5 filmów, które warto zobaczyć zamiast DZIEDZICTWA. HEREDITARY
[Postaram się pohamować przed jakimkolwiek spoilerowaniem tak nowego filmu, jak i starszych, choć w przypadku Dziedzictwa. Hereditary niemal każda informacja, łącznie z tym, co obejrzeć można w zwiastunie, kwalifikuje się jako spoiler.]
Na wstępie zaznaczę, że nie uważam Dziedzictwa. Hereditary za zły film. Pełnometrażowy debiut Ariego Astera rozpoczyna się pogrzebem nestorki rodu, od początku sugerując nam, że wraz z jej śmiercią rodzinne tajemnice będą się powoli ujawniać przez liczne szokujące niespodzianki, aż do upiornego i makabrycznego finału. Zatem dzieło spełnione, horror, który dotrzymuje słowa, dostarczając nam niepojętego strachu i obrazów trudnych do zapomnienia. Kreacja grającej główną rolę Toni Collette jest warta każdej nagrody, a nawiedzone oblicze debiutującej Milly Shapiro skutecznie budzi w widzu lęk. Skąd zatem pomysł na listę filmów lepszych od Dziedzictwa?
Podobne wpisy
Poniekąd dlatego, że reżyser, myląc przez cały seans tropy, zmieniając perspektywę, unikając tłumaczenia zawiłości fabularnych, w końcu traci z pola widzenia to, o czym jego film traktuje. Rozwiązanie jest wściekłe, krwawe oraz imponujące, niewiele ma już jednak wspólnego z opowieścią o rodzinie, która od jednej tragedii do kolejnej coraz mocniej się od siebie oddala, a życie pod jednym dachem staje się męczącym i śmiertelnie niebezpiecznym doświadczeniem. Tacy Zwykli ludzie, ale niezwykli. Cały finał można oczywiście interpretować mniej dosłownie, lecz wtedy horrorowy sztafaż jest niczym więcej jak właśnie efektownym, acz zbytecznym dodatkiem. Innym powodem, dla którego postanowiłem ułożyć to zestawienie, jest powszechny zachwyt nad filmem, który w moim przypadku zaowocował rozczarowującym seansem. Oczywiście oczekiwania same w sobie – spełnione czy nie – nie powinny być uzasadnieniem dla oceny, ale kiedy w zwiastunie słyszymy porównania do Egzorcysty, a wszyscy wokół starają się uczynić z Dziedzictwa horror dekady, trudno o wyrozumiałość. Niech zatem poniższa lista będzie próbą spojrzenia na dzieło Astera przez pryzmat filmów, z którymi w jakiś sposób ono koresponduje, a które zwyczajnie robią lepiej to, co Hereditary sobie zaplanowało.
Kill List (2011)
Pierwszym tytułem, który przyszedł mi do głowy po obejrzeniu Dziedzictwa, był Kill List Bena Wheatleya, brytyjski dreszczowiec o zawodowym zabójcy wracającym do fachu w bardzo złowieszczych okolicznościach. Pozornie trudno wskazać na punkty wspólne w fabułach obu filmów – w rzeczywistości sprawne oko zauważy sporo podobieństw. Konstrukcja dzieła twórcy High-Rise jest szczególna, gdyż początkowo wydaje się, że mamy do czynienia z rodzinnym dramatem, niedalekim od dokonań Mike’a Leigha, następnie przechodzimy do części, w której oglądamy wykonywanie zlecenia, ale gdy finał jest coraz bliższy, mroczny thriller zamienia się w jeszcze mroczniejszy horror, odsyłając nas pamięcią do ludycznej grozy Kultu.
Hereditary również kpi sobie z oczekiwań widza, w sposób bardziej nawet bezczelny, jak pisze w swojej recenzji Grzesiek Fortuna, ale jest w tym coś oszukańczego. Nie chodzi wcale o zwroty akcji, które każą nam przewartościować to, co do tej pory widzieliśmy, a także zmienić nasze przewidywania, czy też o narracyjną dezynwolturę – czasem trudno rozeznać się w tym, czyimi oczyma oglądamy opętańczy spektakl i ile w tym spojrzeniu prawdy. U Astera efekt szoku zastępuje konsekwencję, podczas gdy Wheatley konsekwentnie dąży do wywołania w widzu uczucia trwogi przerażającą konkluzją. I choć Brytyjczyk syci się wyłącznie tym strachem, nie dając nic poza tym, wypełnia swe zadanie lepiej od Amerykanina, który próbując dokonać wiwisekcji toksycznej relacji w rodzinie, zatrzymuje się w pół drogi, aby pourywać kilka głów.
Egzorcysta (1973)
Skoro reklamy tak ochoczo przywołują arcydzieło Williama Friedkina, do którego Dziedzictwo jest przyrównywane, nie widzę powodu, dlaczego Egzorcysta nie miałby się pojawić na mojej liście. Po 45 latach od premiery jest to nadal jeden z najwybitniejszych filmów grozy w historii kina, w sposób wirtuozerski łączący rodzinny dramat z horrorem o opętaniu. Tragedia małej Regan i jej matki idzie tu w parze z opowieścią o dwóch księżach, gotowych do największego poświęcenia pomimo wątpliwości i własnej niemocy, a nawet z kryminalnym wątkiem policjanta badającego niewyjaśnione zgony. Jest to film o wierze i miłości, które w starciu z nienawistnym złem muszą zwyciężyć.
Dziełu Astera nie brakuje swobody w umiejscowieniu grozy w rodzinie, ukazaniu niebezpieczeństwa wewnętrznego, choć wymowa całości jest tu zdecydowanie inna niż u Friedkina. Ale porównując Dziedzictwo do Egzorcysty, warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki ich twórcy reagują na horror. Nierozumna sytuacja wyjściowa (i późniejsze) wydaje się znajdować swoje odzwierciedlenie w formie nowego filmu, wprowadzając ciągłą niepewność, ale i konsternację, nawet już po zakończeniu seansu, gdy tymczasem w klasycznym horrorze nie ma mowy o niejasności. Realizm, logika i związek przyczynowo-skutkowy wydają się lepszym podłożem dla szokujących, fantastycznych wydarzeń, bo już sam ten kontrast silnie uderza w widza. Przyznaję, że oglądając Dziedzictwo, byłem trochę zniecierpliwiony sposobem, w jaki „tajemnica” się ujawnia – tak, jakby tego nie chciała.