W LABIRYNCIE. Porządna intryga i niebanalny koncept
Thirllery o zaginionych oraz odnalezionych po latach ofiarach psychopatów są bardzo zgrabnym tematem do plastycznego ukazania meandrów ludzkiej psychiki. W labiryncie zresztą świetnie operuje metaforyką pułapki oraz ciasnoty. Opowieść o dziewczynie, która odnalazła się po wielu latach, a w jej pamięci pozostały tylko ślady po rozwiązywaniu zagadek pozwalających jej przeżyć, jest esencjonalna dla gatunku. Pamięć, siła ludzkiej psychiki, krwiożercze intelekty oraz potwory w ludzkiej skórze – z takich elementów się tka te sukienki. Film Donata Carissi – również autora książki, na której oparty jest scenariusz – to duchowy spadkobierca najlepszych przedstawicieli thrillera.
Wprawdzie protagonistą nie jest łamiąca szyfry informatyczka albo lubujący się w kapeluszach detektyw, który ściga seryjnego mordercę karzącego ludzi za siedem grzechów głównych, ale czuć w tym wszystkim oddech Davida Finchera. Film wrzuca kolaborację amerykańsk0-włoskiego kina do basenu pełnego porównań, rozkazując mu płynąć do brzegu, wprost do serca miłośników gatunku (który, bądźmy szczerzy, ma dzisiaj chyba największe problemy z zaskoczeniem fanów). Samantha jest więc bohaterką, której pamięć szwankuje, a instynkt został zredukowany do prostego “przeżyj”. Jej policyjny profiler, doktor Green (w tej roli od jakiegoś czasu nieobecny w pierwszym rzędzie aktorstwa Dustin Hoffman), to model nowego opiekuna, który próbuje wejść do głowy dziewczyny, a detektyw Bruno Genko (Toni Servillo) chce składać jej rzeczywistość ze strzępków informacji. A pytań jest wiele. Jak dziewczyna trafiła do labiryntu? Co on symbolizuje? Dlaczego właśnie ona? Zagadka goni zagadkę, a tekstowo trudno oddać wyjątkowość tej narracji, bowiem świat Samanthy otoczony jest męskością oraz wilkami ścigającymi inne wilki. Szczególnie ciekawie wypada tutaj postać Genko, który śmiertelnie chory walczy z czasem i niesprawiedliwością. Niby archetyp, które znamy, a jednak zaktualizowany o coś intrygującego.
Podobne wpisy
Carissi zna więc gatunek, zjadł sobie na nim zęby, a swoją pozycję w środowisku storytellerskim umocnił na tyle, że został reżyserem. Jego książki oceniane są dobrze, a reżyseria zadziwiająco się nie telepie jak w przypadku Dziewczyny we mgle. To zresztą duża przyjemność obserwować ewolucję artystyczną człowieka pióra, który płynnie przechodzi do świata filmu i się na tym nie wykłada. Carissi z powodzeniem mógłby prowadzić kursy dla scenarzystów, którzy na niepewnym rynku literkowym postanawiają poszerzyć swoje możliwości zawodowe. Tym razem udało mu się bowiem zrobić kino bardzo intrygujące wizualnie, którego klucz (spójny oraz nie rozwijający waty fabularnej) przydałby się w przypadku poprzedniego filmu. Pisarz postanowił osadzić swój świat w bardzo sterylnych, a jednocześnie dusznych miejscach. Fala upałów, podobnie jak mroźna zima u Finchera w Dziewczynie z tatuażem, świetnie dopełnia sceny, które rozgrywają się w umyśle pokiereszowanej przez psychopatę dziewczyny.
Toni Servillo i Dustin Hoffman tworzą ciekawą parę, której przyświeca podobny cel, ale to ten pierwszy wydaje się być bardziej pewny siebie w kinie włoskiego reżysera. Hoffman, choć nie po raz pierwszy raz gra postać wycofaną, zbyt często powtarza znane triki aktorskie, kiedy postać detektywa Genko to aktywny człowiek brudnych zaułków. Mężczyźni prowadzą walkę o umysł oraz duszę dziewczyny (a także potencjalnych kolejnych ofiar potwora), a obu tym warstwom film oddaje należyty szacunek. Szkoda jedynie braku naprawdę wyrazistej roli. Valentina Belle w roli Samanthy to nie wyburzający naszej uwagi dodatek, który dobrze radzi sobie przed ekranem, ale jak na bagaż doświadczeń postaci jest za mało wyrazista. W Labiryncie jest właśnie takim filmem – nie stanie się klasykiem gatunku, żaden jego element nie potrząśnie klatką kryminałów, ale wykonano go kompetentnie. Wciąż zadziwia zuchwałość reżysera, który przekroczył już próg dzielący pisarstwo od reżyserii, a coraz bardziej zbliża się do kolejnej granicy. Tej pomiędzy sprawną reżyserią od świetną reżyserią.