search
REKLAMA
Recenzje

WYBÓR ZOFII. Meryl Streep w jednej ze swoich najtrudniejszych scen

Anna Niziurska

15 czerwca 2017

REKLAMA

Są takie filmy, po obejrzeniu których w głowie i sercu pozostaje pustka. Czarna dziura, ziejąca swym ogromem. Przerażająca. Wraz z końcem filmu widz czuje strach, złość, niesmak, ból – zapewne u każdego dominujące będzie inne uczucie. Jedno jest jednak wspólne – do takich filmów nie chce się wracać, bo oglądanie ich zwyczajnie boli. Jednym z tego typu obrazów jest Wybór Zofii.

Uwaga – tekst zawiera spoilery!

Mamy rok 1947. Akcja filmu rozpoczyna się w Stanach Zjednoczonych, gdzie początkujący pisarz Stingo (Peter MacNicol) wynajmuje pokój na Brooklynie. Jego sąsiadami z góry zostają Polka Zofia Zawistowska (Meryl Streep), była więźniarka obozu w Auschwitz, i jej partner, Żyd Nathan Landau (Kevin Kline). Jest to para bardzo specyficzna, której związek przechodzi istne burze – te awanturnicze i miłosne. Wkrótce jednak cała trójka staje się sobie coraz bliższa i zaprzyjaźnia się.

Oglądając dzieło Alana J. Pakuli (który kręcąc Wybór Zofii, miał już na koncie m.in. Wszystkich ludzi prezydenta), można odnieść wrażenie, że nieco wyprzedza się akcję filmu. Widz może dostrzec, że sielskość związku Polki z Żydem jest tylko pozorna. Raz po raz w kłótniach odczuwalne jest, że tych dwoje coś ukrywa, że ich relacja podszyta jest tajemnicą i strachem. Zachowania Nathana, tak skrajnie różne w zależności od chwili i jego nastroju, zapalają u widza przysłowiową czerwoną lampkę, każąc spodziewać się, że bohater będzie miał jakieś problemy psychiczne. Nietrudno również domyślić się, że Stingo, tak chętnie spędzający czas z nowymi przyjaciółmi, jest w gruncie rzeczy zwyczajnie zakochany w starszej od siebie Zofii. To wszystko wyczuwa się jeszcze zanim zostanie w filmie jasno powiedziane. Myślę, że zostało to zrobione umyślnie i z premedytacją, po to, by uśpić czujność widza. Oglądając Wybór Zofii, miałam przekonanie, że ten film mnie nie zaskoczy. Że skoro już zgadłam, że Nathan jest chory, a Stingo zakochany, to wiadomo, że Zofia ukrywa coś z czasów obozu. Może wcale nie była więźniarką, ale nadzorczynią, kimś, kto pilnował porządku, a teraz wstydzi się do tego przyznać? Albo była więźniarką, ale donosiła na współwięźniów lub miała romans z którymś ze strażników, by zdobyć jedzenie czy ubrania? Albo jeszcze lepiej – sypiała z każdym, kto mógł jej zapewnić coś do jedzenia? Tak, byłam przekonana, że Pakula mnie nie zaskoczy.

Po czym dowiedziałam się, czym jest tytułowy wybór Zofii. I ta kilkuminutowa scena z niesamowitą Meryl Streep była ciosem poniżej pasa. Choć i podczas niej przez chwilę myślałam, że kontroluję rozwój wypadków. Że wybór będzie pomiędzy śmiercią dzieci a seksem z Rudolfem Hoessem. Ale co to byłby za wybór? Zofia stanęła przed zupełnie innym. Hoess zaproponował jej, że może wybrać, które z jej dzieci zostanie z nią w obozie, a które od razu zostanie zabrane „tam”, czyli do komory gazowej.

I tak naprawdę na tym mogłabym zakończyć recenzję. Bo każda próba wytłumaczenia, dlaczego Zofia zdecydowała tak, jak zdecydowała, i czemu w ogóle to zrobiła, jest bezsensowna. Każde usiłowanie zrozumienia tego, co mogła wtedy czuć, każdy zamiar ocenienia jej zachowania w kategoriach moralnych rozbija się o to, w jak przerażającej stanęła sytuacji. Jak potworna propozycja, w dodatku wypowiedziana bez mrugnięcia okiem, z całym ładunkiem zimna i nienawiści, padła z ust Rudolfa Hoessa. Tutaj trzeba przyznać – Günther Maria Halmer spisał się znakomicie. Chyba już zawsze Hoess będzie miał dla mnie jego twarz.

Dodajmy jeszcze tylko, że dla samej Meryl Streep scena była tak trudna, tak naładowana emocjonalnie, że aktorka odmówiła dubli i nakręcono ją za pierwszym podejściem. Zagrała ją po prostu wyśmienicie. Ona nie odgrywała Zofii, ona nią była. Była matką, która musi wybrać, które z jej dzieci wyśle na pewną śmierć, a któremu da nadzieję na przeżycie w obozie. Jak można w ogóle żyć dalej z taką decyzją? Myślę, że odpowiedź jest prosta – nie można. Zofia próbowała zresztą popełnić samobójstwo, ale dziwi mnie, że tylko raz. Być może jej związek z Nathanem, Żydem owładniętym nienawiścią do nazistów, był swego rodzaju próbą ukarania siebie. Za to, że przeżyła, a wszyscy jej bliscy zginęli.

REKLAMA