WENDELL i WILD. Diabeł Stróż
Catherine na paszporcie. Kay-Kay dla nieznajomych. Kat dla najbliższych. Piękne, kolorowe lata dziecięce, wszystkiego pod dostatkiem: miłości, słodyczy, uwagi i atrakcji. Rodzice zarządzają prężnie rozwijającym się browarem. Przed Kat świetlana, usłana różami przyszłość. Gdyby nie ta cholerna zima, śliska droga i nieszczęsny most. Dziewczynka szczęśliwie zostaje ocalona, opiekunowie przepadają w wodnej toni. Skok o kilka lat do przodu i w nastoletniej Kat wzrasta frustracja oraz poczucie winy. Nie należało się tak drzeć w samochodzie. Tata wtedy nie oderwałby się od kierownicy. To ja, to ja ich zabiłam. Gniew przeradza się w bunt i kontestację. Zamiast prominentnych szkół poprawczaki, zamiast Erasmusów kajdanki za większe i mniejsze przewinienia, zamiast napajania się wolnością ciągły nadzór. Przed Kat chyba ostatnia szansa, by się podźwignąć i uratować. Nastolatka ląduje w katolickiej szkole dla dziewcząt w jej rodzinnym miasteczku, Rust Bank. Kiedyś będące słonecznym kurortem, teraz apokaliptycznym zagłębiem, okrytym pyłem i mgłą.
Wendell i Wild to bracia, demony z równoległego świata. Duchy złe z natury, ale przyjazne z usposobienia. Marzące, by wyrwać się z okrutnej roboty w zaświatach i otworzyć park rozrywki na Ziemi. Dojdzie więc do pewnego paktu i porozumienia. Kat będzie potrzebna Wendellowi i Wildowi. Diabły udostępnią dziewczynie pewną usługę. Pozornie to sytuacja win-win, bez podstępu zapisanego małym druczkiem na cyrografie. Wszystko pięknie, gdyby nie znowu te feralne przeciwności losu. Kat zdobędzie nagrodę, ale wcześniej będzie musiała zrozumieć i zaakceptować stratę. To przecież nadrzędna logika baśni.
Henry Selick (odpowiedzialny za wybitną, ponadczasową Koralinę i tajemnicze drzwi) znowu powraca do czarów i ponurej fantastyki. Ponownie opowiada o przechodzącej przez mentalne załamanie dziewczynie: nieumiejącej uporać się z traumą, niepogodzonej losem i szukającej ucieczki. Bolesna przeszłość całkowicie ją sformatowała, wywróciła do góry nogami system wartości i pozbawiła złudzeń. Kat nie znajduje pomocy na tym świecie, więc poszukuje go gdzieś poza nim. Katolicka szkoła, gdzie z zasady wierzy się w metafizyczny porządek, wydaje się do tego odpowiednim miejscem. Nadprzyrodzone siły, dobre i złe, to codzienność. Może któraś z nich pomoże jej skontaktować się z rodzicami?
Wendell i Wild to kino ciągłej psychoanalizy. Rozgrywające się w mrocznej rzeczywistości i w ujętym z przymrużeniem oka piekielnym odmęcie. Kat balansuje między tymi dwoma wymiarami, projektując na nie swoje lęki i powracające stany depresyjne. W pewnym momencie bohaterka stwierdza, że nie ma nic gorszego niż „dobre wspomnienia”. To one bowiem nakładają się na beznadziejne Teraz, jaskrawo zaznaczają niekorzystną zmianę. Nie podnoszą na duchu, ale popychają w otchłań. Wendell i Wild jest wymagający i psychologicznie złożony. Duet scenarzystów – Henry Selick i Jordan Peele – w wewnętrznej drodze Kat nie idą na skróty.
Twórcy najwięcej czasu poświęcają emocjonalnemu rozchwianiu Kat: przepracowywaniu traumy i godzeniu się ze stratą. Wendell i Wild proponuje ponadto nieco szerszą perspektywę i spojrzenie na lokalną społeczność. Rada miasta walczy z naciskającą korporacją, planującą zbudować komercyjne więzienie na terenie Rust Bank. Szkolni opiekunowie to ludzie z powołaniem, umiejący się właściwie komunikować z dziećmi. One z kolei obdarzone są wrażliwością i umiejętnością bycia wdzięcznymi. Wendell i Wild bywa okrutne, bywa nieprzyjemne. Trupia aura i częsta fekalna estetyka mogą odrzucać, ale nadają filmowi Selicka specyficzny klimat: przestrzenną głębię i oślizgłość. Przede wszystkim pracują na finalny efekt, kiedy jeszcze wyraźniej widać pojedyncze promienie Słońca, gdy w nastawieniu postaci pojawia się entuzjazm i optymizm. Reżyser wie, że widok spokojnego, bezchmurnego nieba jest nieporównanie bardziej majestatyczny, gdy poprzedzi je sięgający horyzontu sztorm.