5 NAJLEPSZYCH RÓL EWANA MCGREGORA. Cierpienia szkockiego cwaniaka
Kiedy mówiło się o tytułowej roli w ewentualnym filmie lub serialu o przygodach Obi-Wana Kenobiego, w opinii fanów w grę wchodził zawsze tylko on i na szczęście życzenie się spełniło. Tymczasem już za moment w polskich kinach pojawi się Doktor Sen, który sprawi, że nazwisko Ewana McGregora, ponownie za sprawą sequela, raz jeszcze będzie można powiązać z legendarnym dziełem kinematografii, choć z zupełnie odmiennych rejestrów gatunkowych. Słynny Szkot może zresztą pochwalić się obszerną i niezwykle różnorodną filmografią. Przyjrzyjmy się zatem subiektywnemu wyborowi pięciu najlepszych ról Ewana McGregora.
5. Płytki grób (1994), reż. D. Boyle
Ranking rozpoczyna dopiero druga rola w karierze McGregora, którą w pewnym sensie można nazwać preludium do jednego z jego najsłynniejszych ekranowych występów, czyli późniejszego o dwa lata Trainspotting (1996). Oba filmy łączy nie tylko reżyser w osobie Danny’ego Boyle’a, ale również fabuła sytuująca bohaterów poza prawem. Płytki grób (1994) ma jednak dużo większe zacięcie komediowe, a i postaci nie znajdują się w tak dramatycznym położeniu. Obserwujemy losy trojga przyjaciół: Alexa (McGregor), Davida (Christopher Eccleston) i Juliet (Kerry Fox), którzy w wyniku tragicznego skądinąd splotu wydarzeń wchodzą w posiadanie dużej sumy pieniędzy. I w tym momencie zaczynają się ich kłopoty, zarówno jeśli chodzi o ich relacje, jak i grożące im niebezpieczeństwo.
Płytki grób jest czarną komedią, dość specyficzną i przerysowaną, i Ewan świetnie się w tej estetyce odnajduje. Jego Alex przez pierwszą połowę filmu jest postacią po prostu irytującą — pozbawioną skrupułów, chciwą, momentami zakrawającą trochę na socjopatę. Szkot w tej roli pozostaje głównie odpychająco wredny, a jego charakterystyczny uśmiech to w Płytkim grobie jednoznaczny wyraz złośliwości i egoizmu. Alex prezentuje się jednak zgoła inaczej w drugiej części filmu Boyle’a, w której nieco zmienia się tonacja całości. Pojawia się nastrój niepokoju i paranoi, głównie za sprawą Davida granego przez Christophera Ecclestona. Udziela się to także McGregorowi, którego dotąd nieokrzesany błazen traci pewność siebie, a na jego twarzy zaczynają malować się znacznie bardziej autentyczne emocje, jak zaniepokojenie czy gniew. Alex wyraźnie gubi maskę cwaniaka, pod którą kryje się niepewny i raczej słaby młodzieniec.
4. Moulin Rouge! (2001), reż. B. Luhrmann
McGregor zwykle raczej nie bywa typem amanta. Chociaż jest niewątpliwe przystojnym mężczyzną, to pozostaje aktorem o dość charakterystycznej prezencji. Niemniej w ekstrawaganckim, szalenie dynamicznym, postmodernistycznym musicalu Baza Luhrmanna Moulin Rouge! (2001) pokazał się z nietypowej dla siebie strony. Ewan wcielił się tu w Christiana, młodego i ubogiego pisarza, który dołącza do trupy równie niespełnionych artystów pragnących wystawić swoją sztukę w tytułowym music-hallu. Mężczyzna wkrótce poznaje wielką gwiazdę „Moulin Rouge” imieniem Satine (Nicole Kidman) i nie mija wiele czasu, zanim się w niej zakochuje, z wzajemnością, rzecz jasna. Nie wie jednak, że ich związek nie będzie usłany różami.
Choć McGregor nie jest typowym romantycznym kochankiem, to jego rola w Moulin Rouge! zdecydowanie należy do sztafażu melodramatycznego. Szkocki gwiazdor prezentuje się tu szarmancko jak chyba nigdy wcześniej i nigdy później, a przy tym, ze względu na swego rodzaju poczciwość i niepozorność swojego bohatera, pozostaje niezwykle ludzki i budzący współczucie. A nie było to łatwe, zwłaszcza u tak śmiałego reżysera jak Luhrmann, i to jeszcze w bodaj jego najbardziej szalonym dziele. McGregor jako tragicznie zakochany, a jednocześnie pełen zapału Christian jest po prostu świetny, wyraźnie przesiąknięty romantyzmem, podobnie jak zresztą cały wątek miłosny Moulin Rouge!, ale nie romantycznie niestrawny. Na dodatek miał tu możliwość zaprezentowania swoich umiejętności wokalnych, które, choć nie okazały się wybitne, to nie były też szczególnie złe, a niedociągnięcia w partiach wokalnych aktor nadrobił wspaniałą charyzmą. Efektem tego wszystkiego była pierwsza w karierze Szkota nominacja do Złotego Globu.
3. Gwiezdne wojny: część III – Zemsta Sithów (2005), reż. G. Lucas
Trylogii prequeli George’a Lucasa można wiele zarzucić, od kilku naprawdę słabych dialogów po efekty specjalne, które w większości błyskawicznie i bardzo źle się zestarzały. Niemniej Zemsta Sithów (2005) pozostaje najlepszą częścią opowieści o młodym Anakinie Skywalkerze (Hayden Christensen), mimo że niepozbawioną wad. Jednym z najjaśniejszych jej punktów jest zaś uwielbiana przez fanów, kultowa już rola Ewana McGregora wcielającego się w Obi-Wana Kenobiego. Mimo że Szkot nigdy nie stronił od głośnych produkcji, a jego filmografia obfituje w bardzo odmienne od siebie typy postaci, to interpretacja Mistrza Jedi pozostaje jedną z najciekawszych w karierze.
To, czym odznacza się bohater McGregora w Zemście Sithów, co przebijało się już w poprzedniej części sagi, a czego właściwie próżno szukać w innych jego wcieleniach (nie z winy aktora), to szczególnego rodzaju respekt. Choć w momencie kręcenia filmu aktor miał tylko 34 lata, to jego Obi-Wan jawi się jako mędrzec, doświadczony i zaprawiony w boju, wzbudzający szacunek zarówno u towarzyszy broni, jak i przyjaciół. Z drugiej jednak strony wciąż ma w sobie zawadiackość młodego wojownika doskonale równoważącą rozsądek i erudycję Kenobiego. Kulminacją kreacji McGregora w Zemście Sithów jest oczywiście finał walki między jego bohaterem a będącym już po ciemnej stronie Mocy Vaderem. Tam Ewan najdobitniej pozwala przemówić emocjom, które targają Obi-Wanem, a kwestia „You were my brother, Anakin! I loved you!” potrafi na długo zapaść w pamięć.