TURYSTA. Johnny Depp i Angelina Jolie w niedorzecznym filmie
Producenci pomyśleli sobie tak: skoro produkcje z Johnnym Deppem i Angeliną Jolie zarabiają dużą kasę, obsadzimy ich w jednym filmie, usiądziemy sobie wygodnie i będziemy patrzeć, jak maszynka do liczenia pieniędzy wariuje. Niestety, nie ma czegoś takiego, jak gwarancja sukcesu. Choćby film pękał w szwach od gwiazd, może zabraknąć ekranowej magii i obraz przepadnie u krytyków, widowni, lub i tu, i tu. Turysta, przy budżecie 100 milionów dolarów, zdołał uciułać w kinach nędzne 70. Co zdecydowało o tak dotkliwej porażce w box-office? Poszukajmy winnych.
Między bohaterem granym przez Deppa, a bohaterką Jolie nie ma choćby iskry napięcia, żadnego przepływu energii, porozumienia dusz. Przez to cała opowieść nie jest w stanie zaangażować i gubi film już na starcie. Dwa symbole seksu, najpiękniejsi ludzie świata wg “People”, dwie ikony kina zebrane przed jedną kamerą, miast uderzyć ze zdwojoną energią… wywołują sprzężenie zwrotne, nieprzyjemne buczenie, jak po zbytnim zbliżeniu mikrofonu do głośnika. Bohaterowie pod względem charakterologicznym leżą całkowicie. Nie wiadomo, jakimi uczuciami ich obdarzyć, nie ma się ochoty kibicować im w ich wątpliwej jakości przygodzie. Jeśli musiałbym określić ich jednym słowem, byłoby to słowo antypatyczni. Uczucie, jakie według scenariusza istnieje między parą bohaterów, wciska się nam na siłę. Hej, to Johnny Depp i Angely Jolie – zobaczcie, jacy są sexy, jacy ładni, jacy glamour. Ale uczucia na ekranie nie widać, więc Angelina mówi do Johnny’ego “I love You”; on też rzecze do niej “I love you” – a robią to z takim przekonaniem jakby prosili o zamknięcie drzwi, bo wieje. Podobno na planie Turysty Depp i Jolie nie pałali do siebie sympatią, co nadzwyczaj wyraźnie przełożyło się na ich ekranowe relacje. Nie tworzą pary, nie ma między nimi chemii i nawet Maria Curie-Skłodowska nic by tu nie pomogła. Pomogła za to technikom z początkowych scen filmu, którzy za pomocą magicznej kropli jakiegoś preparatu byli w stanie odczytać list z kartki spalonej na popiół – scena roku!
Brak logiki
Romans nie istnieje, więc może jest pełen napięcia i zwrotów akcji scenariusz? W końcu to action / drama / thriller! Scenariusz, i owszem, jest. W skrócie: piękna i tajemnicza kobieta usiłuje spotkać swojego ukochanego, jeszcze bardziej tajemniczego Alexandra Pearce’a, który przerobił kilku ludzi na kilka miliardów dolarów, a teraz ma nową twarz i chce się spotkać ze swoją ukochaną. Wysyła więc na spotkanie z nią kolesia o twarzy Johnny’ego Deppa, Franka Tupelo – tytułowego turystę, żeby ten został wzięty przez służby specjalne i złych ludzi za Alexandra, choć od pierwszej chwili wiadomo, że to naprawdę Alexander, a nie żaden turysta Tupelo. I to właśnie jest największą bolączką filmu, że im bardziej Depp udaje przed wszystkimi, nawet przed Angeliną, że jest turystą a nie Alexandrem Pearce’em i nie wie nic o skradzionych pieniądzach, tym bardziej wiadomo, że to on i że wie. Najgorszy jest w tym wszystkim punkt wyjścia dla całego “romansu”. Otóż tajemniczy Alexander Pearce każe Angelinie przysiąść się w pociągu do kogoś “jego wzrostu”! Ów jegomość zostaje przez piękną nieznajomą rozkochany i zostaje wystawiony służbom specjalnym i złym ludziom jako wabik. Wabik na co? Nie wiadomo. Dlaczego Angelina wybiera właśnie TEGO kolesia i dlaczego – będąc przekonaną, że to jedynie przypadkowy turysta – zakochuje się w nim? Dlaczego nagle żałuje wabika? Dlaczego nieznajomy turysta miałby zawrzeć znajomość z nieznajomą w pociągu? Dlaczego miałby z nią wysiąść i udać się tam, gdzie ona chciała? Od pierwszych sekund ich spotkania wiadomo, że turysta to Alexander Pearce, więc po co do cholery przez cały film Depp udaje przed widzami, że jest turystą? Finałowy twist, w którym Tupelo otwiera sejf, do którego kod mógł znać jedynie Pearce, zaskakuje już chyba tylko jego samego. I jeszcze ta bezsensowna scena, w której badguy sprawdzając, czy ma do czynienia z Tupelo czy Pearce’em, każe pokazać mu zęby – Pearce palił, więc powinien mieć żółte zębichy. Jasne, koleś wydał na operację zmiany twarzy 20 milionów dolarów i na pewno nie wybielił sobie zębów, żeby dać się zdemaskować przy pierwszym otwarciu ust.
Żeby chociaż ten niedorzeczny i pozbawiony logiki scenariusz był naszpikowany konkretnymi scenami akcji. Ale nie, zamiast pościgu na autostradzie lub strzelaniny w holu mamy Deppa biegnącego w piżamie po dachach – co za emocje, co za emocje! A później mamy “niesamowity” pościg na motorówkach.
Największym kuriozum jest to, że Turysta został nominowany do Złotego Globu w kategorii – UWAGA: “Najlepszy musical lub komedia”! Ja osobiście podczas seansu nie zauważyłem, żeby było w tym filmie coś zabawnego (jedna scena, w której Depp zamiast Buongiorno mówi Bon Jovi – komedii nie czyni). Nie słyszałem też, żeby ktoś śpiewał, a jednej sceny balu nie można raczej podciągnąć pod film muzyczny. Kolejne dwie nominacje do Złotego Globu otrzymali: Depp za najlepszy męski performance i Jolie za performance żeński. Nie wiem, cóż takiego szanowni dziennikarze zagraniczni dojrzeli w ich miałkiej grze aktorskiej, że dali im te, dość znaczące przecież, wyróżnienia. Ja bym ich widział raczej wśród nominacji do Złotych Malin, podobnie jak reżysera i scenarzystę.
Autorem tekstu jest Rafał Donica. Tekst z archiwum Film.org.pl (31 stycznia 2011)