UMRZEĆ POWTÓRNIE. Podwójna gra
Autorką recenzji jest Agata Olbrycht.
W 1991 roku Kenneth Branagh miał 30 lat i za sobą odnoszącą znaczny sukces ekranizację “Henryka V”. W tamtym roku zajął się wyreżyserowaniem swojej pierwszej amerykańskiej produkcji – “Dead again”. Film ten to ukłon w kierunku amerykańskich hitów kinowych lat 40tych i 50 tych – utrzymany w podwójnej konwencji wczesnego i późnego Hitchcocka.
“Dead again” opowiada równocześnie dwie historie – z pierwszą, współczesną, zapoznajemy się w momencie, gdy na ekranie pojawia się ówczesna żona Branahgha – Emma Thompson. Gra ona młodą kobietę, która pewnej nocy trafia do przyklasztornej szkoły dla chłopców. Jej problem i problem przeora szkoły polega na tym, że kobieta zdaje się nie pamiętać żadnych szczegółów dotyczących jej życia – nie wie, kim jest, jak znalazła się u sióstr zakonnych, co więcej – nie umie wydobyć z siebie ani słowa. Dręczą ją jednak mrożące krew w żyłach koszmary o zabójcy atakującym ją nożycami.
Niezdolny do kontynuowania opieki nad kobietą przeor prosi o pomoc byłego wychowanka szkoły, aktualnie detektywa – Mike’a Churcha (Kenneth Branagh). Church , początkowo wbrew własnej woli, przejmuje pełną opiekę nad milczącą nieznajomą i towarzyszy jej w wizytach u pewnego bardzo zainteresowanego jej dziwnym przypadkiem hipnotyzera. W trakcie wizyt u tego niesamowitego jegomościa, wykorzystującego swój hipnotyzerski dar do odnajdywania zaginionych antyków (Derek Jacobi), poznajemy drugą z historii przewodnich filmu, ponieważ okazuje się, że sny Grace (jak “ochrzcił” nieznajomą Mike) są odzwierciedleniem jej przeżyć z poprzedniego wcielenia, kiedy to była Margaret Strauss, żoną niemieckiego dyrygenta i kompozytora – Romana Straussa. Margaret została brutalnie zamordowana przez męża w 1949 roku, a narzędziem zbrodni były, oczywiście, nożyczki. Grace, która w końcu odzyskuje głos i energię, musi odtworzyć historię miłości i zbrodni sprzed lat, by poznać powód swojej amnezji w czasie teraźniejszym.
Branagh i Thompson odgrywają podwójne role – Mike’a i Grace oraz Margaret i Romana. Stylistyka czarno-białych filmów z lat 40-tych przeplata się bezustannie z wersją bardziej współczesną, zwłaszcza w kulminacyjnych końcowych momentach, gdy przeskoki w czasie, fabule i szybki montaż zadziwiają swoją zręcznością. “Dead again” to film pełen charakterystycznych dla filmów lat 40. i 50. uniesień, namiętności i przerysowań – znakomicie oddaje ich charakter i przypomina o gatunku, który, choć już się zdezaktualizował, jednak pozostał w pamięci wielu widzów.
[quote]Widać, że celem Branagha było odwołanie do stylistyki kina z tamtych lat, potraktowanie jej z szacunkiem, ale i przymrużeniem oka.[/quote]
Sama tematyka – wielka miłość, krwawa zbrodnia i reinkarnacja, ale również komediowe sytuacje i dialogi (zwłaszcza dotyczące sytuacji z czasów współczesnych) – wskazują na duży dystans reżysera do własnego dzieła i do tego, co przez niektórych mogłoby zostać uznane za mankamenty fabularne klasyki kina. Również sama fabuła okazuje się koniec końców dość prosta, choć nie brakuje jej napięcia budowanego między innymi przez świetnie dobraną muzykę Patricka Doyle’a.
Dodatkowy smaczek fabule dodają niesamowite postacie zagrane przez znakomitych aktorów – tajemniczy hipnotyzer posiadający żyłkę do interesów (wspomniany wcześniej Derek Jacobi), dziennikarz zakochany w Margaret, wysłuchujący ostatnich słów Romana Strausssa przed jego straceniem (Andy Garcia), wścibska gospodyni Straussa, która zapewne ma coś do ukrycia (Hanna Schygulla), czy w końcu ekscentryczny ex-psychoanalityk, z którym Mike konsultuje przypadek Grace, czyli Robin Williams.
Branagh już wtedy pokazywał publiczności, że nie tylko potrafi w jednym filmie wcielić się w skrajnie odmienne postacie, ale że jest również zdolny do zabawy stylistyką, formą i jednoczesnego umiejętnego bawienia widza kawałkiem dobrego, wciągającego kina.