search
REKLAMA
Recenzje

UCIECZKA W NOC. Unikalny klimat i zastęp sław w rolach pobocznych

Unikalny, przyjemny klimat lat osiemdziesiątych (co dla wielu będzie dodatkową zaletą) gwarantuje dobrze spędzony, relaksujący seans.

Tekst gościnny

1 września 2024

REKLAMA

Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.

John Landis zrealizował kilka świetnych tytułów, by wymienić tu tylko „W krzywym zwierciadle: Menażeria” (będącą prekursorem tak zwanych komedii młodzieżowych), „Blues Brothers”, „Nieoczekiwana zamiana miejsc” czy „Szpiedzy tacy jak my”. Szczyt jego kariery przypadł na lata osiemdziesiąte, a w portfolio ma również współpracę z Michaelem Jacksonem nad unikalnym teledyskiem do „Thrillera”. Niestety, podczas kręcenia „Strefy mroku” doszło do fatalnego wypadku, w wyniku którego zginęły trzy osoby, w tym dwójka dzieci. Reżyser został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci i dopiero po długim procesie oczyszczony z zarzutów. Jednak echo tragedii i wynikających z niej procesów sądowych kontrowersji ciągnie się za nim do dziś.

„Ucieczka w noc” była drugim projektem, który Landis zrealizował po fatalnym wypadku. Fabuła zaczyna się w momencie, gdy cierpiący na bezsenność Ed Okin (Jeff Goldblum), dowiedziawszy się, że żona go zdradza, wychodzi w środku nocy z domu, wsiada do samochodu i rusza w miasto. Nie ma żadnego celu ani planu, to spontaniczna reakcja na przerastającą go sytuację. Wkrótce spotyka atrakcyjną kobietę Dianę (Michelle Pfeiffer) i pomaga jej wydostać się z tarapatów. Ale kłopoty tak naprawdę dopiero się zaczynają…

Film, przynajmniej na początku, sporo czerpie od Hitchcocka. Diana skrywa jakąś tajemnicę, którą nie chce się z Edem podzielić, po piętach cały czas depczą im jakieś niebezpieczne typy i generalnie nie wiadomo o co chodzi. Nad bohaterami wciąż wisi zagrożenie. Mimo to, przez pierwsze kilkanaście minut „Ucieczka w noc” tchnie spokojnym, wręcz onirycznym klimatem, by dopiero w dalszej części ewoluować w mieszankę komedii i sensacji, tak charakterystyczną dla lat osiemdziesiątych, dodatkowo doprawioną właściwą dla reżysera radosną zgrywą. Przez większość czasu nastrój buduje klimatyczna muzyka Iry Newborna („Blues Brothers”, „Naga broń”), ale kilka piosenek zaśpiewał również B.B. King. W trakcie rozwoju fabuły okazuje się, że cała intryga zatacza coraz szersze kręgi i zawiedzie bohaterów w niespodziewane miejsca, a także doprowadzi do spotkania galerii dziwnych, często groźnych oprychów.

Oczywiście można przyczepić się do nieco zbyt powolnego miejscami tempa, czy do faktu, że główny bohater tak naprawdę niewiele ma do roboty (z tego właśnie powodu rolę odrzucił Jack Nicholson), ale po co, skoro całość ogląda się dobrze, a cudowna atmosfera rozedrganych nocą ulic Los Angeles (co prawda nieco pustawych) wylewa się z ekranu i sprawia, że można w niej zatonąć. W międzyczasie reżyser serwuje nam kilka wybornych gagów – jak na przykład wątek naśladowcy Elvisa, czy też kwartet cokolwiek zbyt nerwowych irańskich zamachowców (z których jednego odgrywa sam Landis) i sprawnie żongluje gatunkami, by nawet w obrębie jednej sceny przeskoczyć od slapsticku do kryminału.

Koniecznie należy wspomnieć o zastępie sław w rolach pobocznych. Mamy tu między innymi międzynarodową plejadę reżyserów. W kadrze można dostrzec między innymi Davida Cronenberga („Mucha”), Jonathana Demme’a („Milczenie owiec”), Dona Siegela („Brudny Harry”), Jima Hensona (twórca Muppetów), czy Rogera Vadima („I Bóg stworzył kobietę”). Na chwilę pojawia się nawet David Bowie w zabawnej roli bezwzględnego szpiega. Tradycję obsadzania w małych rolach kolegów po fachu Landis z powodzeniem kontynuował w swoich innych tytułach. Tutaj ponadto była to również forma wsparcia reżysera przez środowisko filmowców, po wspomnianym na wstępie wypadku.

Bardzo lubię wszystko co wyszło spod ręki Johna Landisa, więc nie zawiodłem się również na nieco zapomnianej „Ucieczce w noc”. Wprawdzie nie jest ona tak śmieszna jak na przykład „Szpiedzy tacy jak my”, równie przewrotna, co „Nieoczekiwana zamiana miejsc”, czy choćby w połowie tak szalona jak przygody braci Blues, ale unikalny, przyjemny klimat lat osiemdziesiątych (co dla wielu będzie dodatkową zaletą) gwarantuje dobrze spędzony, relaksujący seans.

REKLAMA