5 powodów, dla których THE HURT LOCKER. W PUŁAPCE WOJNY jest doskonałym filmem wojennym
3. Nieustanne napięcie i poczucie paranoi
Podobne wpisy
Wiele wspomnianych wcześniej pozornie nieistotnych detali ma na celu przekonujące wykreowanie środowiska, w którym przyszło żyć bohaterom. W Iraku nie wiadomo kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Nieprzyjaciele nie noszą mundurów i atakują z ukrycia. Ich bronią często nie jest kałach, a telefon detonujący bombę. Każda twarz w tłumie może należeć do zabójcy, a operator robi, co może, żebyśmy podzielali strach bohaterów. Ukradkowe ujęcia na twarze Irakijczyków, nerwowe ruchy kamery i pokazywanie różnych podejrzanych zachowań sprawiają, że czujemy ciągły niepokój i nieufność. Jakie są intencje tych ludzi? Dlaczego zachowują się w taki sposób? Czy mają złe zamiary? Często odpowiedzi na te pytania pojawiają się, kiedy już jest za późno. Egzotyczny z naszej perspektywy charakter Iraku i spore różnice kulturowe tylko potęgują poczucie wyobcowania. Wszystko to zostaje bezbłędnie przekazane poprzez pracę kamery, a kadry takie jak ten przedstawiający kulejącego bezpańskiego kota trudno zapomnieć.
4. Brak tandetnego moralizatorstwa
Nie będzie miał racji ten, kto nazwie The Hurt Locker filmem jednoznacznie antywojennym. W jeszcze większym błędzie będą ci, którzy uznają go za bezkrytyczną laurkę na cześć amerykańskiej armii. Jedyną tezą, która zostaje postawiona i potwierdzona, jest fakt, że wojna dla niektórych jest jak narkotyk. To uzależnienie od adrenaliny, igrania ze śmiercią i bycia częścią czegoś ważniejszego niż wybór płatków śniadaniowych w lokalnym supermarkecie. Kathryn Bigelow nie przyjmuje tutaj jedynej słusznej perspektywy, a pokazuje nam pewne sceny i sytuacje, zakładając, że każdy dojdzie do własnych wniosków. W jednej chwili widzimy amerykańskiego żołnierza grającego w piłkę z irakijskim chłopcem, a w innej bezprawną egzekucję rannego jeńca na “rozkaz” dowódcy. Główny bohater kilkukrotnie pokazuje wrażliwą i opiekuńczą stronę, ale ryzykuje życie kolegów z oddziału, uparcie poszukując adrenaliny. Niektórzy zdają się odnajdywać w pustynnym piekle wojny, a inni zostają przez nie pochłonięci. Całość oglądamy z perspektywy żołnierzy, którzy nie roztrząsają politycznego wymiaru interwencji USA w Iraku, więc rozważań na temat słuszności tej decyzji również nie uświadczymy. Ostatnie, czego ten film by potrzebował to moralizatorstwo i dyskurs ideologiczny. Zamiast tego otrzymujemy prawdopodobnie najbardziej autentyczną wizję wojny w Iraku, jaką możemy zobaczyć w produkcji fabularnej (tak, wiem, że odstępstw od rzeczywistości jest tu sporo, ale z zasady mają one dobre uzasadnienie).
5. Główny bohater i wybitne zakończenie filmu
Doświadczony żołnierz, wiecznie nieobecna głowa rodziny, chojrak ignorujący protokoły i saper mający na swoim koncie ponad 870 rozbrojonych bomb – oto nasz główny bohater, podoficer William James. Poznajemy go w barakach, gdzie słucha metalowego Ministry włączonego na pełen regulator i do końca filmu pozostaje on dla nas zagadką. Dlaczego z takim entuzjazmem szuka sytuacji, w których może zginąć? Dlaczego nie jest tak wypalony jak koledzy z oddziału i w piekle wojny czuje się jak ryba w wodzie? Nie wiadomo. Nie wie tego ani on, ani nikt inny. Pod koniec filmu ma miejsce rozmowa na ten temat, ale nie poznajemy żadnego wstrząsającego faktu z przeszłości, który by sprawił, że wszystko stanie się jasne. Powody stojące za zachowaniem Williama nie są jasne. Z pewnością poszukuje adrenaliny i sposobów na bycie w ciągłym napięciu. Zdaje on sobie również sprawę, że wojsko i Irak potrzebują tak utalentowanych specjalistów. Ewidentne jest także to, że życie cywila dezorientuje go, o czym świadczy chociażby specyficzna relacja z partnerką (byłą żoną, z którą wciąż mieszka i, według niej, jest w związku). Wiele o tym mówi fakt, że w pudełku z pamiątkami po rozbrojonych bombach Will trzyma swoją obrączkę. “To pudełko jest pełne rzeczy, które prawie mnie zabiły” – Will tłumaczy kolegom z oddziału. Jego przyjaźń z młodym Irakijczykiem pokazuje, że pod maską brawurowego wariata kryje się ciepła i wrażliwa osoba. Jednym z ciekawszych wątków filmu jest zaś obsesja Willa, przekonanego o tym, że odnalezione przez niego zwłoki zamienione w bombę należą do znajomego mu dziecka. Bohater naraża swoje życie w poszukiwaniu sprawców morderstwa, zdeterminowany, by pomścić ofiarę. Kiedy jednak okazuje się, że był w błędzie, a chłopiec żyje jak gdyby nic, Will bezceremonialnie go ignoruje, ku zaskoczeniu widza.
Idealnym zwieńczeniem całości jest zaś zakończenie. Na początku historii zostajemy bowiem poinformowani, że oddziałowi Bravo pozostało 38 dni do zakończenia służby. Wyczekujemy tego końca, podobnie jak bohaterowie. Im bliżej finału, tym bardziej obawiamy się tragedii. Tura kończy się jednak bez ofiar śmiertelnych, a my oglądamy kilka niezwykle wymownych scen z udziałem Willa w rodzinnym domu. Wtedy słyszymy jego wyznanie, skierowane do malutkiego synka: “Została mi chyba tylko jedna rzecz, którą kocham”. Akcja przenosi się z powrotem do Iraku, a napis na ekranie informuje nas, że zmierzającemu w stronę kolejnej bomby Willowi zostało do odsłużenia 365 dni w nowej kompanii. Całość ponownie bezbłędnie ilustruje agresywny utwór Ministry, a my widzimy na twarzy Willa skupienie i poczucie celu, którego nie potrafi znaleźć nigdzie indziej.