VAL. Kilmer Forever
Iceman w Top Gun, Chris Shiherlis w Gorączce, Jim Morrison w The Doors, Doc Holliday w Tombstone, Madmartigan w Willowie, Bruce Wayne w Batman Forever. W portfolio współprace z Oliverem Stone’em, Ronem Howardem, Joelem Schumacherem, Tonym Scottem, Michaelem Mannem. Na Vala Kilmera każdy gdzieś się kiedyś natknął, każdy na swój sposób go zapamiętał. To duże nazwisko, jasno świecąca gwiazda kina lat 80. i 90. Kolejny przystojniak przypominający Elvisa Presleya, ale również ekranowa osobowość. Dokument przypominający aktorski dorobek pełen hitów i odtwarzający drogę na szczyt nie miałby jednak odpowiedniej siły rażenia. To nie przeszłość przyciąga reżyserki duet – Ting Poo i Leo Scotta – do biografii Amerykania, ale sprawy bieżące.
Val Kilmer musiał się bowiem wycofać i skupić na walce o życie. Rak krtani dopadł go nieoczekiwanie. Chemioterapia i leczenie niemal pozbawiła go głosu, zmusiła do obrania innej drogi i zmiany przyzwyczajeń. To wydarzenia staje się pretekstem i punktem zapalnym dla całego dokumentu.
Pierwsza połowa Vala ma jednak charakter retrospektywny. Rodzinna historia z rozwodem rodziców, tragiczna śmierć brata po ataku padaczki, rozwód rodziców, ciężkie relacje z ojcem. Każde z nich wywołuje ból, pozostawia niewymazywalne ślady w pamięci, ale również w pewien sposób go wzmacnia, pozwala spojrzeć na życie z innej perspektywy. Niezwykle ważna dla bohatera dokumentu jest również wiara. To ona jest dla niego egzystencjalnym punktem odniesienia, to ona sprawia, że przez każdą klęskę, tragedię czy porażkę przechodzi z intrygującym spokojem. Żadna z nich nie może go do końca złamać.
Historia rodzinna to pierwsza narracyjna oś filmu Poo i Scotta. Rekonwalescencja i dochodzenia do zdrowia to drugi ważny strukturalny budulec dokumentu. Trzecim, najbardziej wnikliwie zgłębionym, jest spojrzenie na całą filmową branżę, na aktorskie pokolenie, zajrzenie za kulisy, na kłótnie z reżyserami i wykładowcami. Ta cześć dokumentu dostarcza wielu trafnych mott i spostrzeżeń. Adekwatnych nie tyle dla biografii amerykańskiego aktora, ale mających wyjątkowo nośną naturę. Dzięki temu „ciekawy przypadek Vala Kilmera” może być znacznie szerzej rozumiany. To więcej niż wyczerpujący wpis w Wikipedii. Val ma być uniwersalnym punktem odniesienia.
Decydują o tym nienachalne sentencje i trafne, wypowiadane ze spokojem mądrości. W jednych z komentarzy do początku kariery Kilmer przyznaje, że nie ma małych ról, są mali aktorzy. To reakcja po tym jak przy jednym z filmów był spychany na coraz dalszy plan. Dla Vala nawet kilkuminutowy występ i trzy linijki tekstu były szansą, by zaistnieć i podskoczyć wyżej. Tak, to jak najbardziej kino motywacyjne. W innym fragmencie wspomina współprace ze swoimi idolami: Alem Pacino, Robertem De Niro czy Marlonem Brando. Kilmer całe życie pracował, by osiągnąć ten sam status, ale tak naprawdę najbliżej nich był witając się z nimi na planie. Interesującym do tego kontrapunktem jest ten, gdy Kilmer przyznaje, że nie nigdy nie grał ról, o których marzył. Nie żałuje kasowych hitów i międzynarodowych przebojów, ale liczne finansowe zobowiązania (kredyty, utrzymywanie rodziny) nieraz zmuszały go, by jako aktor przede wszystkim patrzył na kwotę wypisaną na czeku. Kilka innych artystycznych niepowodzeń (nieudane castingi do Chłopców z ferajny czy Full Metal Jacket) tylko utwierdzają go w przekonaniu, że zawodowo nie może czuć się spełniony.
Natomiast jedną z istotniejszych puent może być refleksja o roli w Batman Forever. Po komercyjnym sukcesie filmu Schumachera, Kilmer od razu dostał propozycję, by ponownie wcielić się w Bruce’a Wayne’a. Twórcy zestawiają wtedy domowe nagranie Vala Kilmera, bawiącego się z przebranym w człowieka-nietoperza synem z ujęciami z samej produkcji z 1995 roku. Kilmer bez zastanowienia odrzucił ofertę. Wszyscy przecież marzą o tym, by „być” Batmanem a nie przebierać się za niego w filmie. Stety, niestety. Każdy indywidualnie pewnie oceni na ile jest to zdroworozsądkowe, na ile dołujące, na ile podnoszące na duchu, na ile przytomne a na ile szalone.