search
REKLAMA
Wywiad

FILM OBEJRZANY NA LAPTOPIE NIE ZABIJE KINA. Rozmawiamy z twórcami OCTOPUS FILM FESTIVAL

Spotkaliśmy się z Grzegorzem Fortuną, dyrektorem programowym festiwalu, i Krystianem Kujdą, jego dyrektorem artystycznym.

Filip Pęziński

5 sierpnia 2024

REKLAMA

W dniach 6–11 sierpnia 2024 roku Octopus Film Festival już po raz siódmy zagości w przestrzeni Gdańska, żeby kolejny raz zaserwować widzom kinową przygodę najwyższej jakości. Tegoroczna edycja ma mieć największą do tej pory liczbę seansów, niezwykłe przestrzenie i niepowtarzalnych gości.

Nam udało się spotkać z zabieganymi organizatorami, aby chwilę przed startem kolejnej edycji porozmawiać o ich inicjatywie.

Czym jest Octopus Film Festival i co czyni go wyjątkowym?

Grzegorz Fortuna, dyrektor programowy festiwalu: W tym roku odbędzie się siódma edycja festiwalu szeroko pojętego kina gatunkowego i mamy wrażenie, że to, co go wyróżnia, to po pierwsze fakt, że większość festiwali w Polsce skupia się na kinie zaangażowanym, poruszającym jakieś ważne tematy. Nie mówię, że tego u nas nie ma, natomiast w Polsce jest pewien problem z tym, że kino było traktowane w czasach PRL-u jako wypowiedź artystyczna, więc nie ma jakiejś dłuższej, sensowniejszej tradycji kina gatunkowego. Mamy w Polsce bardzo dużo dobrych festiwali i bardzo dużo świetnych międzynarodowych festiwali, natomiast nie mieliśmy festiwali kina gatunkowego, takiego jak np. Fantasia International Film Festival w Kanadzie.

Dodatkowo też mamy wrażenie, że festiwale mają zazwyczaj wysoki próg wejścia. Jeśli spojrzymy z perspektywy widza, który nie jeździ do Cannes, Berlina, Wenecji czy nawet na Nowe Horyzonty, to gdy zobaczy on czerwone dywany, wino, szampana, to może się po prostu przestraszyć. Na naszym festiwalu nie trzeba być filmoznawcą czy osobą z branży. Octopus jest bardzo egalitarny i dla widzów, którzy po prostu chcą poznać różne oblicza kina przede wszystkim gatunkowego.

Krystian Kujda, dyrektor artystyczny festiwalu: Wyróżnia nas też to, że wtapiamy się w tkankę miejską i wykorzystujemy miasto jak sale kinowe. Mówię tu oczywiście o Stoczni Gdańskiej, która była naszą pierwszą bazą, ale też pokazach specjalnych w nieoczywistych przestrzeniach, które korespondują z fabułą filmów.

Grzegorz Fortuna: Bardzo dużo się w ostatnich latach mówiło, czy VOD i streaming zabiją kino. Mnie się zawsze wydawało, że to pytanie jest źle postawione. Nie ma konkurencji między kinem a streamingiem, tak jak nie ma między Spotify a koncertem. Streaming zabije telewizję. Już to robi. Natomiast obejrzenie Top Guna na laptopie nie jest alternatywą do obejrzenia go w hangarze lotniczym z podświetlonymi samolotami (tak wyglądał jeden z tzw. seansów ukrytych w ramach festiwalu – przyp. red.).

Chciałbym pociągnąć temat już zasygnalizowany, czyli wspomnianej tu „pierwszej bazy”: Stoczni Gdańskiej. Jak organizowane przez Was pokazy VHS Hell ewoluowały w stronę festiwalu odbywającego się na tej przestrzeni?

Krystian Kujda: Dużo było w tym przypadku. Po drodze byłem dyrektorem artystycznym Festiwalu Filmów Kultowych, którego jubileuszowa, dwudziesta, edycja odbywała się w Gdańsku, właśnie na stoczni, dlatego, że wcześniej organizowałem tam pokazy z cyklu VHS Hell. Wtedy też, przy organizacji tamtego festiwalu, zakosztowaliśmy w takiej organizacji i codziennej orki, krwi, płaczu, bo była to naprawdę piękna, ale trudna przygoda. I wtedy pojawił się pomysł, żeby zorganizować coś własnego.

