WIEDŹMIN: ZMORA WILKA. Moralność pana Vesemira
Uniwersum Wiedźmina się nam rozrasta. Po książkach, komiksach, grach komputerowych, a także, co nas, kinomanów, interesuje najbardziej, po filmie kinowym i serialu telewizyjnym przyszła pora na pełnometrażowy film animowany. Choć trudno oprzeć się wrażeniu, że produkcja Wiedźmin: Zmora Wilka pełni głównie funkcję promocyjnej przygrywki do drugiego sezonu przebojowego serialu platformy Netflix, to jednak posiada ona wyraźne walory uzasadniające jej byt.
Nie powiem, że powalono mnie na kolana, nie powiem, że wzbudzono we mnie zachwyt, ale na pewno muszę powiedzieć, że otrzymałem dokładnie to, czego tak bardzo potrzebowałem. Rozsiadając się wygodnie w fotelu po ciężkim dniu, zależało mi na tym, by przyjemnie spędzić czas, zatracając się w jednym z moich ulubionych, fantastycznych światów. Już kiedyś pisałem, że fanem Wiedźmina stałem się trochę na opak, bo nie tyle dzięki twórczości Sapkowskiego (do której z początku nie mogłem się przekonać), ale po wchłonięciu Dzikiego Gonu, trzeciej odsłony polskiej gry wideo, moim skromnym zdaniem jednej z najlepszych gier w historii branży. Zmora Wilka okazała się nie tylko idealną formą relaksu, ale zapewniła mi także bardzo ciekawe doświadczenie, pozwalając obrać inny niż zwykle punkt widzenia na znane fantazje.
Film produkcji Netflix to bowiem spin-off i prequel w jednym, zbudowany na planie klasycznego origin story. Głównym bohaterem jest Vesemir, wiedźmin, którego poznaliśmy już wcześniej jako nauczyciela i mentora Geralta z Rivii. Zmora Wilka cofa się jednak do początków Vesemira w wiedźmińskim fachu, a nawet dalej. Mamy bowiem okazję zobaczyć, w jaki sposób wiedźmin staje się wiedźminem za sprawą alchemicznej mutacji genów. Punktem wyjścia dla historii jest, a jakże, pojawienie się tajemniczego potwora, którego Vesemir podejmuje się zgładzić. Wydarzenia stanowią jednak pretekst do rozważań na temat roli wiedźminów jako zabójców wszelkiego pomiotu oraz snucia dobrze znanej przypowieści o moralności.
Koncepcja filmu powstała już w roku 2018, gdy Lauren Schmidt Hissrich pracowała nad pierwszym sezonem serialu platformy Netflix jako jego showrunnerka. Najwyraźniej sporo notatek zgromadzono o postaci Vesemira. Okazał się na tyle interesujący, że postanowiono stworzyć dla niego osobną ścieżkę fabularną, obudowującą nadchodzącą serialową kontynuację sporą liczbą nowych kontekstów. Za materię wybrano japońskie anime najprawdopodobniej nie tyle z pobudek artystycznych, co ekonomicznych. Bystre oko zauważy, że animacje w Zmorze Wilka jak żywo przypominają te, które wcześniej mieliśmy okazję poznać w wampirycznej Castlevanii. Wykorzystując więc sprawdzony silnik, wystarczyło tylko zaprojektować nowe postacie i pozwolić im żyć. Choć wielu upatruje w tym wadę, wytykając twórcom Zmory Wilka lenistwo, ja widzę tu nic innego jak pragmatyzm.
Oceniając pomysł na Zmorę Wilka już po efekcie końcowym, muszę powiedzieć, że produkcja mile zaskoczyła mnie przynajmniej w kilku punktach. Stylistyka anime, bardzo swobodnie posługująca się przemocą, pozwoliła na zademonstrowanie bardzo soczystych scen akcji, z których najbardziej zapadła mi w pamięci wyborna sekwencja otwierająca. Fabularnie film także stoi na bardzo przyzwoitym poziomie, prowadząc akcję dwutorowo, w czasach współczesnych Vesemirowi oraz w jego dzieciństwie. Jest spójnie, intrygująco, są zwroty akcji, jest zapierająca dech kulminacja. Bodaj największą jakością dla fana uniwersum jest to, że wydarzenia w prostej linii prowadzą do upadku twierdzy Kaer Morhen. W końcu zatem mamy okazję zobaczyć coś, co w książkach jest jedynie wzmiankowane.
Ale tym, co zostaje z nami po seansie, jest świadomość, że właśnie mieliśmy okazje poznać jedną z dobrze znanych nam postaci z zupełnie innej strony. „Świeża krew w świecie wiedźminów” – brzmi tagline filmu i dużo w nim prawdy. Podstarzały, przemądrzały wiedźmin, którego znamy z książek i gier, w swej młodości okazuje się przebojowym i temperamentnym bohaterem, który uwielbia igrać z ogniem. W końcu zachodzi jednak potrzeba odpowiedzialności. W jednym z wywiadów twórcy zwrócili uwagę na pewną interesującą analogię, łączącą postacie Vesemira i Geralta. Bo tak, jak serial Wiedźmin stanowi swego rodzaju opowieść o tym, jakim ojcem mógłby być Geralt, tak Zmora Wilka to nic innego jak ukazanie dojrzewania do ojcostwa w wykonaniu Vesemira. Ma to dowodzić jednego – co jak co, ale w wiedźmińskim fachu nauka nie może iść w las. Za dużo zła się tam panoszy. A my potrzebuje specjalistów od brudnej roboty.