search
REKLAMA
Recenzje

ZAGINIONE MIASTO Z. Odkrywając przygodę

Mikołaj Lewalski

30 kwietnia 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Urodziliśmy się zbyt późno na odkrywanie naszej planety, ale za wcześnie na eksplorację kosmosu – ta utarta fraza zgrabnie obrazuje ludzką tęsknotę za przygodą i stawianiem pierwszych kroków w dziewiczych krainach. Tego typu wojaże to na pierwszy rzut oka marzenie szaleńca: to przecież miesiące, czasem wręcz lata życia w trudnych warunkach, gdzie choroby, wypadki, a nawet potencjalna śmierć czyhają na każdym kroku. To izolacja od bliskich i standardu życia, do którego przywykliśmy. Nasza romantyczna, spragniona pionierstwa dusza od zawsze jednak potrafiła przezwyciężyć rozsądek i poprowadzić na sam koniec świata.

Zaginione miasto Z serwuje nam raczej standardowe wprowadzenie. Podczas spektakularnie zainscenizowanego polowania poznajemy brytyjskiego pułkownika, Fawcetta (Charlie Hunnam) – już na starcie wiemy, że to zawzięty i kompetentny człowiek. Mentalność wyższych sfer z początku XX wieku nie pozwala mu jednak rozwinąć skrzydeł, niezależnie od ambicji. Grzechy jego ojca ciągną się bowiem za nim i za jego nazwiskiem niczym złośliwe widmo przeszłości. Zdesperowany i zdeterminowany postanawia udać się na wyprawę do Amazonii w celu zapełnienia białej plamy na mapie i ustanowienia uniwersalnych granic między dwoma rejonami. Jego towarzyszem zostaje ekscentryczny, ale doświadczony Costin (stonowany i bardzo autentyczny Robert Pattinson) – żaden z mężczyzn nie podejrzewa jednak, że ta wędrówka kompletnie odmieni ich światopogląd.

Zachwyt. To słowo w kółko chodziło mi po głowie podczas seansu. Niesamowite zdjęcia, imponujące i nie rażące cyfrowością CGI panoramy, nieustające poczucie wielkiej przygody.

Te odczucia potęgowała postać Fawcetta. Charlie Hunnam fantastycznie zobrazował pasję i zacięcie swojego bohatera. Mimo, iż jego decyzje były czysto egoistyczne, a nawet motywowane obsesją, byłem w stanie zrozumieć jego sposób myślenia i utożsamiać się z nim. Pewien problem miałem natomiast z wątkiem małżeńskim, który sprawiał wrażenie oderwanego od całości. Sienna Miller nie ma wprawdzie żadnego problemu z wykreowaniem postaci silnej, myślącej za siebie kobiety, szkoda jednak, że dyskusjom na temat ról społecznych brakuje polotu. Nie jestem osobą, która ma cokolwiek przeciwko promowaniu feminizmu, wręcz przeciwnie, ale w tym przypadku wypadło to bardzo łopatologicznie i nienaturalnie. Znacznie lepiej przedstawiono sprzeciw wobec kolonializmu i arogancji białego człowieka, który uważa inne ludy za prymitywne i gorsze od siebie.

Jako że akcja filmu obejmuje ponad dwie dekady pierwszej połowy XX wieku, mamy możliwość przyjrzenia się rozmaitym zjawiskom społeczno-politycznym, co pozwala nam zrozumieć motywację protagonisty, sytuację jego rodziny i szerszy kontekst organizowanych wypraw. Pełne wczucie się w klimat epoki umożliwia również fantastyczna scenografia. Zarówno otoczenie jak i kostiumy oraz charakteryzacja składają się na bardzo wiarygodny obraz. Ciekawym i udanym pomysłem okazało się użycie filtra kolorystycznego, dzięki któremu kadry przywodzą na myśl wiekowe, pożółkłe fotografie.

Majestat filmowej Amazonii to wielka atrakcja filmu, dlatego byłem rozczarowany niepotrzebnym, jak sądziłem, skróceniem pierwszej wyprawy. Z perspektywy całości było to jednak całkiem sensowne zagranie, pozwoliło to rzeczywiście poczuć niedosyt protagonisty i pragnienie kontynuacji. Nikt tu jednak nie snuje bajek – nie mamy żadnych wątpliwości, że na odkrywców czeka mnóstwo niebezpieczeństw. Naszych bohaterów spotyka kilka ogromnych zagrożeń, wtedy wychodzi też na jaw, że reżyser znacznie lepiej czuje się tworząc mniej dynamiczne sceny. Na tle całości to jednak nieistotne – nie oglądamy kina akcji. W Zaginionym mieście Z istotny jest duch przygody i zachwyt pierwotną naturą. To obraz uniwersalnej idei i jej siły przyciągania. To wielkie i piękne kino w starym stylu.

REKLAMA