ZŁODZIEJ Z BAGDADU. Czy 100 lat po premierze wciąż działa magia tego filmu?
Odkąd Douglas Fairbanks założył wraz z kolegami z branży firmę United Artists (1919), stał się przedsiębiorcą, który przejął kontrolę nad własną karierą aktorską i efektem tego był szereg głównych ról w filmach awanturniczych. Znak Zorro (1920), Trzej muszkieterowie (1921) i Robin Hood (1922) uczyniły z Fairbanksa czołowego gwiazdora Hollywood i zarazem pioniera w dziedzinie filmu przygodowego. Szczytem jego możliwości okazało się jednak dzieło z gatunku fantasy – adaptacja Baśni tysiąca i jednej nocy. 18 marca 1924 roku w Liberty Theatre w Nowym Jorku odbyła się premiera Złodzieja z Bagdadu w reżyserii Raoula Walsha. To był jeden z najdroższych filmów swoich czasów, który stał się wydarzeniem sezonu (4. miejsce w rocznym podsumowaniu dochodów) i do dziś zajmuje ważną pozycję w ponad stuletniej historii kina.
Od tamtej pory wiele się zmieniło, biorąc pod uwagę rozwój technologii, szczególnie poziom efektów specjalnych poszybował wysoko. Stare kino oparte głównie o triki wizualne jest już dziś skazane na porażkę, gdyż wywołuje częściej niezamierzony śmiech niż autentyczny zachwyt. Warto jednak użyć wyobraźni (która jest zresztą niezbędna przy tego typu filmach) i przenieść się w czasie o sto lat, by obejrzeć film oczami ówczesnych widzów. Pełne magii, dydaktyzmu i dziecięcej naiwności „opowieści Szeherezady” z założenia nie wymagają wysiłku intelektualnego, mając za zadanie wpłynąć na wyobraźnię i dostarczyć rozrywki. To zadanie film Walsha i Fairbanksa spełnia także i dziś dzięki temperamentowi twórców, ich pasji do kreowania na ekranie magicznych światów i sennych fantazji.
Od Siergieja Diagilewa do Fritza Langa
Hollywood niemal od początku wykazywał fascynację egzotycznymi krainami – wcześniej sporym sukcesem był chociażby Szejk (1921) z Rudolphem Valentino w roli arabskiego władcy, a jeszcze wcześniej widzowie oglądali Nietolerancję (1916) Davida W. Griffitha rozgrywającą się częściowo w starożytnym Babilonie. Złodziej z Bagdadu Raoula Walsha – pierwsze ważne dzieło w karierze tego wybitnego twórcy – osadzony jest w Kalifacie Bagdadzkim za panowania Haruna ar-Raszida (przełom VIII i IX wieku). Na pierwszym planie mamy zawadiakę o imieniu Ahmed, który jest dumny z tego, że jest złodziejem. Szybko pojawiają się więc pierwsze refleksje – czy powinniśmy z nim sympatyzować, czy jest to dobry przykład dla dzieci. Te rozważania jednak w kilka chwil ustępują miejsca przygodzie – oto bowiem pojawia się księżniczka, o którą toczyć się będzie walka. Trzech bogatych arystokratów z różnych państw – Indii, Persji i Mongolii – oraz jedyny w swoim rodzaju bohater, „książę złodziei” Ahmed stają przed wielkim wyzwaniem. Aby zdobyć księżniczkę i przy okazji cały Bagdad wraz z jego bogactwami i splendorem, muszą odnaleźć i przywieźć do pałacu królewskiego najcenniejszy skarb na świecie.
Mimo iż reżyserię powierzono Walshowi, uznaje się powszechnie, że sukces filmu jest w najwyższym stopniu dziełem Douglasa Fairbanksa, który mocno zaangażował się w ten projekt, był jego producentem, konsultantem technicznym i scenarzystą (do tej ostatniej funkcji używał drugich imion Elton Thomas). Miał jasno sprecyzowaną wizję inspirowaną Ballets Russes Siergieja Diagilewa, w szczególności Szeherezadą (1910), a swoje aktorstwo wzorował na ruchach tancerza Wacława Niżyńskiego. Źródłem inspiracji była również Zmęczona śmierć (1921) Fritza Langa, gdzie w rozgrywającej się w cesarskich Chinach opowieści pojawia się motyw z latającym dywanem. Fairbanks z ekipą dopracowali ten motyw pod względem technicznym, a oprócz tego wprowadzili jeszcze wiele innych innowacji, takich jak efekty z niewidzialnością, zmultiplikowaną armią żołnierzy, skrzydlatym koniem, magicznym sznurem pozwalającym łatwo pokonywać wysokości czy np. walka ze smokiem (czy raczej smoczym aligatorem) i wielkim podwodnym pająkiem.
Pałac mistrzów
Fenomenalną robotę wykonał scenograf William Cameron Menzies. W jego pracy artystycznej ukazującej bliskowschodni orientalizm dominuje bogata ornamentyka wnętrz (np. sypialnia księżniczki z baldachimowym łożem), kunsztowna architektura pałacowa (minarety, pawilony, bramy o niezwykłych kształtach), dekoracje w stylu ekspresjonistycznym (Dolina Ognia, Dolina Potworów, Jaskinia Zaczarowanych Drzew) i elementy zaczerpnięte z wierzeń muzułmanów (np. posąg sześcioramiennego Buddy, który posiada magiczne, wszystkowidzące oko). Takie bogactwo magii pomagał ogarniać scenograf polskiego pochodzenia Antoni Franciszek Groszewski (pseud. Anton Grot), którego hollywoodzki dorobek jest imponujący. O jego wysokiej pozycji w fabryce snów świadczy m.in. pięć nominacji do Oscara i Nagroda Specjalna za skonstruowanie maszyny do iluzji fal morskich, która zdała pierwszy egzamin w trakcie realizacji Morskiego jastrzębia (1940).
Stronę wizualną dopełniają kostiumy zaprojektowane przez Mitchella Leisena. Strój głównego bohatera był skromny, aktor zdecydował się bowiem występować przez większość filmu z gołą klatką piersiową, a jego spodnie miały na celu przede wszystkim ułatwić poruszanie się z baletową gracją. Szykowna garderoba Leisena musiała pomieścić kostiumy nie tylko dla aktorów, lecz także licznego grona statystów (ponoć aż 3 tysiące). Największą atrakcją były rzecz jasna rewolucyjne efekty specjalne, za które w dużej mierze odpowiedzialny był J.C. „Coy” Watson. Nie wszystkie efekty są udane, bo np. mocno niedopracowany jest fragment ze skrzydlatym koniem. Najtrudniejszy, zarówno pod względem trikowym, jak i kaskaderskim, był lot dywanu w finale, gdzie Fairbanks i jego partnerka Julanne Johnston zostali posadzeni na kawałku stalowej blachy udającej latający dywan i unosili się nad głowami setek statystów podtrzymywani drutami fortepianowymi przymocowanymi do dźwigu budowlanego.
Z Bagdadu do Warszawy
Spośród całej obsady oprócz tytułowego bohatera wyróżnia się jeszcze Sōjin Kamiyama, japoński aktor wcielający się w postać mongolskiego księcia, pełniący funkcję podstępnego, żądnego władzy spiskowca, będący zarazem głównym czarnym charakterem. W pamięć zapada również Anna May Wong, pierwsza amerykańska gwiazda chińskiego pochodzenia, odgrywająca postać niewolnicy, która szpieguje dla mongolskiego możnowładcy. Ciekawostką może być fakt, że rolę księcia Indii, którego pałac pokrywa sto tysięcy rubinów, zagrał czarnoskóry Noble Johnson, a w roli innego adoratora księżniczki, otyłego perskiego arystokraty, została obsadzona kobieta Mathilde Comont.
W dniach 10 i 13 kwietnia ten klasyk powróci na duży ekran. Emisja odbędzie się w dwóch warszawskich kinach (Iluzjon, Atlantic) w ramach pierwszej edycji Timeless Film Festival Warsaw. Na stronie festiwalu można przeczytać, że pokazowi towarzyszyć będzie orkiestrowa ścieżka muzyczna Carla Davisa inspirowana Szeherezadą Nikołaja Rimskiego-Korsakowa. Film będzie również wyświetlany w ramach Double Feature wraz z barwną, dźwiękową wersją – Złodziejem z Bagdadu z 1940 roku, który zdobył trzy Oscary (w tym za efekty specjalne), a jego współproducentem był William Cameron Menzies, scenograf pierwowzoru. To nie jedyny remake – na początku lat 60. po temat sięgnęli Włosi, obsadzając w tytułowej roli Steve’a Reevesa. Ten nakręcony w Tunezji film wyróżnia się muzyką Carla Rustichellego, a efekty specjalne są dziełem Brytyjczyka Toma Howarda (laureata dwóch Oscarów) i Polaka Józefa Pawła Natansona (malarza, scenografa, twórcy miniatur do filmów współpracującego m.in. z Federico Fellinim).
Happiness must be earned!
W ciągu swojej 50-letniej kariery Raoul Walsh dał się poznać jako twórca kapitalnych dramatów gangsterskich (Burzliwe lata dwudzieste, High Sierra, Biały żar) i mistrzowsko zrealizowanych westernów (Droga olbrzymów, Umarli w butach, Ścigany, Terytorium Colorado). W latach 40. nakręcił siedem filmów z Errolem Flynnem, którego uznawano za następcę Douglasa Fairbanksa. Jednakże nie zrobił już filmu tak mocno podporządkowanego efektom wizualnym, jak właśnie omawiana produkcja. To Marvel tamtych czasów – kino naiwne i płaskie na płaszczyźnie skomplikowania fabularnego i kreacji postaci, ale jeśli chodzi o kreację świata przedstawionego, to widać maestrię techniczną, inteligencję wizualno-przestrzenną i dziecięcą wrażliwość, która w tego typu kinie jest jak najbardziej pożądana.
Złodziej z Bagdadu to film, który niełatwo ocenić przez pryzmat współczesności. Setna rocznica premiery tego klasycznego dzieła jest idealnym pretekstem do zastanowienia się, czy wciąż działa jego magia, czy archaiczne efekty są dziś w stanie wywołać jakieś emocje, czy od paradującego z gołą klatą Fairbanksa jeszcze emanuje charyzma, jaką roztaczają wokół siebie współczesne gwiazdy. Moim zdaniem trzy razy tak, bo mimo niedoskonałości jest to film, który wprawia w ruch wyobraźnię, a jego wpływ na współczesne kino przygodowe jest bezwarunkowy. Bez złodzieja z Bagdadu mogłoby nie być Indiany Jonesa, Jacka Sparrowa, a nawet Harry’ego Pottera i Shreka. To właśnie wspólne osiągnięcie Douglasa Fairbanksa i Raoula Walsha rozpoczęło erę przygodowo-fantastycznych blockbusterów, ustanawiając prosty wzorzec, który stosowany jest do dziś z niewielkimi modyfikacjami.