Wilgotne miejsca
Helen, główna bohaterka „Wilgotnych miejsc”, wkracza z impetem w świat dorosłych. Kluczową kwestią dla całej historii jest fakt, że bohaterka nosi w sobie traumę z dzieciństwa. Rodzina, której materialnie niczego nie brakuje, której życie wygląda na wygodne i kolorowe, jednak nie zapewnia dzieciom pełni szczęścia. Nie do końca sprawne metody wychowawcze rodziców, rozwód oraz to, że nie stanowili i nie stanowią dla Helen wystarczającego wsparcia, dręczy ją i wpływa na nietypowość zachowania dziewczyny.
Ale to wszystko nie czyni z niej nieudacznicy, wstydzioszka czy zahukanej dziewczynki. Główna bohaterka „Wilgotnych miejsc” jest silną, odważną i niczym nieskrępowaną osobowością, która uwielbia swoje ciało oraz wszelkie używki, rozrywki, zajęcia, które temu ciału przyjemność sprawiają. Nie brzydka, nie głupia i nie do zniesienia – przez otoczenie – bliskich oraz napotykanych ludzi. Oczywiście trafiają się wyjątki, które osoba Helen fascynuje. I co najważniejsze – sposobem głównej bohaterki na przetrwanie w świecie (rodzinie) jest kpina i żart. Taki też punkt widzenia oraz styl swojej filmowej historii przyjmuje reżyser, David F. Wnendt.
Chcąc określić adresata tej niemieckiej komedii na podstawie tego, o kim opowiada film, można powiedzieć, że to komedia dla młodzieży, ale uwzględniając obowiązujące normy – młodzieży pełnoletniej. Natomiast nie sugerując się bohaterką i jej rozterkami, to w zasadzie film dla każdego, kto szuka nieskomplikowanej, odważnej i dziwacznej komedii, która naszym oczom (i nie tylko) zapewni wrażenia z pogranicza erotyki i biologii ludzkiego ciała. Młodego ciała. Helen zagrała Carla Juri, debiutująca jako odtwórczyni pierwszoplanowej roli. Z wypowiedzi reżysera możemy się dowiedzieć, że: Aktorka wiedziała, że wymagamy od niej nagości, ale zapewniłem ją, że nie będzie prawdziwego seksu i zbliżeń na jej genitalia. (…) W tym filmie znacznie więcej dzieje się w wyobraźni widza aniżeli na ekranie. Wyobraźnia wyobraźnią, ale przyznać trzeba, że debiut aktorski odważny.
Reżyser chce rozśmieszyć oraz poruszyć widzów przedstawiając historię traumy oraz samotności Helen opierając się na przerysowaniu, kpinie i obrzydliwości. Na dodatek Helen śmiało kroczy erotyczno-używkowym szlakiem uświadamiając nas, jak istotne, ale niestety zepchnięte na margines i zdeprecjonowane są ludzkie wydzieliny. Im bardziej Helen nie wstydzi się swojej biologii (zabawy ciałem, fantazji erotycznych, chorób), tym bardziej zawstydza otoczenie, również widzów. W całym tym zawstydzającym otoczenie trybie życia Helen przytrafia się niefortunny, również zawstydzający pozostałych, wypadek, który będzie szansą na spełnienie marzeń bohaterki. I za tym wszystkim nieudolnie schowano przesłanie. Nieudolnie, bo czuć, i można wyczytać z wywiadów, że reżyser chce przekazać „coś” głębokiego za pomocą lekkiej, acz szokującej komedii. Jednak jego przekaz nie jest wcale głęboki i w dodatku podano go na dosyć płytkim talerzu. Reżyser próbował nakręcić film odważny, szokujący, który wywoła gorzki śmiech i będzie miał to „coś”, co sprawi, że obraz staje się kultowy. Jednak „Wilgotne miejsca” nie dorównają takiej konkurencji, jak chociażby „Trainspotting”, do którego w opisie niemiecka komedia jest porównywana. Można odnieść wrażenie, że reżyser próbował stworzyć przełomowy film, ale z przełomem się minął. Wizje i wspomnienia Helen mają śmieszyć, choć pokazują przerażające, tragiczne sytuacje. Z kolei biologia i erotyka unicestwiają wszelkie romantyczne wizje miłości i kobiecego ciała, za to mają nieść prowyzwoleńcze przesłanie. Kolorystka, rysunkowe wstawki, podział ekranu, punkt widzenia deskorolki, muzyka buntowników zderzona z klasyką, śmiałe ujęcia erotyczne i dużo nagości, traumatyczne wspomnienia, groteskowe i drastyczne wizje wypadków – całość daje wrażenie fajerwerkowego show, po którego wybuchu nic nie zostaje. Ewentualnie wspomnienie pojedynczych rozbłysków.
Banalna fabuła, oczywistość przesłania i zakończenia są najsłabszą stroną filmu. Nawet jeśli zamierzona prostota komedii zdecydowała o nie komplikowaniu historii, to nie oznacza, że oczywistość i banał mają przytłoczyć film. Odtwórczyni głównej roli w wywiadzie mówi, że: dla mnie najważniejszą rzeczą jest w tym filmie to, co znajduje się pomiędzy wierszami. Tu właśnie można w największym stopniu odnaleźć postać Helen. Ale szkopuł w tym, że wszystko jest wprost pokazane i powiedziane, a żadnego między wierszami nie ma. Scenarzyści filmu wyszli z założenia, że już na początku bohaterka-narratorka w łopatologiczny sposób powie nam, co jej przeszkadza, dlaczego i jak z tym walczy. Sytuacja z tłumaczeniem nam, o co rozchodzi się w historii Helen, powtarza się kilka razy, a że znów o tak dużo się nie rozchodzi i zbyt wiele się nie dzieje, zaczyna być nudno. W takiej sytuacji pozostają wspomniane fajerwerki: teledyskowa, kolażowa forma filmu, groteska i szyderstwo komedii oraz erotyczno-biologiczna sfera życia Helen. Tu można postawić pytanie: czy trauma, z której się śmiejemy i bohaterka, która babra się w swoich oraz nie swoich wydzielinach, są tym, co nas śmieszy i zawiera jakieś przesłanie? Kwestia gustu, potrzeb i granic (wytrzymałości).
Podchodząc do filmu liberalnie, z dużym dystansem, będzie nam łatwiej zrozumieć intencje reżysera i główną bohaterkę, chociaż przyznam, że wymienianie się zużytymi tamponami czy wycieranie sobą miejskiego klozetu podchodzi bardziej pod obrzydliwość niż liberalizm. Jeśli na film trafi ktoś bardziej konserwatywny o guście filmowo-obyczajowym trzymającym się norm savoir-vivre’u, wtedy nie pomoże tłumaczenie, że bohaterka ma traumę z dzieciństwa, jest wrażliwa i ucieleśnia wyzwolenie.
„Wilgotne miejsca” powstały na podstawie książki Charlotte Roche, autorki również hitu „Modlitwy waginy”.