REKLAMA
Szybka piątka
Filmy, które TRACĄ z kolejnymi seansami
REKLAMA
Szybka piątka #160
Jak często zdarzyło wam się wrócić do filmu, który zachwycił was za pierwszym razem, licząc na to, że podobne emocje i skończyć seans z poczuciem rozczarowania? Tym razem piszemy o filmach, które według nas tracą z kolejnymi seansami.
Tomasz Raczkowski
- Nietykalni – wielki przebój i feelgoodowy klasyk, ale niestety z każdym seansem coraz mocniej pokazujący, że nie oferuje zbyt wiele jeśli chodzi o treść, maskując swoją powierzchowność wymuszaniem emocji i wzruszeń.
- Dwóch papieży – świetny aktorski pojedynek, który ogląda się naprawdę świetnie i w którym drzemie całkiem ciekawa refleksja nad katolicyzmem we współczesnym świecie. Problemem filmu Meirellesa jest jednak jego laurkowatość wobec Jorge Bergoglio i nachalny momentami biograficzny dydaktyzm, które wraz z kolejnymi seansami rzucają się coraz bardziej w oczy, ciążąc świetnym dialogowym potyczkom, którym raz po razie coraz trudniej odwracać uwagę od dramaturgicznego konserwatyzmu i ugrzecznienia filmu.
- Mroczny Rycerz – środkowa część Nolanowskiej trylogii Batmana to najlepszy jej punkt i na wielu poziomach świetne kino sensacyjne/akcji. Urok Mrocznego Rycerza opiera się jednak głównie na charyzmie Heatha Ledgera, a im dłużej go oglądamy, tym bardziej szkoda, że impet jego postaci i sygnalizowanej przez większość seansu moralnej subwersji zostaje rozsmarowany w banalnej kulminacji. Paradoksalnie, im bardziej chcemy oglądać Jokera po raz wtóry, tym bardziej boli rozwiązanie jego wątku, co odbija się negatywnie na kolejnych seansach filmu.
- Artysta – kolejny wielki francuski przebój, który najlepiej obejrzeć raz, a dobrze. Artysta to sprawna (aż do bólu) rzemieślnicza robota i piękny hołd dla kina niemego, tyle że po prostu z kolejnymi seansami coraz bardziej trącący nudą.
- Incepcja – kolejny występ Nolana w mojej piątce i najbardziej moim zdaniem “przehajpowany” z jego filmów. Incepcja oferuje rzetelny spektakl akcji, tyle że oprócz tego wali w głowę swoim zagmatwaniem i “surrealistycznym” rozmachem. I na pierwszy kontakt wali skutecznie, problem w tym, że gdy już na ten cios się przygotujemy, okazuje się on w dużej mierze pozorowany – sterylny, wykalkulowany i pozbawiony pełnokrwistych stawek, jak również wizjonerskiej szarży.
Odys Korczyński
- Titanic – siłą tego obrazu był rozmach i związane z nim zaskoczenie u szerokich rzesz zarówno widzów jak i krytyków. Upłynęło jednak sporo czasu, powstały produkcje nie ustępujące Titanicowi rozmachem, więc i każdy kolejny seans współcześnie wiąże się z coraz większym zawodem, a także dostrzeżeniem tych wszystkich emocjonalnych naiwności, które wydalają z siebie główni bohaterowie.
- Stowarzyszenie umarłych poetów – to bardzo zaszczytne mieć takiego nauczyciela, ale równocześnie niezwykle bolesne, doświadczać, że we współczesnej szkole ciężko takich mistrzów spotkać. A sądzę, że z czasem będzie coraz gorzej. Wolę zatem nie przypominać sobie, kim powinien być wychowawca. W tym akurat przypadku film obrywa jakby rykoszetem, bo pokazuje to, czego młodzieży potrzeba, a czego brak w realnym świecie.
- Amelia – wydaje mi się, że ten zjazd wrażeniowy powiązany jest z ogólną tendencją do zanikania w kinie w ten sposób pokazywanego surrealizmu. Po prostu przejadł się widzom sposób jego prezentacji za pomocą społecznego niedostosowania do życia. Kolejne seanse Amelii więc już nie cieszą, a smucą
- Toy Story – a wszystko przez jakość tekstur. Historia wytrzymuje próbę czasu, lecz grafika nie. Oglądanie Toy Story na telewizorze 4k w HDR wywołuje męczącą chęć uzupełniania obrazu o brakujące szczegóły.
- Irlandczyk – a na koniec, kto by chciał za każdym kolejnym seansem nudzić się bardziej. Już jeden jest wystarczającym wyzwaniem.
REKLAMA