To, że byliśmy na stoczni, a potem w różnych miejscach miasta, ma też drugie dno. Gdy zaczynaliśmy, nie było w Gdańsku praktycznie żadnych kin studyjnych, które nam odpowiadały, więc musieliśmy po prostu szyć z tego, co mieliśmy.

Z czasem doszły też seanse w gdańskim Multikinie. Musiały dojść, skoro zaczęliśmy prezentować filmy premierowe. To są wymogi dystrybucyjne, o których na pewno wielu czytelników Film.org.pl wie.

Jak wygląda budowanie programu poszczególnych edycji? Jak balansujecie między wspomnianymi tu premierami filmów gatunkowych a np. pokazami klasyków jak Top Gun?

Krystian Kujda: Mogę chyba powiedzieć, że częściowo ten program budujemy pod siebie. Wciąż jesteśmy fanbojami i maniakami. Naprawdę układając niektóre elementy naszego programu, mamy uśmiechnięte oblicza i po prostu nie możemy się doczekać rezultatu. Ja bardzo lubię wyszukiwać takie różne ciekawe lokalizacje w Gdańsku i wtedy zastanawiamy się wspólnie, co mogłoby tam zadziałać.

Co do wyśrodkowania między np. nowościami, klasykami, większymi tytułami a niszą, to nie kalkulujemy, nie mamy tabelek, staramy się obserwować naszą publiczność, być otwartymi na ich feedback.

Grzegorz Fortuna: Dodałbym do tego, że mamy różne filary naszego programu. Chcemy pokazywać naszej publiczności nieznane klasyki kina gatunkowego, kultowe produkcje ery VHS, ale też nowe kino gatunkowe i udowadniać, że takie kino się nie skończyło. Czasami trafiamy na jakąś perełkę np. kina estońskiego i spontanicznie wpada ona do naszego repertuaru. Mamy też stałe lub powracające cykle, jak np. Malinobranie Michała Oleszczyka. Chcemy pokazywać, że kino gatunkowe ma wiele twarzy.

Kolejnym charakterystycznym elementem festiwalu są pokazy z lektorem na żywo. Jak tutaj wygląda proces realizacji waszych pomysłów?

Krystian Kujda: Jeśli chodzi o pokazy lektorskie, to też tutaj – poza naszym pomysłem – najważniejsza jest dostępność naszych gości, których zapraszamy do czytania filmów, oraz ich możliwości. Z tym bywa różnie, bo format jest bardzo nietypowy i nie każdy się dobrze w nim odnajduje. Mieliśmy takie sytuacje, że niektórzy zaproszeni goście robili sobie próby w domu, bo nigdy nie zajmowali się lektorką, i na podstawie tych prób odmawiali bądź zgadzali się, ale to wygląda naprawdę bardzo różnie. Możemy chyba powiedzieć, że na każdego gościa, który pojawia się na naszym festiwalu jako lektor, przypada przynajmniej ośmiu, których odmówiło.

Grzegorz Fortuna: Warto dodać, że zaczynaliśmy od lektorskich legend, jak Krystyna Czubówna czy śp. Tomasz Knapik, ale dalej brakowało już wśród lektorów tak rozpoznawalnych głosów czy nazwisk, więc poszliśmy w stronę aktorów i znanych osobistości, jak Katarzyna Figura czy Michał Milowicz. I tak np. absolutnie bardzo pozytywnie zaskoczył nas Piotr Cyrwus, który czytał Komando i nie tylko natychmiastowo zrozumiał konwencję, ale też sam dopisywał i dodawał kwestie nawiązujące do np. Fanatyka wędkarstwa czy Klanu.

A jakie pokazy specjalne pozostały waszymi ulubionymi?

Grzegorz Fortuna: Ja jestem bardzo horrorowy, więc wymieniłbym pokaz Czarownicy (The VVitch) w bazie harcerskiej w lesie, która w nocnym świetle przypominała nieco Nową Anglię z XVII wieku. Dodatkowo podczas pierwszego pokazu filmu towarzyszyła nam czarna koza o imieniu Monika, a podczas drugiego unosząca się i podświetlona modelka mająca przypominać bohaterkę graną przez Anyę Taylor-Joy.

