search
REKLAMA
Technologia

Netflix od kuchni – jak być masowym dostawcą filmowej uczty

Paweł Kuraś

18 października 2016

REKLAMA

Coś, co jeszcze kilka lat temu wydawało się gratką zarezerwowaną jedynie dla posiadaczy łącz internetowych o przepustowościach znanych z akademików i centrali telefonicznych, rozpanoszyło się do tego stopnia, że w Stanach Zjednoczonych Netflix generuje (na tę chwilę) 43% ruchu internetowego, będąc na trzecim miejscu wśród najbardziej zapychających tamtejsze łącza usług.  

Osiem milionów zapytań każdej sekundy. Dziennie – miliardy. To potężne wartości, które stoją za tym niepozornym z wyglądu serwisem streamingowym z kafelkami, a z każdym tygodniem statystyki rosną – szacuje się, że w kolejnym roku będzie on używany przez połowę użytkowników amerykańskiego Internetu, a należy dodać do tego rosnące wpływy w pozostałych częściach świata, na które to Netflix otworzył się całkowicie w tym roku (w tym gronie znajduje się też nasza ukochana ojczyzna; o tym, jak mu idzie na tle konkurencji, możecie poczytać w tym artykule). Jak więc się dzieje, że ten serwis działa każdego dnia bez większych problemów?

Jedna z serwerowni usługi Amazon Web Services
Jedna z serwerowni usługi Amazon Web Services

Za bezproblemowe działanie usługi w największej mierze odpowiada… jego największy konkurent. Netflix jest napędzany przez Amazon Web Services, na którym działa też Amazon Prime Instant Video. Jak widać, w poważnym biznesie można dogadać się w każdej sprawie, a przedsiębiorstwo z Los Gatos wspiera własnymi pieniędzmi przedsięwzięcia konkurencji. W wypowiedzi dla serwisu TechRadar Dave Hahn, starszy inżynier z działu operacji krytycznych, podkreśla:

Polegamy na elastycznej architekturze usług w chmurze od Amazon, żeby pomóc sobie w skalowaniu  naszych potrzeb. Idziemy do nich z najcięższym balastem – dla nas budowa centrum obliczeniowego i jego wdrożenie nie przyniosłaby z pewnością wymiernych korzyści w postaci bardziej zadowolonych i cieszących się rozrywką klientów, dlatego jesteśmy bardziej niż szczęśliwi, że mamy partnera w Amazonie, który robi dla nas takie rzeczy.

Nazywanie Amazona partnerem może brzmieć trochę na wyrost – sama firma woli nazywać Netflixa swoim klientem. Odpowiada ona za wszystko, czym jest Netflix z operacyjnego punktu widzenia – obsługa zapytań, stron internetowych, bazy danych i każdego punktu niezbędnego do działania, za wyjątkiem obsługi wideo – tutaj serwis opracował własne rozwiązanie. Wszystkie filmy są przechowywane i buforowane z sieci dystrybucji treści OpenConnect, rozlokowanych po całym świecie, połączonych bezpośrednio z lokalnymi dostawcami internetowymi. Sprawia to, że użytkownicy, łącząc się z usługą w dowolnym miejscu naszego globu, zostają łączeni z najbliższą lokalizacją, a niekoniecznie ze Stanami Zjednoczonymi, jak to ma często miejsce w systemach o centralnej budowie, powodując, że i tak coraz mniej wydajne światłowody międzykontynentalne działają jeszcze wolniej.

Słynne „czerwone koperty” Netflixa

Taka rozproszona architektura stoi w pięknej opozycji do początków firmy – wypożyczalni DVD z centralnym magazynem wysyłkowym, który później zamieniono na pierwszą serwerownię służącą do strumieniowego wysyłania treści. Jednak wypada te serwery zapełnić treścią, a z tym, jak wiemy z doświadczenia związanego z debiutem wielkiego N w naszym kraju, wiążą się rozmaite kwestie licencyjne. Hollywood, wraz z całym przemysłem filmowym i telewizyjnym, ciągle obowiązują geograficzne zawiłości licencyjne, co sprawia, że jeden podmiot nie może wykupić dostępności dzieła w swoim serwisie na wszystkie kraje świata. To właśnie powoduje, że to, co dostępne w Netflixie za oceanem, bardzo często nie jest dostępne w polskiej, francuskiej, kanadyjskiej czy japońskiej mutacji serwisu. Oczywiście, bywa też odwrotnie. Nie mogąc za wiele zdziałać z takim stanem rzeczy, firma próbuje obejść patową sytuację, stając się producentem własnej treści, nie odsprzedając jej jednocześnie dystrybutorom, czyniąc z siebie jedynego dostarczyciela swoich produkcji. Taki model zapewnił nam wyśmienite Narcos, Orange is the New Black, Marco Polo czy znane już wszystkim doskonale House of Cards (tutaj Netflix jeszcze zabawił się w odsprzedaż praw do emisji w niektórych krajach, co powodowało, że na przykład w Polsce nie był on w usłudze dostępny). Jeśli Netflix utrzyma taki poziom swoich pozycji, całkiem prawdopodobne jest, że w przyszłości zewnętrzne wytwórnie nie będą mu do niczego potrzebne…

Materiał promocyjny serialu Narcos

Zastanawialiście się może, jak dużo taki serwis wie na temat tego, co się na nim ogląda? Otóż wie wszystko. Każde pojedyncze obejrzenie filmu, przejrzenie danej kategorii czy obejrzenie trailera jest odnotowywane przez usługę. Analizując dane, Netflix może z precyzją co do sekundy określić, który fragment filmu spowoduje u widzów utratę chęci dalszego jego oglądania. Myślicie, że o pomyślności serialu decyduje jego pilot? Z błędu na pewno wyprowadzi was Ted Sarandos, dyrektor ds. treści serwisu:

Nikt nigdy nie połknął haczyka, oglądając pilot. Analiza naszych danych daje nam pewność, że wypuszczanie wszystkich odcinków serialu naraz jest idealnie dopasowane do tego, jak zbudowani są serialowi zapaleńcy.

W wielkim skrócie – analizując dane, Netflix uznał nieprzetłumaczalny na język polski binge-watching (czyli kompulsywne oglądanie seriali) za podstawową cechę swoich odbiorców i w odpowiedzi zaserwował im dokładnie to, czego chcieli. Co więcej – oni (…) potrafią dokładnie określić, w którym odcinku serial łapie w sidła swoich odbiorców, a dowodem tego jest ten wykres pokazujący, po którym odcinku 70% oglądających postanowiło obejrzeć cały sezon do końca jeszcze tego samego dnia/nocy:

HookedŻeby nie kończyć na Orwellowską nutę, unieśmy głowy i popatrzmy z nadzieją w przyszłość. Co planuje w najbliższym czasie światowy gigant streamingu? Na pewno rozszerzać swoją bibliotekę treści w 4K, a także dodać obiecane wsparcie dla technologii HDR (wysokiej dynamiki obrazu), które to miało pojawić się już w tym roku, a nie słychać o nim zbyt wiele, chociaż z drugiej strony do jego końca (roku, nie Netflixa) pozostały jeszcze trzy miesiące, więc może nie była to obietnica bez pokrycia. Netflix oficjalnie pracuje też nad nowym, wydajniejszym kodekiem dla urządzeń mobilnych, gdyż operatorzy komórkowi ciągle jeszcze skąpią pakietów transmisji danych, a strumieniowanie wideo do najlżejszych dla nich nie należy. A to wszystko oczywiście będzie się odbywać na niezawodnej chmurze obliczeniowej od firmy Amazon.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA