search
REKLAMA
Recenzje

ZALAVA. Film otwarcia 8. edycji SPLAT!FILMFEST

Horror etniczny osadzony w przeddzień rewolucji islamskiej pod koniec lat 70. Opowieść ludowa o demonach z arabskiej mitologii skrzyżowana z paranoicznym, prowincjonalnym thrillerem.

Mariusz Czernic

25 października 2022

Navid Pourfaraj w filmie "Zalava" (2021, reż. Arsalan Amiri)
REKLAMA

Często o zaangażowaniu widza decyduje sam początek filmu – jeśli stanowi jedynie banalną ekspozycję, to trudno jest potem sprawić, by widz zaufał opowiadanej historii, wciągnął się w nią bez reszty. Ale jeśli już od początku jest odpowiedni klimat, to publiczność to doceni pod warunkiem, że nie odkrywa się wszystkich kart od razu. Bo na starcie warto jedynie zasugerować, że najlepsze dopiero przed nami, by zaostrzyć apetyt na więcej. Z takiego założenia wyszli też organizatorzy 8. edycji Splat!FilmFest, wypuszczając na pierwszy ogień irańską produkcję Zalava. Jest to idealna propozycja na rozpoczęcie imprezy, bo nie zawiera wszystkich atrakcji, jakich oczekują miłośnicy gatunku (w tym przypadku horroru), ale swoim stylem opartym na niedomówieniach podsyca pragnienie, intryguje, daje do zrozumienia, że oto wkroczyliśmy w niezwykłe – mocno niepokojące, ale też na swój sposób atrakcyjne – rejony mrocznego kina gatunkowego.

Dodatkowym atutem tegorocznej edycji Splatu jest trafienie w idealną dla tego typu rozrywki jesienną porę – przełom października i listopada, gdzie dobra zabawa (Halloween) łączy się z cmentarną atmosferą (Zaduszki). Poprzednie edycje były pozbawione tej halloweenowej otoczki. Niemniej jednak dla prawdziwego miłośnika kina grozy najlepsza pora na seans jest wtedy, gdy za oknem panuje ciemność i nie ma znaczenia, czy jest wiosna, czy jesień.

Filmem otwarcia tegorocznej odsłony Splatu jest irański horror Zalava w reżyserii debiutanta Arsalana Amiriego. Przy tworzeniu scenariusza pomagała mu żona Ida Panahandeh, ceniona reżyserka mająca w dorobku nagrodę w Cannes (za drugi film – Nahid, 2015). Od lutego 2021 Zalava jest prezentowana na festiwalach w różnych zakątkach świata – po raz pierwszy w Teheranie podczas Fajr Film Festival, który odbywa się w rocznicę zakończenia rewolucji islamskiej (1978–79). To historyczne wydarzenie jest także znaczące dla dramaturgii i grozy omawianego obrazu. Akcja Zalavy toczy się w fikcyjnej irańsko-kurdyjskiej wiosce w przeddzień rewolucji, gdy nastroje w społeczeństwie są bardzo napięte, jakby ludzie mieszkali na polach minowych. Zaufanie – w szczególności do przedstawicieli władzy – jest kruche i wystarczy mały płomień, by emocje wybuchły, raniąc niewinne osoby.

Pouria Rahimi Sam i Navid Pourfaraj w filmie "Zalava" (2021, reż. Arsalan Amiri)

Podstawowy konflikt jest typowy dla horroru – starcie rozumu z tym, co irracjonalne. Po stronie pragmatyzmu stoi miejscowy żandarm Masoud Ahmadi (Navid Pourfaraj). Opozycję, czyli świat niezgodny z nauką, reprezentuje egzorcysta Amardan (Pouria Rahimi Sam), wspierany w swojej walce z demonami przez spanikowaną wiejską społeczność. Policyjny funkcjonariusz znajduje się na przegranej pozycji – mimo dobrych intencji mających na celu zaprowadzenie porządku jest uważany za wroga numer 1, gdyż kieruje się rozsądkiem. Naturalne jest, że widz mu kibicuje, jednakże stopniowo przychodzi do głowy myśl, że przecież kino rządzi się innymi prawami i strach przed demonami może być tu całkiem racjonalny.

W recenzjach często podkreśla się przesłanie filmu, które (rzekomo) głosi, iż źródłem zła nie są złe duchy, lecz ślepa wiara w przesądy. Nie zgodziłbym się z takim podejściem. Po pierwsze dlatego, że taka interpretacja z góry narzuca, który z bohaterów ma rację. Po drugie, dla reżysera nie ma znaczenia, czy demon jest prawdziwy – jest on tylko symbolem do ukazania pogarszających się stosunków międzyludzkich. Nieprzypadkowo akcja została osadzona na krótko przed rewolucją w Iranie i nie przypadkiem głównym bohaterem jest policjant. Różnice poglądów, niezadowolenie z nowoczesnych reform i przywiązanie do tradycji doprowadziły do rebelii i obalenia przywódców. W Zalavie podobne motywy doprowadzają do wrzenia.

To, co na pewno zostanie długo w pamięci, to słoik użyty jako klatka dla demona. Gdy Amardan zamyka sprawcę nieszczęścia w słoiku ku uciesze miejscowych, widz może zareagować jedynie kpiarskim uśmiechem, po czym musi stanąć po stronie Masouda, który aresztuje bohaterskiego egzorcystę pod zarzutem oszustwa. Niepozorny słoik okazuje się jednak czymś więcej niż rekwizytem. Jest on bowiem świetnym narzędziem do budowania napięcia i atmosfery grozy. W szczególności jedna scena z udziałem tego narzędzia jest mistrzowska, bo udało się wykreować nastrój grozy i tajemnicy oraz przykuwający do ekranu suspens bez udziału trików wizualnych i jump scarów, za to umiejętnie operując kamerą i dźwiękiem.

Hoda Zeinolabedin i Navid Pourfaraj w filmie "Zalava" (2021, reż. Arsalan Amiri)

Film Arsalana Amiriego zdobył nagrodę Tygodnia Krytyki na festiwalu w Wenecji. Ten etniczny horror znakomicie wykorzystuje kontekst historyczny, by opowiedzieć o kraju pogrążonym w zbiorowym szaleństwie. Jest doskonale zagrany przez trójkę pierwszoplanowych wykonawców (oprócz wspomnianego duetu żandarm–egzorcysta świetna jest Hoda Zeinolabedin w roli lekarki), ale i bohater zbiorowy dobrze odgrywa swoją rolę, symbolizując najgorsze ludzkie cechy charakteru, które ujawniają się w najbardziej krytycznych momentach. I mimo osadzenia akcji w konkretnym czasie i miejscu wyczuwalny jest uniwersalny przekaz. Konflikt racjonalizmu z przesądami można przecież zaobserwować współcześnie, w okresie pandemii COVID-19.

Przy niezbędnym minimum typowych dla horroru środków wyrazu irańskim twórcom udało się stworzyć niepokojący, trzymający w napięciu film grozy łączący prowincjonalny, paranoiczny thriller z dramatem społecznym i opowieścią ludową o demonach z arabskiej mitologii (tzw. dżinnach). To kino odmienne w stylu od przedstawiającej podobną perspektywę kulturową koprodukcji irańsko-brytyjsko-jordańskiej Under the Shadow (2016), którą też jak najbardziej polecam (jest na Netflixie pt. W cieniu śmierci). Tamten film jest bliższy klasycznej ghost story. Oba filmy pełnią funkcję ciekawej przeciwwagi dla ambitnego kina irańskiego tworzonego chociażby przez Asghara Farhadiego. Będące tematem niniejszej recenzji dzieło Amiriego całkiem słusznie zostało wyznaczone do inauguracji festiwalu, stanowi bowiem idealne zaproszenie do zabawy, preludium do pełnej emocji uczty pod znakiem zakrwawionego ostrza i maski z ludzkiej skóry.

Mariusz Czernic

Mariusz Czernic

Z wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina (panorama-kina.blogspot.com), gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla film.org.pl. Współpracuje z ekipą TBTS (theblogthatscreamed.pl) i Savage Sinema (savagesinema.pl). Dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga (magivanga.com) i Kinomisja (pulpzine.pl). Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych (westerny.herokuapp.com). Współautor książek „1000 filmów, które tworzą historię kina” (2020) i „Europejskie kino gatunków 4” (2023).

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA