w mniej mainstreamowe, a bardziej “mięsiste” kino.
***
Oto 5 ról, które uznałem za najbardziej warte uwagi w całym dorobku Borysa Szyca. Celowo nie umieściłem tu Wojny polsko-ruskiej, bo z tą rolą Szyc trochę zbyt często bywa kojarzony. Każdy ma jednak swoje typy, więc śmiało dzielcie się nimi w komentarzach, śpiewając przy okazji “sto lat!” dzisiejszemu jubilatowi.