REKLAMA
Szybka piątka
Filmy, których mamy DOSYĆ, chociaż NIE MIAŁY jeszcze premiery

REKLAMA
Znudzeni… chociaż jeszcze nie widzieliśmy tych filmów. Niestety, i takie przypadki się zdarzają. Szczególnie w dobie pandemii i wciąż przekładanych premier. Sprawdźcie nasze wybory i śmiało rzucajcie własne.
Odys Korczyński
- Nie czas umierać – przedawkowałem czekanie na Jamesa Bonda. Dosłownie kilka dni temu przypomniałem sobie znakomite zakończenie Spectre. Bond nareszcie znalazł ukojenie, można nawet powiedzieć, że dom. Dlaczego więc go z niego wyrywać? Może to właśnie był ten moment, który wszyscy fani serii przegapili. Ciągłe przesuwanie premiery Nie czas umierać uświadomiło mi jedno – Agent 007 powinien zostać mistrzem dla swojego następcy.
- Kapitan Marvel 2 – wiele razy już pisałem, jak wewnętrznie sprzeczną superbohaterką jest Marvel, zwłaszcza w kontekście walki z Thanosem. Nie spodziewam się, że w kolejnej części jej przygód będzie inaczej, chociaż w porównaniu z postacią Wonder Woman i tak jest doskonała.
- Avatar 2 – jeśli James Cameron planuje nakręcić kolejną multikolorową legendę na temat Indian, grzecznie podziękuję. Ten film nic nie wniesie do tematu, a i ze względu na swoją formę wizualną już nie będzie tak odkrywczy jak pierwsza część.
- Ant-Man and The Wasp: Quantumania – czy po dwóch częściach traktujących o przygodach Scotta Langa i włączeniu go do Avengersów trzeba rozwijać jego indywidualne przygody? Ant-Man to świetna postać drugoplanowa, wspomagająca, jednak w wydaniu Paula Rudda nie dysponuje odpowiednią charyzmą, żeby się nią po nerdowsku zachwycać.
- Liga Sprawiedliwości Zacka Snydera 2 – nie wyobrażam sobie znów przez tyle godzin katować się slow motion. Na samą myśl czuję zmęczenie. Mam nadzieję, że Zack Snyder słyszy podobne sugestie ze strony miłośników DC i generalnie kina superbohaterskiego.
Tomasz Raczkowski
- Nie czas umierać – jeśli wcześniej można było się zastanawiać, czy seria o Jamesie Bondzie nie jest przestarzała (tutaj lepiej sprawdziłby się angielski przymiotnik outdated), to jej najnowsza odsłona uczyniła tę myśl ciałem. Wiem, że wiele tytułów, zwłaszcza kasowych, jest przekładanych na potencjalnie lepsze czasy, ale Nie czas umierać to dla mnie emblemat tych irytujących kapitalistycznych gierek. A sam film męczy mnie tym bardziej, że jego powstawaniu towarzyszyły naprawdę nużące i jałowe dyskusje o udziale Daniela Craiga, jego ewentualnych zastępstwach i niezbywalnej tożsamości Bonda. Przestańmy już mówić o tym filmie. Nawet nie musimy go oglądać.
- Avatar 2 – trochę jak kolejna odsłona przygód Jamesa Bonda, sequel głośnego dzieła Jamesa Camerona (skądinąd też dla mnie niezbyt porywającego, delikatnie mówiąc) został w moim odczuciu zabity przez nieustanną gadaninę o nim, szumne zapowiedzi, przesunięcia, kolejne daty premiery itd. Hasło „Avatar” budzi już we mnie tylko znużenie, a perspektywa tego, że kiedyś w końcu film się ukaże i będzie gęsto komentowany, rodzi w moich trzewiach jęk.
- Każdy kolejny film Patryka Vegi – nie wszyscy oglądamy, wszyscy psioczymy, ale i tak ciągle o tym kinie mówimy i piszemy. Dyskusje te są w sumie jałowe, jakość produkcji Vegi nie dostarcza materiału do pogłębionych analiz czy dywagacji. Tym bardziej męczy mnie myśl o kolejnych falach dyskusji o tym, co Vega stworzył.
- West Side Story – to nie tak, że nie lubię Stevena Spielberga. Przy całym uznaniu dla jego dorobku najzagorzalsi fani przyznają, że nie jest dziś najbardziej ekscytującym reżyserem – od paru lat kręci solidne, konserwatywne estetycznie i technicznie kino; dobre, ale nie ekscytujące. Niestety w tym kontekście jego remake West Side Story nie zapowiada się obiecująco. Pomijam, że w ogóle irytuje mnie hollywoodzka mania odgrzewek, jednak jeśli już tworzyć na nowo, to lepiej w oryginalnym, świeżym kluczu. Spielberg takiego raczej nie zapewni, ale oczywiście jego West Side Story będzie obowiązkową premierą i tematem rozważań letnich jak jego obecny styl dyskusji. Miejmy to już za sobą.
- W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 – pierwsza część rzekomo pierwszego polskiego slashera mnie nie przekonała, ale bardziej niż sam film zmęczył mnie towarzyszący mu hype, wciągający najtęższe pióra i umysły rodzimej krytyki w debaty na temat tego dość przeciętnego i niezbyt ciekawego (nawet jako rzadki okaz polskiego kina gatunkowego) tytułu. Druga część zapewne wywoła podobne zamieszanie i trochę nie wierzę, że tym razem wejdzie na wyższy poziom niż jedynka. Ale obowiązkowe peany, kręcenia nosem i pokrętnie snobistyczne repliki z pewnością nas nie ominą.
REKLAMA