„Pokot” to fantazja mścicielska. Wywiad z AGNIESZKĄ HOLLAND
Jest jednym z najbardziej utytułowanych polskich filmowców, a na koncie ma wiele udanych międzynarodowych projektów. I choć Pokot powstał jako koprodukcja Polski, Czech, Niemiec i Szwecji, jest filmem bardzo mocno osadzonym w naszej lokalnej rzeczywistości. Zwłaszcza teraz, w obliczu ustawy “Ministra Eksterminacji Środowiska”, jak Agnieszka Holland określa Jana Szyszkę, adaptacja powieści Prowadź swój pług przez kości umarłych wydaje się niezwykle aktualnym głosem w sprawie ochrony szeroko rozumianej natury. Z Agnieszką Holland, która śmieszno-straszno nazywa swój film “profetycznym”, porozmawiałem o pracy nad scenariuszem, obsadzeniu w głównej roli mało znanej aktorki oraz o tym, jak to narrację Pokotu pochwalił sam Paul Verhoeven.
Jak pracowało się pani z Olgą Tokarczuk nad scenariuszem, który – jak słyszałem – miał bardzo wiele wersji?
Tak, bo na początku wydawało nam się, że jest to jedyna spośród powieści Olgi, która w pełni nadaje się do sfilmowania, ponieważ pozostałe mają o wiele bardziej skomplikowaną narrację, są wielowarstwowe i meandryczne. W Prowadź swój pług przez kości umarłych natomiast jest i jasna narracja, i wyrazista bohaterka, więc wydawało nam się, że trzy miesiące i będzie scenariusz. Potem okazało się, że jest to dużo trudniejsze, że język książki nie tłumaczy się tak łatwo na język filmu. Olga napisała pierwszą wersję – w zasadzie rozpisała powieść na sceny – i to się w ogóle nie sprawdziło. Usiadłyśmy więc nad tym obie, robiłyśmy jakieś drabinki, no i było tych wersji szesnaście albo siedemnaście. Oczywiście nie różniły się od siebie drastycznie, ale zmiany były istotne, a przecież później wiele zmieniało się w trakcie realizacji i montażu.
Co w pracy nad scenariuszem było dla pań najistotniejsze?
Zależało nam – a właściwie mi, bo Olga z ogromną wielkodusznością oddała ten tekst w moje ręce – żeby ta historia miała wiele warstw, była bogata. Tym bardziej że istniało ryzyko, że gdy się ją “wypreparuje”, to stanie się ona bardzo ideologiczna, wręcz łopatologiczna. Tego też nie chciałyśmy, wolałyśmy, by była w tym tajemnica, a ja zawsze lubię – jako twórca i jako widz – by w filmie był suspens. I to się udało, bo sam Paul Verhoeven powiedział mi, że do końca nie wiedział, jak ta historia się skończy, a przecież to fachura!
A co w takim razie skłoniło panią do sfilmowania Prowadź swój pług…? Czy była to sama historia, donkichoteria głównej bohaterki, a może lokalizacja?
Myślę, że wszystko razem. Proza Olgi jest bogata i sensualna, a bohaterka tej powieści była wyjątkowa i bardzo zależało mi na tym, by pokazać taką postać w polskim kinie, jej niezgodę na zło. Przy okazji w pewien sposób podczepiam się pod nią generacyjnie, bo – w filmie zostało to chyba nawet wyostrzone w stosunku do książki – ta historia jest wyrazem straconych posthipisowskich nadziei i złudzeń, a także zawiedzionego zaufania kobiet tego pokolenia, które zostały wypchnięte poza nurt życia przez narcystycznych i brutalnych mężczyzn. Poza tym, że nazywałam Pokot „ekologiczno-feministyczno-anarchistycznym thrillerem z elementami czarnej komedii”, powiedziałam kiedyś, że innym tytułem dla niego mogłoby być To nie jest kraj dla starych kobiet. I rzeczywiście – poza tym, że zależało nam na takiej trochę Coenowskiej poetyce, to ta historia pokazuje, że nie ma w tym kraju miejsca dla starych kobiet.
Duszejko żyje w odosobnieniu, ale nie traci umiejętności nawiązywania relacji z ludźmi – gdy wchodzi do klasy jako nauczycielka w szkole podstawowej, jej uczniowie ją uwielbiają.
Bo ona nie jest osamotniona! Jest bardzo otwarta na ludzi i zwierzęta oczywiście. Te zwierzęta to jest dla niej substytut macierzyństwa – z nieznanych powodów Duszejko nigdy nie miała dzieci, ale nawet gdyby je miała, byłyby już zapewne po czterdziestce i nie potrzebowałyby opieki. Ona jest osobą, która łatwo nawiązuje relacje i ogromnie dużo daje od siebie. Ma szlachetny talent przyjaźni, co zresztą ostatecznie jej się opłaci. Pociągają ją ludzie, którymi można się opiekować, którzy zostali w pewien sposób skrzywdzeni, odsunięci poza nawias, nieliczący się. Jedną z postaci otacza opieką, gdyż ta pochodzi z trudnego środowiska i rodziny, inną – ponieważ jest chora, trzecią ze względu na bagaż przykrych doświadczeń.
Nasuwa się pytanie, czy Duszejko jest postacią natchnioną, czy może szaloną.
Tego nie wiem, chyba każdy musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Granica jest cienka – zarówno pomiędzy dobrem i złem, jak i pomiędzy natchnieniem i szaleństwem.
Na ile ta postać została ukształtowana przez autorkę powieści, na ile przez panią, a na ile przez odtwarzającą ją Agnieszkę Mandat?
Tu nastąpiła swoista synergia, ale na pewno najbardziej przez Olgę Tokarczuk, bo filmowa Duszejko jest bliska jej powieściowej wersji. Z literackiego pierwowzoru pochodzą główne cechy bohaterki, wszelkie jej dziwactwa i cały urok. Później z Agnieszką Mandat budowałyśmy całą fizyczność tej postaci, sposób chodzenia, patrzenia, wszystko, co powoduje, że ta postać nabiera życia. Zresztą, z Agnieszką mieliśmy niesamowite szczęście, bo ona nigdy nie grała głównej roli w filmie, to była decyzja „na ostatnią chwilę”, ale jej rola okazała się prawdziwym cudem.
W Pokocie fauna i flora są jednymi z ważniejszych bohaterów. Wierzy pani w mistycyzm natury, taki jak ten pokazany na ekranie?
Coraz bardziej wierzę w mistycyzm natury i w to, że ona zaczyna się wreszcie czegoś od nas domagać. Pokot nie jest filmem teologicznym, ale są w nim dwa spojrzenia na to, jak powinien wyglądać stosunek człowieka do natury. Na przykład Cezary Gmyz napisał, że mój film jest „głęboko antychrześcijański”, ale to jest wierutna bzdura. To katolicyzm, w tej odmianie, która obowiązuje w Polsce, wypaczył rozumienie słów „Czyńcie sobie ziemię poddaną” i przyjął to jako zasadę „róbta co chceta”. Franciszkańskie podejście do tego tematu jest zgoła inne – mówi o czułości i opiece, które jesteśmy winni naturze.
Jak odniesie się pani do zarzutów o pochwałę samosądu, której niektórzy doszukują się w Pokocie?
A czy ktoś Quentinowi Tarantino stawiał kiedykolwiek podobne zarzuty? Czy w przypadku Django albo Bękartów wojny ktokolwiek mówił o pochwale przemocy?
Te filmy charakteryzowały się mniej realistyczną konwencją niż Pokot.
To prawda, akcja nie rozgrywała się współcześnie, ale były to – podobnie jak mój film – fantazje mścicielskie. W Pokocie jest bardziej realistycznie, jednak i tak nie wiemy do końca, co tak naprawdę się zdarzyło. Nie jest to pochwała samosądu, ale wyładowanie pewnych emocji, które rzeczywiście w społeczeństwie istnieją. Widać to w coraz częściej pojawiających się na naszych ulicach manifestacjach, w których przeważającą większością są kobiety w wieku Duszejko. Jest wśród nich poczucie gniewu i niesprawiedliwości, bo odbiera się im podmiotowość, bo unicestwia się żywe i cenne istoty, a my nic nie możemy zrobić. Nie namawiam jednak do tego, by wychodzić na ulice z bronią w rękach.
korekta: Kornelia Farynowska