JAK WE ŚNIE. Częściowo sen, częściowo science fiction, i oderwać się nie sposób
Year after year…
…czasami dwie dusze, zamknięte w jednej rzeczywistości, zderzają się ze sobą na płaszczyźnie wspólnych marzeń. Tylko co wówczas? Łączenie indywiduów bywa bardzo trudne, zwłaszcza gdy jedno z nich nie zawsze odróżnia sen od jawy. Chociaż, czy to faktycznie problem? Wszak sny to wydarzenia, postaci z życia, podane tylko w nieco innej formie. Można w nich spełniać marzenia, można latać, jednocześnie jednak pojawiają się tam koszmary, zamieniające odpoczynek w kolejną walkę, w ciągłe poszukiwanie. Może zatem zaprzestać samotnego śnienia i zaprosić pokrewną duszę do swego świata, przemieniając go w bajkową podróż? Jak we śnie…
Są sąsiadami. Ona ma na imię Stephanie, on Stephane, co wydaje się być całkiem dobrym początkiem znajomości, wg. przyjaciółki Stephanie. To jednak owa przyjaciółka podoba się bohaterowi. Bohaterowi, który zjawił się we Francji, skuszony pracą, mającą pozwolić mu na artystyczne wyrażanie siebie. Pracownia graficzna okazała się jednak składownią kalendarzy z nagimi panienkami, a jemu przypadła rola… przyklejania odpowiednich nagłówków. Rzeczywistość zdecydowanie potrafi zaskakiwać bardzo negatywnie, bohater jednak od dawna ujmuje ją w iście surrealistyczną klamrę.
…czemu nie miałbym przyznać marzeniom sennym tego, czego niekiedy odmawiam rzeczywistości, mianowicie waloru pewności oczywistej(…)? Czemu bym nie miał spodziewać się więcej po wskaźnikach snu niż po coraz to wyższym stopniu świadomości? Czy marzenie senne nie nadaje się do rozwiązywania podstawowych kwestii życia? Czy te kwestie są takie same w obu wypadkach i czy istnieją już we śnie? Czy sen jest mniej brzemienny w skutki niż wszystko inne? Starzeję się i być może bardziej niż rzeczywistość, do której próbuje się nagiąć, marzenie senne, obojętność, z jaką się do niego odnoszę, przyspiesza moją starość.
W dużej mierze Jak we śnie jest ilustracją słów Bretona, z tą różnicą, że bohater nie bagatelizuje Snów, a rzeczywistość nazbyt wyraźnie jest z nimi złączona. On żyje zawieszony gdzieś pomiędzy dwoma światami, światami wzajemnie się przenikającymi, gdzie ta bardziej prawdziwa teraźniejszość bywa zarówno kontynuacją snu, jak i marzenie zjawia się w niej nagle, wrzucone tak po prostu, a oczarowany widz akceptuje wszystko to, co wówczas się dzieje. Wata zamienia się w chmury, istnieje urządzenie sterujące czasem o jedną sekundę wprzód, albo jedną w tył, a szmaciany koń galopuje po pokoju. Wspólne chwile dwójki bohaterów, ich płaszczyzna porozumienia, na którą zapraszają podglądającego ich widza . Staje się to tak bardzo prawdziwe, chyba także przez chęć uwierzenia, że skoro tyle tę dwójkę ludzi ze sobą łączy, to przecież muszą być razem. Dzieli jednak tym więcej: funkcjonują w światach podobnych, ale tylko Stephane ciągnie ze sobą ten świat do owego realnego. Stephanie natomiast zamyka się z marzeniami w swym mieszkaniu, nie chce się wiązać z kimś szalonym, z kimś kto często ma problemy z oddzieleniem Snów i jawy. Do końca prawdziwie mogą być ze sobą dopiero poza jawą. Dziewczyna wówczas się nie boi.
Niewiele dzieli widza od pogrążenia się w Jak we śnie tak do końca, jedynym czynnikiem natrętnie przypominającym o istniejącej granicy jest niejaki Guy (Alain Chabat), wulgarny seksoholik, w którym drzemią jednak pewne pokłady romantyzmu, bowiem to im można przypisać słabość do niespełnionego grafika i wykonywanie za niego pracy, gdy ten wije się w osobistym, pokręconym uniwersum. W dziwny sposób jest postacią, której Jak we śnie potrzebuje. Jest wredny, cierpi na przerośnięte ego i to, wokół czego oscylują jego myśli to pozycja „kozy na skale” . Jest jednak w tym obrzydliwcu coś niezwykle sympatycznego. Wydaje się też być potrzebny z innego powodu- to poprzez kontakt z owym człowiekiem, można tłumaczyć późniejsze zachowanie bohatera, będące niczym złośliwy przytup małego dziecka.
Jeżeli na chwilę przestać pozwolić się uwodzić białej łodzi z drzewem, przemierzającej celofanową rzeczywistość, można ujrzeć bardziej gorzką stronę życia: śmierć ojca chłopaka, niespełnione ambicje, czy ludzką nieporadność. Można chcieć analizować wszelkie sny pod tym kątem, brnąć w odkrywanie ich szablonowych znaczeń. Twórca Jak we śnie nie wierzy jednak w książkowe „mądrości”, przyporządkowujące snom ów wyższy – skonkretyzowany, ubrany w regułkę wyraz. Czemuż zatem widz miałby chcieć poddawać analizie coś, co jest tak niesamowite i piękne, że nie warto spoglądać na to od strony „naukowej”? Sny mogą być ucieczką, tak samo jednak jak rzeczywistość – jak wspólne chwile sąsiadów, chwile w kaskach, o wartościach telepatycznych, chwile gaszenia płonącego człowieka celofanową wodą… chwile, w których ich wyobraźnia się uzupełnia, kreuje wydarzenia, których nie ma, ale które się stają, dzięki temu, że oni w to wierzą.
Jak we śnie nie boi się korzystać z technik, znanych w początkach kina, nie ucieka przed odwoływaniem się do przebrzmiałych kreskówek. Podobnie postępuje z bohaterem- chociaż ubiera go w garnitur, nakazuje mu spać w dziecięcym łóżku, które może jest nazbyt małe, ale gwarantujące dziwne bezpieczeństwo. Drugim czynnikiem, korespondującym ciekawie z obrazem jest sama muzyka, delikatne dźwięki i te mocne uderzenia, podkreślające dynamikę danej chwili. Ten film się w dużej mierze śni, a to poprzez akceptację wszystkiego tego, co akceptuje bohater, poprzez uznanie, że szara rzeczywistość wcale taką bardzo szarą być nie musi. Zawsze jest miejsce, do którego można uciec, gdzie można się schronić, może nie jest ono idealne, może nie piękne w klasycznym znaczeniu tego słowa, jest jednak zajmujące. A niekiedy… można do tego świata zaprosić drugą osobę…