ZDRAJCA. Takiego filmu o mafii jeszcze nie widzieliście
Zdrajca to najdroższy film w długiej karierze Marca Bellocchia i to widać na ekranie. Epicka opowieść rozpisana na 30 lat i trzy kontynenty zachwyca rozmachem, a niektóre jej sceny powinny przejść do historii kina. Największym atutem produkcji jest jednak z pewnością Pierfrancesco Favino w głównej roli – w sprawiedliwym świecie właśnie takie kreacje powinny zdobywać Oscary.
Nie po raz pierwszy Bellocchio bierze na tapet prawdziwą historię. W takiej tematyce czuje się dobrze i Zdrajca jest na to kolejnym dowodem. Tommaso Buscetta był członkiem cosa nostry, który jako pierwszy złamał tak zwaną omertę, zmowę milczenia. Jego zeznania doprowadziły do największego w historii Włoch procesu przeciwko mafijnym bossom. Włoski reżyser podkreśla, że mężczyzna zrobił to, nie tylko starając się chronić swoją rodzinę (scena z żoną zwisającą z helikoptera powala), ale również z pobudek ideologicznych. Według niego mafia, do której wstępował, odznaczała się kodeksem moralnym, a ten wyparował w pogoni za pieniądzem. Handel heroiną, krwawe porachunki między gangsterskimi klanami, a zwłaszcza brutalność Toto Riiny z Corleone (zabijał starców, kobiety, dzieci i sędziów, co było niezgodne z zasadami etycznymi mafii) spowodowały, że Buscetta przestał identyfikować się z cosa nostrą. Zeznawania przeciwko mafiosom wcale nie postrzegał jako braku lojalności. Wręcz przeciwnie – sprzeciwienie się organizacji, która wyparła się dawnych ideałów, uważał za swój obowiązek.
Podobne wpisy
Ta swoista romantyczność głównego bohatera została świetnie pokazana na ekranie. To człowiek zdumiewających skrajności – kobieciarz i przestępca, a jednak honorowy; człowiek, dla którego rodzina stanowi wartość nadrzędną. Podczas seansu widz sympatyzuje z mafiosem mającym na koncie morderstwa, kibicuje mu, chce, by spełniło się jego marzenie o spokojnej śmierci we własnym łóżku. Dopiero epilog wyrywa z zamroczenia tą fascynującą postacią. Przypominamy sobie, jak haniebne czyny ma on na koncie.
Bardzo cieszę się, że w Buscettę wcielił się Pierfrancesco Favino. Obserwuję poczynania tego aktora od lat, uważam, że ma tonę talentu, ale do tej pory, może poza Suburrą, nie dane mu było zagrać tak dużej, ciekawej roli. Moim zdaniem Włoch zasługuje za ten występ na wszystkie nagrody świata i zaledwie nominacja do Europejskiej Nagrody Filmowej to zdecydowanie za mało. Choć długo uważano go za kradnącego sceny charakterystycznego aktora drugoplanowego, mam nadzieję, że teraz brylować będzie na pierwszym planie, tak jak w Zdrajcy. Ta rola wcale nie jest wypełniona fajerwerkami, nie ma tu wielu emocjonalnych scen. Bardzo często Favino operuje po prostu spojrzeniem, zmianą wyrazu twarzy, jak choćby wtedy, gdy przebywający w USA jako świadek koronny Buscetta wybiera się z rodziną do restauracji i słyszy zbyt dobrze znaną piosenkę. To naprawdę wybitna kreacja.
Bellocchio jest reżyserem świadomym reguł rządzących kinem, zwłaszcza gangsterskim. Wiedział, że w kilku miejscach trzeba będzie odejść od prawdy, że będzie musiał czasem postawić na widowiskowość, ale ogółem to bardzo wierna ekranizacja tej historii. Nawet słynny proces, choć wydaje się, że naciągany (z oskarżonymi zamkniętymi w klatkach niczym bestie – zachowują się zresztą jak zwierzęta, zwłaszcza w porównaniu z opanowanym Buscettą), został przedstawiony bez nadmiernych upiększaczy. Zdrajca to film, który nie jest ani przedstawicielem kina gangsterskiego, ani dramatem sądowym, ani biografią. To coś pomiędzy i rozpatruję to tylko i wyłącznie jako zaletę. Takiego filmu o mafii jeszcze nie widzieliście.
Wskutek trzymania się blisko faktów w tej dwuipółgodzinnej produkcji doszło niestety do ich nagromadzenia. Zwłaszcza w pierwszej części filmu można pogubić się w tym, kto jest kim i czego chce, co sprawia, że zamiast chłonąć atmosferę Zdrajcy, bardziej skupiamy się na układaniu sobie wszystkiego w głowie. Wydaje się też, jakby reżyser kilkukrotnie podchodził do zakończenia, nie mogąc zdecydować się, kiedy powiedzieć “stop”. Ostatecznie finał jest przeciągnięty i nie wybrzmiewa tak dobrze, jak powinien. Ratuje go dopiero wspomniany wcześniej wstrząsający epilog.
Po Irlandczyku Martina Scorsesego, który bardzo mnie zawiódł i po prostu wynudził, trochę bałem się seansu Zdrajcy. Okazało się, że niepotrzebnie. Ta produkcja świetnie sprawdza się zarówno jako ekranizacja interesujących losów Buscetty oraz studium walki z włoską mafią, jak i wciągające, zachwycające rozmachem kino rozrywkowe.