REKLAMA
Szybka piątka
Filmy, które POWINNY dostać sequel

REKLAMA
Jakub Piwoński
- Piąty element – szkoda, duża szkoda, że ten barwny świat stworzony przez Luca Bessona nie otworzył przed nami kolejnego rozdziału. Teraz już jest na to za późno, bo Bruce Willis odcina kupony od kariery, na dobre gnieżdżąc się w kinie klasy B, ale był moment, że sequel Piątego elementu przyjąłbym z otwartymi ramionami. Podobnie mam z Valerianem od Bessona – niedoceniony film, ze sporym potencjałem na kontynuację.
- Constantine – może to właśnie ten moment? Może właśnie teraz, u szczytu popularności Keanu Reevesa, możliwe będzie nakręcenie dalszych losów jego wersji Johna Constantine’a? Coś tam ptaszki ćwierkają, niby producenci wyrażają zainteresowanie, jeden z aktorów z filmu coś przebąkuje, ale nic oficjalnego jeszcze nie padło. Nie ma się nad czym zastanawiać, fala wznosząca w karierze Keanu może w końcu opaść.
- Serenity – kto sympatyzuje z science fiction, a zwłaszcza jego przygodowym wydaniem w postaci różnej maści space oper, ten zapewne miał styczność z serialem Firefly i jego filmową wersją Serenity. Gorycz związana z brakiem kontynuacji tych projektów jest wciąż żywa w moim sercu i sercach wielu fanów. Ostatnio Nathan Fillion dobił do pięćdziesiątki. Może jeszcze nie jest za późno, by zebrać ekipę kultowego statku kosmicznego po latach i razem z Jossem Whedonem raz jeszcze polecieć w kosmos?
- Powrót do przyszłości – wiem, że kompletnie nie jest to możliwe, raz z racji wieku aktorów głównych, dwa z racji krępującej Michael J. Foxa choroby, a trzy z racji dość kompletnego zakończenia trzeciej części. Ale jeśli pytacie mnie, jaki sequel hitowego SF chciałbym zobaczyć, bez względu na możliwości, bez względu na sens i warunki, to ja brałbym w ciemno Powrót do przyszłości 4. Na remake bym się obraził, ale sequel wsparty młodszymi aktorami i dobrymi efektami specjalnymi – to mogłoby zadziałać.
- Warcraft – wpływy ze świata zmazały kiepskie przyjęcie w samych Stanach Zjednoczonych. Choć pieniądze się zgadzają i nie da się mówić o filmie Duncana Jonesa jako o klapie, wielu wciąż jako taką Warcrafta traktuje. Sequel (niejeden) mógłby w końcu raz na zawsze zamknąć usta krytykom, pokazując, jak ciekawym, bogatym, różnorodnym światem fantasy jest Azeroth. Gracze wiedzą to od dawna.
Tomasz Ludward
- Forrest Gump – w książkowym sequelu Forrest na powrót odhacza kolejne przełomowe momenty w historii Stanów Zjednoczonych (na przykład urozmaica recepturę coca coli). Sam Eric Roth jednak porzucił pomysł kontynuowania przygód ulubionego bohatera Ameryki zaraz po atakach z 11 września, uważając, że realizacja filmu nie ma już sensu. W sferze domysłu pozostaje, co by było gdyby Roth jednak ukończył scenariusz oparty tylko częściowo na powieści. Jednym z wątków, który miał się znaleźć w filmie, jest ten z Markiem Zuckerbergiem. Forrest spotyka go i w swoim stylu oznajmia uczciwie, że świetnym pomysłem byłaby książka ze zdjęciami osób, które stałyby się twoimi znajomymi.
- Dzień świstaka – być może „przeżyjmy to jeszcze raz” nie jest najbardziej trafnym argumentem za stworzeniem sequelu tego kultowego dzieła. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – Billa Murraya i Andie MacDowell nigdy za wiele. Dla aktorki to mógłby być jeden z tych wielkich comebacków, dla Murraya, cóż, kolejny nieskończenie długi dzień. Co ciekawe, Dzień świstaka dostał nowe życie pod postacią gry wideo oraz opery. Wydaje się, że niewiele zabrakło, byśmy mogli obejrzeć go po raz kolejny i kolejny, i kolejny.
- Zaklęte rewiry – gdyby tylko zmienić historyczne podłoże, Zaklęte rewiry mogłyby dziś opowiadać o popularnych restauratorach, ich bolączkach i patologiach czających się na kuchennym zapleczu. W samym środku wydarzeń znalazłby się szanowany właściciel ekskluzywnego warszawskiego lokalu walczącego o gwiazdkę Michelin. A zatem – czy stara szkoła gastronomii stawi czoła blogerom i food truckom?
- Speed (pełnoprawny sequel) – powiało nostalgią, ale czy kolejny autobus, mknący po ulicach metropolii, nie byłby dobrym pomysłem? Od tamtej pory Keanu nabrał nie lada wprawy z radzeniu sobie z oprychami, więc poprzeczka trudności musiałaby być zawieszona jeszcze wyżej. Pozostaje jedno zasadnicze pytanie: co na to Sandra Bullock?
- Déjà Vu – ten odrobinę zapomniany akcyjniak od nieodżałowanego Tony’ego Scotta zasługuje na kontynuację, której podjąć mógłby się Doug Liman. Z technologicznego punktu widzenia podróże w czasie oraz zaawansowane systemy inwigilacji mogłyby zostać ubrane w kolejną karkołomną intrygę, do której producenci musieliby namówić Denzela Washingtona. Bez niego ani rusz.
REKLAMA