Najlepsze filmowe WIZJE APOKALIPSY
SZYBKA PIĄTKA #131.
W dzisiejszej szybkiej piątce prezentujemy naszym zdaniem najciekawsze wizje filmowej apokalipsy. Pojawią się tu zarówno te dziejące się na oczach widza, jak i te, które ukazują świat już po upadku znanej nam cywilizacji.
Filip Pęziński
1. Planeta małp (trylogia) – w konwencji efektownych, ale przy tym niezwykle przemyślanych i inteligentnych blockbusterów Rupert Wyatt (Geneza…) i Matt Reeves (Ewolucja… i Wojna…) przedstawili opowieść o Caesarze (znakomity Andy Serkis!) i upadku ludzkiej cywilizacji, która prowadzi nas do świata znanego z klasycznej Planety Małp z 1968 roku.
2. Ludzkie dzieci – dystopijna wizja Anglii jutra okiem Alfonsa Cuaróna to świat niestety z dnia na dzień coraz bardziej nam bliższy, gdzie granice zostały zamknięte, rządy są niewzruszone na dramaty uchodźców, radykalne grupy rosną w siłę, a matka natura, jakby błagając o opamiętanie, zsyła na to wszystko wyniszczającą gatunek chorobę.
3. Mad Max: Na drodze gniewu – absolutnie nie podzielam entuzjazmu fanów oryginalnej serii z Melem Gibsonem w roli głównej, ale świat do którego zabrał mnie George Miller w filmie Mad Max: Na drodze gniewu, pokochałem natychmiastowo. To wizja dużo bardziej szalona, kolorowa, nieograniczona.
4. Podbój Planety Małp – lubię zwracać uwagę na fakt, że marka Planety Małp (jedna z moich ukochanych!) o małpiej rewolucji, która doprowadziła do powstania tytułowej planety, opowiedziała już dekady przed Genezą… W filmie z 1972 roku twórcy zaprezentowali nam dystopijny świat, w którym ludzie uczynili inteligentne małpy (w charakterystycznych, jakże kojarzących się dziś z To my Jordana Peele’a czerwonych kostiumach!) niewolnikami, co doprowadziło do krwawej rewolucji i upadku cywilizacji człowieka.
5. Animatrix – Drugi renesans – jeden z segmentów animowanej antologii powiązanej ze światem Matrixa opowiada o tym, jak powstał świat znany z filmów sióstr Wachowskich. I robi to w naprawdę przejmujący i przemyślany sposób, który śmiało można byłoby rozwinąć w pełnowymiarowy film.
Odys Korczyński
1.Mad Max 2 – Wojownik szos – z tego, co pamiętam, Madmaxowa wizja świata po wielkiej wojnie atomowej była pierwszą, którą przyswoiłem. Jako dziecko jeszcze nie rozumiałem, dlaczego ludzie mogą być tak głupi, żeby zniszczyć jedyny świat, w którym mogą przetrwać. Fascynowała mnie ta pogoń za benzyną i jednocześnie marnowanie aż tylu litrów paliwa, żeby zdobyć kolejne, i tak w nieskończoność. Bezsens podobny do zniszczenia Ziemi, aczkolwiek wciągający.
2. Neon City – film właściwie dzisiaj już zapomniany, z Michaelem Ironside’em w jednej z głównych ról. Świat przedstawiony w Neon City ma wiele wspólnego z Mad Maxem, chociaż reżyserowi zabrakło zdolności do stworzenia zindywidualizowanego stylu. Dlatego zapewne produkcja pozostała w gronie tytułów klasy B, a może nawet niższej. Niemniej warto mieć świadomość, że był taki film.
3. Człowiek Omega – wciąż nie wiem, która wersję wybrać. Wydawało się, że ta z Charltonem Hestonem zachowa na zawsze niepodrabialny klimat osamotnienia i izolacji. Aż tu pojawił się niespodziewanie film Jestem legendą. Niemniej właśnie tego, co zaprezentowały obydwie produkcje, oczekuję od kina postapokaliptycznego – namacalnego wrażenia, że bohater jest odizolowany, a napięcie tylko narasta. Pod tym względem postapo ma coś ze slasherów. Wszyscy zginą lub dawno zginęli. Pozostali nieliczni, ale oni też po kolei umrą.
4. Seksmisja – po raz kolejny piszę o tej perełce w polskiej kinematografii ze względu na moją dozgonną miłość do wizji świata bez mężczyzn, w którym okazuje się, że zachowało się jedynie trzech, w tym jeden nieśmiały impotent. Niezmiennie również podkreślam i marzę, że kiedykolwiek ktoś odważy się nakręcić remake. Będę o tym pisał do skutku, aż ktoś wreszcie się zdecyduje, oczywiście z poszanowaniem oryginału. Historia kina pokazuje, że ta sztuka się niekiedy udaje.
5. Elizjum – na tle pozostałych filmów Blomkampa nie jest to arcydzieło. Pokazuje jednak to, co w jakimś sensie dzieje się już dzisiaj, a do czego może doprowadzić zanik klasy średniej. Apokalipsa niekoniecznie musi mieć formę wielkiej wojny. Może dziać się powoli w slumsach, w nizinach, obejmując coraz większe połacie Ziemi, aż do jej kompletnej dewastacji.
Jacek Lubiński
1. Ostatni brzeg – pisałem już reckę tego filmu, więc nie będę się powtarzał. Dodam więc, że przez te 60 lat od premiery nic się nie zmieniło i dziś, gdyby apokalipsa nadeszła, wyglądałaby pewnie tak samo. Oby nie nadeszła.
2. Jestem legendą – tak, wiem, że w ogólnym rozrachunku to taka troszkę hollywoodzka bzdura. Ale uwielbiam pierwsze pół godziny tego filmu, ten klimat wyludnionych ulic wielkiej metropolii, którą powoli pochłania na nowo przyroda. I atmosferę czającego się w mroku nocy niebezpieczeństwa, które do momentu ukazania swej twarzy niesamowicie działa na wyobraźnię. No i Will Smith grający w golfa na lotniskowcu.
3. Testament (1983) – film, który z pewnością w obecnej chwili może wydać się bardzo aktualny, bo pokazany jest z perspektywy niejako odizolowanego od reszty świata domu. To wyjęta ze skali makro atomowej zagłady minitragedia szczęśliwej rodziny mieszkającej na przedmieściach, muszącej dzień po dniu mierzyć się z następstwami wydarzenia, na które nie mają wpływu. Emocjonalna bomba.
4. Nazajutrz (1983 TV) – właściwie jak wyżej, choć skromny film Nicholasa Meyera daje zdecydowanie szerszy obraz społeczeństwa pozbawionego dotychczasowego życia za sprawą wybuchu atomowego. Na jego skutek społeczeństwo wraca do epoki kamienia łupanego. I podobnie jak w przypadku poprzedniego tytułu, nie jest to piękny obrazek.
5. 28 dni później – opuszczone ulice Londynu i apokalipsa zombie to zdecydowanie klasyka współczesnego kina nie tylko tego typu. Wymowna szorstkość filmu, który nakręcono po części w formacie wideo, robi niesamowitą atmosferę, a reszty dopełnia narastające poczucie beznadziei sytuacji. Swoją drogą o sequelu też warto wspomnieć – choć nieco inny, stanowi równie dobry kawałek postapo. Liczę po cichu, że i domknięcie trylogii w końcu powstanie.
Bonus: Ludzkie dzieci – kolega już wymienił, to nie będę po nim powtarzał. Ale tak, warto.