Świetny był też pokaz Świtu żywych trupów w centrum handlowym. Mieliśmy tam barykady z wózków sklepowym, ochroniarzy, którzy doskonale wczuli się w klimat i pozowali do zdjęć z siekierami i festiwalowiczami ucharakteryzowanymi na zombie.

Krystian Kujda: Ja wymieniłbym pokaz filmu Coś Johna Carpentera w bazie kontenerowej. Widzowie nie wiedzieli, gdzie jadą, w pewnym momencie samochody na sygnałach przejęły autobus, na miejscu w trakcie pokazu wciąż trwały prace, co dodawało klimatu.

Świetnie też wspominam pokaz filmu Mandy w Szańcu Jezuickim, czyli dawnej gdańskiej fortyfikacji, gdzie towarzyszyło nam lokalne stowarzyszenie motocyklistów, co z kolei korespondowało z fabułą filmu.

A jak zmieniła się organizacja festiwalu przez te siedem edycji? Po drodze była m.in. pandemia, rewolucja streamingowa…

Krystian Kujda: …oraz wojna i galopująca inflacja, która niewątpliwie miała wpływ na konkursy grantowe. Ale tak naprawdę każdy rok przynosi nam niespodzianki. My też nieco już okrzepliśmy i nauczyliśmy się tej roboty, więc jesteśmy coraz lepiej na nie gotowi.

Zaskakuje mnie nieco, że mimo tych wszystkich zmian wciąż rośniemy i mamy więcej publiczności. Cieszy mnie też ciągłe zaangażowanie miasta, ministerstwa, pozostałych mecenasów. 

Grzegorz Fortuna: Mnie zaskoczyło, że jesteśmy chyba jedynym festiwalem w Polsce, który nigdy nie przeniósł żadnej edycji. Nie przechwalam się tutaj, bo to czysty przypadek, ale nawet w 2020 roku wstrzeliliśmy się w lukę między dwoma lockdownami. Goście specjalni oczywiście byli online, warunki reżimu sanitarnego zachowane, ale festiwal się odbył. Zastanawialiśmy się nad zrobieniem wtedy edycji online, ale uznaliśmy, że cały Octopus jest o wspólnym doświadczeniu kinowym. Na szczęście się udało. Globalna pandemia to nie jest coś, co można przewidzieć.

To, co się zmieniło, to też fakt, że w tym roku otworzyliście własne kino, w którym także pokazywać będziecie filmy w ramach festiwalu. Co czyni Kino Spektrum wyjątkowym i jaki jest cel kina w ujęciu całorocznym?

Krystian Kujda: Od lat trwały rozmowy nad stworzeniem kina w ramach reaktywacji kultowego gdańskiego klubu Rudy Kot (dzisiaj: Kot) i byliśmy typowani na osoby, które mogłyby nim zarządzać. I zostaliśmy jego operatorem.

Grzegorz Fortuna: Rzeczywiście Rudy Kot był pewnym wyrzutem sumienia na mapie Gdańska, ponieważ przez lata był miejscem kultowym i prekursorem w wielu dziedzinach. W latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych odbywały się tam koncerty jazzowe, bigbitowe oraz pierwsze występy polskiego rock and rolla. Na scenie tego miejsca pojawiali się wybitni artyści tamtych czasów, tacy jak Zbigniew Cybulski, Izabela Trojanowska, a później np. Behemoth.

Wraz z upływem lat Rudy Kot podupadał, przekształcał się z restauracji w kafejkę internetową, potem zamienił w arenę do laser tagu. Przez ostatnie kilkanaście lat był po prostu zamknięty. Dlatego bardzo się cieszymy, że możemy teraz tchnąć w to miejsce nowe życie. Rudy Kot jest silnie związany z historią miasta i doskonale położony, więc zależy nam na tym, aby to kino oferowało to, czego oczekują nasi widzowie.

Nie tylko podczas sześciu dni w sierpniu, ale przez cały rok planujemy prezentować różnorodne filmy gatunkowe, organizować szalone pokazy, spotkania z gośćmi, lekcje i wykłady. Oczywiście będą także seanse filmów bardziej artystycznych, projekcje dla seniorów i dzieci. Chcemy podkreślić, że to nie będzie kino okazjonalne, ale działające od poniedziałku do niedzieli, od południa do północy, w dwóch salach będą odbywały się seanse filmowe. To ma być stałe kino, dostępne przez cały tydzień, niezależnie od dnia.

Na zakończenie naszej rozmowy chciałbym poprosić was o wymienienie kilku perełek tegorocznej edycji festiwalu, na które chcielibyście szczególnie zwrócić uwagę festiwalowiczów.

Krystian Kujda: Zawsze dumny byłem z naszych retrospektyw. W tym roku pokażemy aż dwie: Charlesa Banda i Lamberto Bavy. Dwóch legend kina gatunkowego. Będzie to doskonała okazja do poznania ich twórczości i posłuchania o historii kina. Obu twórcom wręczymy nasze nagrody specjalne.

W tym roku współpracujemy również z The American Genre Film Archive (AGFA), skupiając się na filmach z epoki VHS. Chodzi o produkcje typu „do it yourself”, często tworzone z niskim budżetem, gdzie w rolach głównych występowała rodzina twórców. Filmy te trafiały do lokalnych wypożyczalni w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a po latach zostały cyfrowo odrestaurowane i odkryte na nowo. Chcemy przybliżyć ten fenomen polskiej publiczności.

Na zakończenie festiwalu pokażemy film science fiction Phase IV z lat siedemdziesiątych, opowiadający – w dużym skrócie – o mrówkach. Projekcja odbędzie się w Królewskiej Fabryce Karabinów i będzie wzbogacona o artystyczną instalację wizualną, która ma podkręcić psychodeliczny i oniryczny klimat produkcji. Phase IV to dzieło Saula Bassa, znanego z projektowania czołówek do wielu filmów, w tym współpracy z Alfredem Hitchcockiem czy Martinem Scorsese.

Grzegorz Fortuna: Zacznę od kilku filmów konkursu głównego. Na początek, film otwarcia: Exhuma. Jest to południowokoreański horror o opętaniu, jednak mocno zanurzony w kulturze koreańskiej i historycznych relacjach między Koreą a Japonią. Jest zupełnie inny od tego, co znamy z europejskich i amerykańskich produkcji, co czyni go fascynującym doświadczeniem dla miłośników horrorów.

Drugi film z konkursu głównego, z którego jestem bardzo dumny, to Spermageddon, musical animowany o plemnikach, pełen szaleństwa i humoru, który na pewno przypadnie do gustu widzom poszukującym czegoś naprawdę wyjątkowego.

Trzeci film, na który chciałbym zwrócić uwagę, to Kąpiel diabła. Jest to folkowy dramat osadzony w XVIII-wiecznej Austrii, opowiadający o kobiecie, która po ślubie odkrywa, że cierpi na depresję. Ze względu na ówczesne przekonania, jej stan jest postrzegany jako opętanie. Film bazuje na solidnych badaniach historycznych i pokazuje, jak kobieta w takiej sytuacji była traktowana i jakie miała możliwości wyjścia z niej. Jest to ciężki, ale wspaniale opowiedziany film, który warto zobaczyć.

Poza konkursem głównym jesteśmy bardzo dumni z klasyków 4K, które zaprezentujemy publiczności, filmów Oldboy i Funny Games. Chciałbym też wspomnieć o pokazach w ramach cyklu „Samochody”, który jest hołdem dla amerykańskiej kultury samochodowej.


W trakcie naszej rozmowy Grzegorz i Krystian kilkukrotnie nerwowo spoglądają na smartfony i przepraszają za to, tłumacząc, że za chwilę do sieci trafi pełen program festiwalu. Wówczas (niemal) wszystkie karty tegorocznej edycji zostały odsłonięte, a wystartuje ona już jutro. Do zobaczenia w Gdańsku!

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na filmach takich jak "Batman" Burtona, "RoboCop" Verhoevena i "Komando" Lestera. Pasjonat kina superbohaterskiego, ale także twórczości Davida Lyncha, Luki Guadagnino czy Martina McDonagh.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA