ZŁOTO. Wola przetrwania napędzana chciwością
Klasyczne Hollywood wielokrotnie opowiadało o gorączce złota, która mniej więcej w połowie XIX wieku opanowała Stany Zjednoczone, ze szczególnym uwzględnieniem Kalifornii. Złoto Anthony’ego Hayesa przełamuje ten schemat – nie dość, że rzecz rozgrywa się w nienazwanej pustynnej przestrzeni (którą “zagrał” tu australijski outback), to jeszcze tytułowy metal nie jest w filmie Hayesa obiektem poszukiwań, ale niespodziewanym promykiem nadziei w postapokaliptycznym świecie. I właśnie ten kontrast pomiędzy na wpół umarłą rzeczywistością a skąpanym w złocie marzeniem wybrzmiewa w tej niepozornej produkcji wyjątkowo mocno.
Choć wyglądający niczym po przejściu nuklearnego tornada świat przedstawiony w Złocie wydaje się być daleki od naszej dzisiejszej codzienności, trudno oprzeć się wrażeniu, że film Anthony’ego Hayesa jest alegorią współczesnego świata. Grający tu także ważną rolę drugoplanową, reżyser osadza akcję swojego filmu w miejscu, w którym nikt z nas nie chciałby się znaleźć – resztki ludzkich osad i zabudowań odstraszają brudem i zniszczeniem, a rozpościerająca się poza nimi niemal nieskończona pustynia to niemal gotowa śmierć dla kogoś, kto zapuści się weń bez odpowiedniego sprzętu i przygotowania. W pierwszych scenach Złota bezimienny protagonista (Zac Efron) wysiada z wagonu pociągu towarowego, nieuchronnie kojarzącego się z wojennymi składami wiozącymi ludzi na zagładę. W zniszczonym miasteczku kontaktuje się z równie bezimiennym przewoźnikiem (w tej roli reżyser Anthony Hayes), by dotrzeć w odległą część kraju, gdzie ma podjąć pozornie obiecującą pracę. Wątek, który wyraźnie nawiązuje do czasów amerykańskiego Wielkiego Kryzysu lat 30. XX wieku, staje się głównym kontekstem filmu Hayesa. Bo to właśnie ci zdesperowani, usiłujący przetrwać mężczyźni odnajdują na pustyni największą bryłę złota w historii.
Oczywiście “rekordowość” szczerozłotego głazu jest tu wielce umowna, ale jego znaczenie jest niebagatelne – niewiarygodne znalezisko natychmiast zmienia plany obu bohaterów, a także bezpowrotnie determinuje ich przyszłość. Od momentu znalezienia złota, obaj mężczyźni nie mogą myśleć już o niczym innym niż fortuna, jaką przyniesie im spieniężenie wartościowego znaleziska. Złoto w bezkompromisowy sposób pokazuje, jak szybko zmienia się percepcja człowieka w momencie zetknięcia się z bogactwem, nawet tym wciąż dopiero potencjalnym. Dlaczego potencjalnym? Otóż dlatego, że podróżujący zdezelowanym pickupem bohaterowie nie dysponują sprzętem odpowiednim do wydobycia kilkusetkilogramowej (a może kilkutonowej?) bryły złota. Jeden z nich musi więc wyruszyć w dalszą podróż, by wynająć koparkę, drugi zaś zmuszony jest zostać w miejscu znaleziska i niczym cerber bronić go przed innymi ludźmi, jednocześnie nie dając się zjeść dzikim psom i innym pustynnym stworzeniom, nie wspominając o próbie przetrwania w zabójczym pustynnym upale.
Podobne:
Efron udowadnia swój talent
Ta druga misja przypada w udziale Zacowi Efronowi i doprawdy – jeżeli ktoś jeszcze miał wątpliwości, że ten wyrosły z High School Musical chłopak potrafi grać, to to Zjawo-podobne aktorskie wyzwanie powinno ostatecznie przekonać niedowiarków. Efron już od pierwszych scen przekonuje jako człowiek zniszczony przez życie i przeszłość, o której zresztą wiemy niewiele – bezimienny bohater jest bez wątpienia “tym dobrym”, ale czy jego sumienie jest czyste? Podczas pustynnej próby wielokrotnie potwierdza, że człowiek owładnięty wizją bogactwa zdolny jest do (niemal?) wszystkiego, a chęć wyrwania się ze szponów nędzy stanowi wystarczające moralne uzasadnienie w ekstremalnych okolicznościach.
Złoto to brutalne wizualnie i tekstualnie dzieło o człowieczeństwie i jego kruchej konstrukcji. W skrajnych sytuacjach, gdy do głosu dochodzą pierwotne instynkty, to, co zazwyczaj przypisujemy do pojęcia “człowieczeństwo” przewartościowuje się, zakrzywia, często zwyczajnie przestaje być aktualne. Złoto Anthony’ego Hayesa to w zasadzie definicja maksymy “ekstremalne okoliczności wymagają ekstremalnych środków” – w tej madmaksowej estetycznie, postapokaliptycznej wizji świata nie ma miejsca na sentymenty. Tu walutą wyższą od złota jest przetrwanie.