Filmy, które NIGDY nam się NIE ZNUDZĄ
Maciej Niedźwiedzki
1. Wesele – korowód zdarzeń, konfliktów, zdrad i aferek. Splot interesów, interesików, licytacji i mordobić. Przegląd tak podobnych, ale też różnych od siebie charakterów. Magnetyczny Marian Dziędziel, zawrotne tempo, zjawiskowo napisane i wykonane dialogi. Za każdym razem objawienie. Nie zliczę, jak wiele razy wracałem do filmu Wojciecha Smarzowskiego. To wciąż najlepsza produkcja w jego dorobku.
2. W głowie się nie mieści – przy każdej powtórce odkrywam w animacji Pixara nowy niuans, nowy detal. Film przełomowy narracyjnie, światotwórczo i dramaturgicznie. Przygodówka i kino rodzinne z psychoanalitycznym zacięciem, przekuwającym abstrakcyjne pojęcia w konkret. Fascynujące.
3. Gladiator – krystaliczne kino motywacyjne i podnoszące na duchu. Wielopłaszczyznowy konflikt doskonale napisanych postaci: posągowy Maximus, refleksyjny Marek Aureliusz, przerażona Lucilla i rozstrojony emocjonalnie Commodus. A wszystko to w nieanonimowej audiowizualnej oprawie. Zapada na długo w pamięć.
4. Mroczny rycerz – kilkadziesiąt seansów za mną, a ja wciąż szukam odpowiedzi, kim jest Joker. Może umknęło mi jakieś słowo czy spojrzenie, które zdradziłoby zagadkę jego pochodzenia (choć ta niewiedza świadczy też o wyjątkowości kreacji tego bohatera). Wzorowy kryminał z konsekwentnie podnoszoną stawką, kilkoma perfekcyjnymi sekwencjami o większej realizacyjnej skali (napad na bank) przeplecionymi kameralnymi, nie mniej emocjonującymi scenami (przesłuchanie Jokera).
5. Egzorcysta – bardzo niepokojący, satanistyczny horror, ale przede wszystkim studium charakterów w obliczu spersonifikowanego Zła. Damien Karras to bez wątpienia jedna z najbardziej frapujących postaci, jakie kiedykolwiek pojawiły się w kinie a jego poświęcenie w finale oddziałuje na tylu płaszczyznach, że za każdym razem daje przeogromny materiał do dyskusji.
Filip Pęziński
1. Powrót Batmana – jeden z filmów mojego najwcześniejszego dzieciństwa (obok pierwszego Batmana, Maski i… RoboCopa), a jednocześnie ten, do którego wracam najchętniej i to z niezwykle prozaicznej przyczyny – świątecznego klimatu, który czyni każde święta doskonałą okazją do powtórki.
2. Gwiezdne wojny (1977) – mógłbym wpisać tu tak naprawdę każdą część serii, bo do wszystkich, nawet tych najmniej udanych, wracam niepokojąco wręcz regularnie. Wyróżnię jednak pierwszą odsłonę sagi i w moim odczuciu najważniejszy film w historii popkultury. Film, który znam na pamięć i który chętnie wciągnąłbym po raz setny chociażby teraz.
3. Zabójcza broń 4 – tak, właśnie część czwarta. Nie wiem, skąd u mnie wyjątkowe umiłowanie do tej akurat odsłony, ale do niezwykle zabawnego, wciągającego i wzruszającego finału serii mógłbym wracać bez końca. Żaden film nie kojarzy mi się tak mocno z beztroskimi dniami, gdy czekaliśmy, aż ulubione filmy pojawią się w ramówce którejś ze stacji telewizyjnych.
4. Charlie i fabryka czekolady – może ostatni film, który wzbudził we mnie tak pozytywne, zarezerwowane dla dziecięcych przeżyć odczucia. Kocham i zawsze chętnie wracam – film Tima Burtona każdorazowo potrafi skutecznie sprawić, że zapominam o wszystkich problemach i troskach.
5. Kocha, lubi, szanuje – chyba mają to do siebie najlepsze komedie romantyczne, że chętnie i często lubimy do nich wracać. Jak akurat do tej.