search
REKLAMA
Recenzje

Klute

Karolina Chymkowska

12 czerwca 2013

REKLAMA

Wytwórnia: Warner Bros.

Reżyseria: Alan J. Pakula

Scenariusz: Andy Lewis, Dave Lewis

Zdjęcia: Gordon Willis

Muzyka: Michael Small

Obsada: Jane Fonda, Donald Sutherland, Charles Cioffi, Roy Schneider

 

Paranoja, zbrodnia i miłość

„Zahamowania są zawsze miłe, bo przecież tak miło je pokonywać. Nie bój się, ja się nie boję. Dopóki nie zranisz mnie bardziej, niż zechcę być zraniona… zrobię wszystko, o co mnie poprosisz”.

 

Kiedy przedsiębiorca z Pensylwanii, Tom Gruneman, znika bez śladu i bez słowa wyjaśnienia, jego wspólnik i przy okazji przyjaciel rodziny, Peter Cable, zleca prywatne śledztwo detektywowi Johnowi Klute. Ma nadzieję, że Klute osiągnie sukces tam, gdzie zawiodły procedury policyjne. Detektyw rozpoczyna więc od jedynej wyraźnej poszlaki: obscenicznych listów, które Gruneman miał pisać do nowojorskiej prostytutki, Bree Daniels.

Fabuła prosta, końcowy zwrot akcji łatwy do przewidzenia, ale nie na tym zasadza się siła filmu Alana J. Pakuli, otwierającego trylogię nazwaną później „paranoiczną”. Ta siła tkwi przede wszystkim w dusznej atmosferze stwarzającej poczucie osaczenia, nomen omen – paranoi, i w Jane Fondzie, dla której Bree Daniels okazała się jedną z największych ról życia.

Nie była to rola łatwa. Wręcz przeciwnie, złożona, wielopłaszczyznowa i wielowymiarowa na tyle, że sama aktorka w połowie zdjęć zwątpiła, czy w ogóle się do niej nadaje, czy nie gra na fałszywej nucie. Co gorsza, aby lepiej zrozumieć środowisko, przebywała w towarzystwie prostytutek i stwierdziła, że skoro żaden z alfonsów nie zaproponował wzięcia jej pod swoje skrzydła – widać nie jest wystarczająco godna pożądania.

Chciała zrezygnować i opuścić plan filmowy – Pakula przekonał ją jednak, by dała sobie samej szansę. Na szczęście! Groziło nam zatrudnienie w roli Bree Barbry Streisand.

Bree taka, jaką ją poznajemy na początku, to osoba, która wiecznie, bez przerwy coś udaje. Przed światem, przed ludźmi, ale głównie przed samą sobą. Nawet próbując się rozliczać z własnym życiem na kozetce u psychoanalityka zakłada maskę i wciela się w jedną ze swoich licznych kreacji, zapewne w obawie przed bolesną psychiczną wiwisekcją. Od chwili pojawienia się Klute’a jej bariery ochronne będą jednak padały jedna po drugiej, osiągając wreszcie najwyższy poziom szczerości, do jakiego Bree jest zdolna na tym etapie. Ta ewolucja jest fascynująca i zagrana na poziomie wysmakowanego monodramu, dlatego sceny u psychiatry należą do najlepszych w całym filmie. W początkowej wersji scenariusza psychoanalityk miał być płci męskiej, ale Fonda zdecydowała, że Bree nigdy nie otworzyłaby się do tego stopnia przed mężczyzną.

Patrzymy na Bree z dwóch perspektyw. Przez pryzmat obserwatora z zewnątrz, który śledzi każdy jej krok z odległości, zza rogu, przez okno, i w konsekwencji nabiera się na pozory. Tę perspektywę Klute przyjął na początku, szybko się jednak przekonał, że nie tędy droga. Druga perspektywa jest bardziej bezpośrednia, jednocześnie bezwzględna i czuła. Widzimy Bree – aspirującą aktorkę. Śpiewającą hymn do Pana przy świecy i kieliszku wina. Bree w pasiastej męskiej piżamie, uśmiechającą się do książki. Bree pozującą na manipulantkę i współczującą po matczynemu, wykłócającą się na jazgotliwych tonach jak przekupka, i zagubioną, bezradną, przestraszoną dziewczynkę, która usiłuje bagatelizować swój strach i ukrywać go. Jest jak tęcza – mieni się wszystkimi odcieniami, i czapki z głów przed Jane Fondą, która była w stanie oddać je wszystkie i wszystkim przydać autentyzmu.

John Klute w interpretacji Donalda Sutherlanda to mężczyzna, którego się nie zauważa – zazwyczaj jest tylu innych ciekawszych, bardziej intrygujących, energicznych i przystojnych. Do momentu, kiedy zastanawiasz się, do kogo biec przerażona w środku nocy. Do chwili, kiedy potrzebujesz dotyku ręki, gdy płacząc budzisz się z koszmaru. Kiedy już jesteś zmęczona tymi wszystkimi, przed którymi musisz pozować, udawać, wcielać się w role, które ci nie pasują i zakładać źle leżące kostiumy. On jest opoką, oparciem, spokojną przystanią i oazą bezpieczeństwa. Kiedy spotykamy na swojej drodze takiego Klute’a, łatwo ulegamy tendencji, by go zlekceważyć. Taka mróweczka, taki urzędnik, taki, no, wiecie, porządny facet. Tyle tylko można o nim powiedzieć, że porządny. Uwaga, jest duża szansa, że się mylicie. Nie lekceważcie Klute’a! To, że nie komentuje, nie oznacza, że nie dostrzega. To, że idzie okrężną drogą, nie oznacza jeszcze, że wywiedliście go w pole. Jest cierpliwy i skuteczny, konsekwentny i uparty, nic mu nie umknie i niczym się nie zniechęci, a jednocześnie może mieć nad wami tę przewagę, że nie odpuści – ponieważ jeszcze mu się chce. Ponieważ jeszcze, mimo wszystko, mu zależy. Na palcach jednej ręki można policzyć w filmie chwile, kiedy Donald Sutherland się uśmiecha. Jego mimika jest maksymalnie oszczędna, chłodna. Celowo ustawia się w pozycji tła dla Bree Jane Fondy: człowiek, który wyciąga wnioski, ale nie osądza. Pod jego spojrzeniem zaś ona stopniowo rozkwita, staje się coraz bardziej naturalna i dziewczęca, zrzuca kolejne warstwy. Niektóre z faz jej przemiany są wręcz odstręczające, a ona sama – spocona, opuchnięta i brzydka. Dogłębne zmiany bolą – zdarcie z siebie martwego naskórka boli również. Potem jednak można zacząć od nowa, na co Bree się decyduje – chociaż do końca bawi się myślą, że tego nie zrobi.

Oko kamery stawia widza w pozycji tak intymnej, że wręcz krępującej. Pół biedy, gdy każe nam podglądać przez szybę, kratę, zza zasłonki – wtedy co najwyżej czujemy się prześladowcą. Gorzej, kiedy przysuwa się do twarzy Bree i Johna tak blisko, że niemal ich dotyka, podąża za ruchami rąk, za wygięciem pleców i za rozsuwającym się zamkiem błyskawicznym – czujemy wręcz, że nie wypada, byśmy tam byli i patrzyli na to, że nasza obecność może coś zepsuć. Jesteśmy niczym intruz prześladujący Bree, niemal winni temu, że nie może się ostatecznie wyrwać z zaklętego kręgu.

To wrażenie jest jednocześnie męczące i hipnotyzujące. Bo przecież chcemy patrzeć dalej, wystarczająco urzeczeni, by nie móc przestać.

Na koniec ciekawostka: odbierając zasłużonego Oscara za rolę Bree Daniels, Jane Fonda wygłosiła jedno z najkrótszych podziękowań w historii tych nagród. Brzmiało: „Dziękuję wam, członkowie Akademii i wam, którzy mnie oklaskujecie. Wiele można by powiedzieć, ale nie zamierzam tego robić tej nocy, po prostu przyjmijcie moje podziękowania”.

Przed ceremonią Jane zwróciła się o radę do ojca, Henry’ego, z zapytaniem, jak właściwie powinna brzmieć jej mowa. Odparł: „może tak, że wiele można by powiedzieć, ale nie zamierzasz tego robić tej nocy”.

 

 

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/