search
REKLAMA
Recenzje

WOJNA ŚWIATÓW – NASTĘPNE STULECIE. Wciąż aktualny film science fiction

Film powstawał w gorącym czasie pomiędzy zrywem Solidarności a stanem wojennym.

Adrian Szczypiński

27 sierpnia 2022

REKLAMA

U schyłku XX wieku ludzkość dostąpiła zaszczytu pierwszego w jej dziejach kontaktu z obcą cywilizacją. Pierwsze pozaziemskie rakiety wylądowały o godz. 11.15 w południowo-zachodniej części kraju, gdzie okoliczna ludność zgotowała przybyszom z Marsa spontaniczne i gorące przywitanie. Kosmici, reprezentujący wyższy w porównaniu z ziemską kulturą stopień rozwoju, podjęli historyczną misję podzielenia się swą wiedzą i doświadczeniem z ludźmi.

Gatunek science fiction nigdy nie był łaskawy dla rodzimych twórców. Kilka koprodukcji z bratnimi kinematografiami NRD, Węgier i ZSRR, kilka krótkich filmów telewizyjnych oraz dramatyczne dzieje superprodukcji Na srebrnym globie – taki bilans, sporządzony na początku lat 80. XX wieku, nie nastrajał nadzieją na jakikolwiek rozwój, nie tylko wobec hegemonii mistrzów gatunku zza oceanu. Na głowę bili nas chociażby artyści z dawnej Czechosłowacji, uzbrojeni sprzętowo w studio Barrandov, zaś artystycznie w dokonania mistrzów pokroju Karela Zemana. Siłą polskiej kinematografii byli Wajda, Zanussi, Hoffman, Kieślowski, Has, że ograniczę się do najwybitniejszych nazwisk. A czysta gatunkowo fantastyka naukowa nie leżała w orbicie ich zainteresowań twórczych. Nie widzieli oni żadnej szansy na powiedzenie rzeczy znaczących w gatunku, który przeciętnemu zjadaczowi chleba kojarzył się z małymi zielonymi ludzikami.

Na odmiennym biegunie stała pod koniec lat 70. literatura SF. Stanisław Lem już w dziełach z poprzedniej dekady udowodnił, że ważne problemy społeczne, ideowe, psychologiczne i moralne można z powodzeniem ubrać w kostium SF. Powrót z gwiazd, Solaris, Głos Pana, Kongres futurologiczny zwiastowały i pokazywały w olbrzymim powiększeniu aktualne problemy, związane z rozwojem społeczeństw w obliczu coraz agresywniejszych metod odgórnego sterowania i ich wpływu na moralne wybory jednostek.

Druga połowa lat 70. w Polsce, kiedy to obiecywane przez Gierka złote góry okazały się kupioną za miliardy dolarów iluzją, oraz związana z tym napięta sytuacja społeczno-polityczna, odbiły się szerokim echem w środowisku artystycznym. Demaskatorskie filmy Wajdy, Kieślowskiego, Zanussiego, Holland, Falka, obrazujące sprzeciw jednostki wobec bezwzględnego systemu, zapoczątkowały nurt kina moralnego niepokoju. Rodzime kino SF (jeśli można o takim w ogóle mówić), za wyjątkiem Andrzeja Żuławskiego, przegnanego z kraju przed ukończeniem Na srebrnym globie, zdawało się nie dostrzegać tej fali buntu (Marek Piestrak nakręcił wtedy neutralny ideologicznie Test pilota Pirxa). Na przełomie dekad jak grzyby po deszczu powstawały natomiast powieści, które w kostiumie SF kontestowały niewygodną rzeczywistość. Literackie dzieła Janusza A. Zajdla, Marka Oramusa, Edmunda Wnuka-Lipińskiego, Wiktora Żwikiewicza czy Adama Wiśniewskiego-Snerga kreśliły świat zepsuty, pokraczny, wyzuty z ludzkich wartości, o które walczyli bohaterowie ich książek. Właśnie wtedy pojawił się młody reżyser nazwiskiem Piotr Szulkin, który swoim pierwszym filmem fantastycznym Golem (1979) obudził nadzieje fanów gatunku. Dwa lata później na ekrany wszedł jego kolejny film, Wojna światów – następne stulecie.

Nieprzypadkowy czas powstania

Tytuł filmu, nawiązujący do klasycznej powieści H.G. Wellsa o inwazji Marsjan na Ziemię, niech nie będzie sygnałem dla fanów gatunku, spodziewających się klasycznej fantastyki naukowej. Piotr Szulkin powtórzył pomysł Wellsa w bardzo przewrotnym kształcie. Oto 16 grudnia 2000 roku na Ziemi lądują Marsjanie. Nasza planeta nie jest jednak startrekową krainą mlekiem i miodem płynącą. Przypomina ponure państwo policyjne, w którym kluczową rolę propagandową pełni telewizja. Tu właśnie pracuje główny bohater filmu, prezenter Iron Idem (fenomenalny Roman Wilhelmi). Jego Iron Idem’s Independent News są niezależne tylko z nazwy. Posłusznego Idema kontroluje wszechpotężny szef (Mariusz Dmochowski), z którego rozkazu uprowadzona zostaje żona Idema (Krystyna Janda). Zmuszony do kolaboracji z aparatem przemocy, będącym na usługach krwiożerczych (dosłownie) Marsjan, Idem z ekranu telewizyjnego zachęca ludność do przymusowego oddawania krwi. Po wyrzuceniu z mieszkania, Idem z punktu widzenia ulicy widzi represje, którym są poddawani ogłupiali mieszkańcy miasta. Iron Idem zdobywa się wreszcie na moment buntowniczej wielkości. Podczas TV Super Show, wielkiego koncertu żegnającego Marsjan, Iron wygłasza miażdżącą krytykę do tej samej ciemnej masy, którą codziennie ogłupiał przed studyjną kamerą. Następnego dnia po odlocie Marsjan ziemskie środki masowego przekazu odwracają sytuację o 180 stopni. Wizyta z Czerwonej Planety jest przedstawiana jako zbrodnicza napaść, której zasadniczym elementem była osoba… Irona Idema. Skazany na śmierć za kolaborację z najeźdźcami, Idem staje przed plutonem egzekucyjnym. Padają strzały…

Wojna światów – następne stulecie nieprzypadkowo powstała właśnie na początku lat 80. ubiegłego wieku. Piotr Szulkin pod fantastycznonaukową przykrywką nakręcił film niezwykły. Groteskowi Marsjanie, grani przez pomalowanych srebrzanką karłów w watowanych kurtkach zimowych i butach Relax na nogach, są jedynie fabularnym wykrętem, daniną na rzecz gatunku SF. Tu wcale nie chodzi o inwazję z obcej planety. Nieporównanie bardziej przerażająca jest wiwisekcja totalitaryzmu, bezlitośnie pokazana przez Szulkina podczas tułaczki Idema przez upodlony świat, na którego szczycie zdawał się być. Szary tłum, posłuszne stojący w kolejce do oddawania krwi, obezwładniający swoją wrodzoną bezsilnością lokatorzy przytułku dla bezdomnych, bezkarność służb bezpieczeństwa, irytująca obojętność urzędników – wszystko to jest spowite gęstą aurą beznadziejności i konformizmu w imię… No właśnie, czego?

Film powstawał w gorącym czasie pomiędzy zrywem Solidarności a stanem wojennym. Postawa Polaków była wtedy daleka od wizerunku owieczek idących posłusznie na rzeź. Masowy sprzeciw wobec bezkarności komunistycznego reżimu dowodził żywotności ducha w narodzie. Tymczasem Szulkin stworzył obraz, który portretował coś dokładnie przeciwnego, jak gdyby przeczuwając nadejście stanu wojennego (Marsjan). Nośnikiem buntu są tylko dwie postaci, Iron Idem oraz starzec z przytułku dla bezdomnych (Wiesław Drzewicz). Tylko ich dwóch stać było na podniesienie ręki przeciw aparatowi. Starzec nie miał zresztą niczego do stracenia, dlatego już na początku filmu rzucał cegłówkami w ekrany telewizyjne. Iron Idem musiał natomiast przeżyć swój czas apokalipsy, by odzyskać godność i dumnie podnieść czoło.

– Czy wiecie, za co mnie lubicie? Im głupszy był mój program, tym wy czuliście się mądrzejsi. Każą wam oddać krew – oddajecie. Każą wam chodzić na czworakach – zrobicie to. Sprzedacie godność, sprzedacie uczciwość, by kupić większy telewizor. By dostać jakiś marny ochłap władzy. Czym różnicie się od tych, na których plujecie?

Sprzeciw młodego idealizmu wobec cynicznego konformizmu starszego pokolenia bardzo plastycznie pokazał kilka lat wcześniej Krzysztof Zanussi w Barwach ochronnych. Lecz zamiast mistrzowskiego operowania dialogiem, Piotr Szulkin postawił na obraz. Wojna światów – następne stulecie to seans naładowanych negatywnymi emocjami epizodów, które nieco spychają na bok klasycznie pojmowaną fabułę. Irona Idema droga przez mękę prowadzi go od pacyfikacji własnego mieszkania, poprzez poniżające rytuały w noclegowni, wyreżyserowane seanse przyjaźni z Marsjanami, odstręczający przypadek kanibalizmu, aż do sytuacji, w których Idem odnajduje swoją wielkość – przegonienie wrednego adwokata (świetny epizod Jerzego Stuhra), zabicie Marsjanina w toalecie, wspomniane już wystąpienie na koncercie pożegnalnym i zachowanie godności nawet w obliczu nieuchronnej śmierci. Szulkin znakomicie sprzedał fabułę właśnie w tych pojedynczych scenkach. Jedna z najbardziej charakterystycznych przedstawia pracownika wodociągów (Janusz Gajos), któremu do szczęścia wystarcza piwo, serwowane w mróz pod gołym niebem. I jak tu walczyć z takim społeczeństwem? Za surogat normalności ludzie są gotowi zaprzedać duszę diabłu, nie mając pojęcia o tej transakcji.

Reżyser wykorzystał naczelną zasadę fantastyki i współczesne mu problemy przedstawił w drastycznym zwielokrotnieniu. Pompowana przez reżim ideologiczna papka, podszyta tanią rozrywką, ma rozcieńczyć społeczne problemy. To samo robiła władza w naszym kraju, zezwalając na medialny byt serwującym demaskatorskie teksty zespołom Lady Pank, Maanam, Republika, oraz wyrażając zgodę na oazę wolności, jaką dla młodzieży był Jarocin. Ten swoisty wentyl bezpieczeństwa Szulkin rzucił w pozornie odległą przyszłość, dla niepoznaki zapełnił Marsjanami i stworzył dramat społeczny, którego intensywności oddziaływania nie można porównać do żadnego dzieła kina moralnego niepokoju. Oczywiście jeżeli zgodzimy się na tak charakterystyczną konwencję. Chory, orwellowski świat filmu Piotra Szulkina jest bowiem pewnego rodzaju skrajnością, gdzie nie ma już miejsca na nadzieję, choć otwarte zakończenie otwiera wiele dróg interpretacji.

Wciąż aktualny

Zwraca uwagę postać dyrektora telewizji, szefa Idema. To on pociąga za wszystkie sznurki, on stoi na czele reżimu, a po odlocie Marsjan, gdy linia polityczna zostaje gwałtownie odwrócona, również on wszystkim dowodzi. Czy to czegoś nie przypomina? Szulkin w całej swej pesymistycznej przenikliwości nie mógł przewidzieć Okrągłego Stołu, po którym władzę przejęła solidarnościowa opozycja. Lecz z perspektywy czasu widać jak na dłoni, że wciąż ta sama postkomunistyczna sitwa trzęsie naszym krajem. Że zmieniło się w gruncie rzeczy niewiele. Jest wolna prasa, prywatne telewizje, hipermarkety i inne zdobycze krajów cywilizowanych, ale stare układy ani myślą zejść z przeżartej korupcją politycznej areny. Stanisław Bareja w ostatniej scenie serialu Alternatywy 4 umieścił przegonionego Anioła na wyższym szczeblu władzy. Szulkin także nie miał wątpliwości co do ludzkiej, polskiej natury. Pomimo pragnienia normalności, wciąż dajemy się ogłupiać tym samym ludziom. Zwodzą nas także ci, których przed wyborami uważamy za jednych z nas. Lecz po zakosztowaniu bezkarności na Wiejskiej każdy postępowy reformator traci nagle moc posprzątania tej stajni Augiasza. Wtedy pozostają mu tylko demagogiczne hasła o złodziejach rozkradających Polskę, grzmiące z nadętych telewizyjnych debat. Ale nic poza tym. W świecie Irona Idema nadzieja umarła już dawno, może nie było jej nigdy. Ciekawe, czy Piotr Szulkin wiedział, jak prorocza będzie jego wizja?

W latach 80. wymowa filmu była jednoznaczna – oto artystycznie przefiltrowana wizja komunistycznej rzeczywistości. Ówczesna widownia doskonale rozumiała aluzyjny język reżysera, a sytuacje i dialogi były oczywistą, przepoczwarzoną wersją tego, co działo się na ulicach i w środkach masowego przekazu (swego czasu krążył dowcip, że jedyną prawdziwą informacją w Trybunie Ludu była data). Od premiery minęło już wiele lat. Czy Wojna światów – następne stulecie pozostała jedynie kroniką czasów, w których powstawała? Czy nachalna socjotechnika była wyłącznie domeną poprzedniej epoki? Moim zdaniem nie.

I tutaj zbliżamy się do drugiego rozdziału jak najbardziej uniwersalnej wymowy filmu. Celowo groteskowe triki telewizyjne z programu Irona Idema (lądowanie statku Marsjan jest odtworzonym od tyłu startem rakiety z kosmodromu), fałszywie uśmiechnięta twarz prezentera, ubranego w idiotyczną perukę, sprowadzenie newsów do recytowania wytartych formułek, ilustrowanych statycznymi, pozowanymi zdjęciami, ulica z prologu filmu, będąca tylko dekoracją wspartą na brudnych rusztowaniach – to wszystko aż kłuje w oczy swoją aktualnością. Wystarczy włączyć telewizor na znanym kanale kretyńskich telezakupów albo obejrzeć ogłupiający show Jerry’ego Springera, nie wspominając o bijących rekordy debilizmu reklamach środków piorących, by przyznać Szulkinowi medal za zdolność antycypacji (mimo że pomysł nie był oczywiście nowy; kłania się tu w pas powieść Raya Bradbury’ego Fahrenheit 451).

Choć z drugiej strony prasa i telewizja w naszym chorym kraju niosą światełko nadziei. W końcu to dziennikarze ujawnili mnóstwo afer gospodarczych, za które zabierają się skorumpowane sądy i nieudolne komisje śledcze. Lecz telewizja to nie tylko programy informacyjne i fachowe kanały tematyczne. Elektorat Samoobrony (plus zaślepieni wyznawcy ojców dyrektorów i antysemickich prałatów) i tak będzie zadowolony, karmiony propagandową, populistyczną sieczką. Kiedyś telewizją rządziły indywidualności, obecnie są to formaty. Sformatowana jest także widownia tych programów. Jedynka usiłuje nam wmówić, że płacąc abonament, jesteśmy współtwórcami programu telewizji publicznej. I założę się, że wielu widzów daje wiarę tym bredniom. U Piotra Szulkina Iron Idem szuka pomocy w konfesjonale, w którym zamiast księdza znajduje telewizor. Trudno o bardziej aktualną wymowę antytotalitarnego dzieła sprzed ponad dekad.

Tekst z archiwum film.org.pl (10.01.2005).

REKLAMA