search
REKLAMA
Recenzje

WENDELL i WILD. Diabeł Stróż

„Wendell i Wild” to kino ciągłej psychoanalizy. Rozgrywające się w mrocznej rzeczywistości i w ujętych z przymrużeniem oka piekielnych odmętach.

Maciej Niedźwiedzki

2 listopada 2022

REKLAMA

Catherine na paszporcie. Kay-Kay dla nieznajomych. Kat dla najbliższych. Piękne, kolorowe lata dziecięce, wszystkiego pod dostatkiem: miłości, słodyczy, uwagi i atrakcji. Rodzice zarządzają prężnie rozwijającym się browarem. Przed Kat świetlana, usłana różami przyszłość. Gdyby nie ta cholerna zima, śliska droga i nieszczęsny most. Dziewczynka szczęśliwie zostaje ocalona, opiekunowie przepadają w wodnej toni. Skok o kilka lat do przodu i w nastoletniej Kat wzrasta frustracja oraz poczucie winy. Nie należało się tak drzeć w samochodzie. Tata wtedy nie oderwałby się od kierownicy. To ja, to ja ich zabiłam. Gniew przeradza się w bunt i kontestację. Zamiast prominentnych szkół poprawczaki, zamiast Erasmusów kajdanki za większe i mniejsze przewinienia, zamiast napajania się wolnością ciągły nadzór. Przed Kat chyba ostatnia szansa, by się podźwignąć i uratować. Nastolatka ląduje w katolickiej szkole dla dziewcząt w jej rodzinnym miasteczku, Rust Bank. Kiedyś będące słonecznym kurortem, teraz apokaliptycznym zagłębiem, okrytym pyłem i mgłą.

Wendell i Wild to bracia, demony z równoległego świata. Duchy złe z natury, ale przyjazne z usposobienia. Marzące, by wyrwać się z okrutnej roboty w zaświatach i otworzyć park rozrywki na Ziemi. Dojdzie więc do pewnego paktu i porozumienia. Kat będzie potrzebna Wendellowi i Wildowi. Diabły udostępnią dziewczynie pewną usługę. Pozornie to sytuacja win-win, bez podstępu zapisanego małym druczkiem na cyrografie. Wszystko pięknie, gdyby nie znowu te feralne przeciwności losu. Kat zdobędzie nagrodę, ale wcześniej będzie musiała zrozumieć i zaakceptować stratę. To przecież nadrzędna logika baśni.

Henry Selick (odpowiedzialny za wybitną, ponadczasową Koralinę i tajemnicze drzwi) znowu powraca do czarów i ponurej fantastyki. Ponownie opowiada o przechodzącej przez mentalne załamanie dziewczynie: nieumiejącej uporać się z traumą, niepogodzonej losem i szukającej ucieczki. Bolesna przeszłość całkowicie ją sformatowała, wywróciła do góry nogami system wartości i pozbawiła złudzeń. Kat nie znajduje pomocy na tym świecie, więc poszukuje go gdzieś poza nim. Katolicka szkoła, gdzie z zasady wierzy się w metafizyczny porządek, wydaje się do tego odpowiednim miejscem. Nadprzyrodzone siły, dobre i złe, to codzienność. Może któraś z nich pomoże jej skontaktować się z rodzicami?

Wendell i Wild to kino ciągłej psychoanalizy. Rozgrywające się w mrocznej rzeczywistości i w ujętym z przymrużeniem oka piekielnym odmęcie. Kat balansuje między tymi dwoma wymiarami, projektując na nie swoje lęki i powracające stany depresyjne. W pewnym momencie bohaterka stwierdza, że nie ma nic gorszego niż „dobre wspomnienia”. To one bowiem nakładają się na beznadziejne Teraz, jaskrawo zaznaczają niekorzystną zmianę. Nie podnoszą na duchu, ale popychają w otchłań. Wendell i Wild jest wymagający i psychologicznie złożony. Duet scenarzystów – Henry Selick i Jordan Peele – w wewnętrznej drodze Kat nie idą na skróty.

Twórcy najwięcej czasu poświęcają emocjonalnemu rozchwianiu Kat: przepracowywaniu traumy i godzeniu się ze stratą. Wendell i Wild proponuje ponadto nieco szerszą perspektywę i spojrzenie na lokalną społeczność. Rada miasta walczy z naciskającą korporacją, planującą zbudować komercyjne więzienie na terenie Rust Bank. Szkolni opiekunowie to ludzie z powołaniem, umiejący się właściwie komunikować z dziećmi. One z kolei obdarzone są wrażliwością i umiejętnością bycia wdzięcznymi. Wendell i Wild bywa okrutne, bywa nieprzyjemne. Trupia aura i częsta fekalna estetyka mogą odrzucać, ale nadają filmowi Selicka specyficzny klimat: przestrzenną głębię i oślizgłość. Przede wszystkim pracują na finalny efekt, kiedy jeszcze wyraźniej widać pojedyncze promienie Słońca, gdy w nastawieniu postaci pojawia się entuzjazm i optymizm. Reżyser wie, że widok spokojnego, bezchmurnego nieba jest nieporównanie bardziej majestatyczny, gdy poprzedzi je sięgający horyzontu sztorm.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA