TRUFLARZE. Recenzja dokumentu o pieskach i ludziach
Rosną pod ziemią, a z wyglądu przypominają kamienie. Są bardzo rzadkie, a znaleźć je nie jest łatwo. Ich ceny sięgają ponad czterech tysięcy euro za kilogram i należą do najdroższych produktów gastronomicznych na świecie. Ich walory zapachowe i smakowe można oceniać w taki sam sposób jak dobre wino czy whisky – mogą pachnieć mniej lub bardziej intensywnie, mieć woń mokrej ziemi czy przypraw. Regularnie organizuje się w różnych częściach świata zawody w ich poszukiwaniu czy prezentacje najdorodniejszych, najdoskonalszych okazów. Mowa oczywiście o… truflach.
To właśnie o poszukiwaczach trufli, truflarzach, truffle hunters, Michael Dweck i Gregory Kershaw nakręcili film dokumentalny, który od 24 grudnia można oglądać w polskich kinach. Oko kamery Dwecka i Kershawa skupia się na kilkorgu staruszkach – Carlu, Enrico, Pierze i Sergio – i ich wiernych psach, żyjących w piemonckich górach, specjalizujących się w poszukiwaniach trufli. Wbrew pozorom to właśnie psy są o wiele lepszymi poszukiwaczami cennych grzybów niż świnie, gdyż ani nie zjadają grzybów, ani nie niszczą ściółki, a tym samym potencjalnie ukrytych pod nią trufli.
Życie starszych panów, w większości samotników, od dziesiątków lat skupione było na pracy, lecz nie byle jakiej. Praca na łonie natury, w bezpośrednim z nią kontakcie, w bliskiej relacji z czworonożnym przyjacielem zdaje się przynosić truflarzom znacznie więcej satysfakcji niż zarobione na truflach pieniądze. Są prawdziwymi rzemieślnikami, znającymi najlepsze leśne miejscówki, mistrzami w fachu, który powoli wymiera i jest przejmowany przez przemysłowych wyjadaczy, którzy posuwają się do najgorszych zagrywek, aby tylko zdobyć przewagę na rynku.
Ten właśnie konflikt między truflarzami starej daty a nową, mafijną niemalże konkurencją, która potrafi nawet truć psy rywali, jest punktem zaczepienia w filmie Dwecka i Kershawa. Pokazują oni sprzeczności biznesu truflowego – żyjących w zgodzie z naturą i samymi sobą truflarzy, snobistycznych bogaczy zachwycających się truflowymi daniami i chciwych pośredników spotykających się ze zbieraczami i klientami pod osłoną nocy lub w odludnych zaułkach, co najmniej jakby byli narkotykowymi dilerami. Starzy truflarze są bezcenni dla młodych wchodzących w biznes, którzy próbują podchwycić ich sztuczki. Ci jednak nie chcą dzielić się swoimi miejscami ani sprzedawać swoich ukochanych psów, które są czymś znacznie więcej niż tylko doskonale wytrenowanymi maszynami do wyszukiwania trufli.
W obliczu bezdusznego biznesu niektórzy z truflarskich mistrzów rezygnują z pracy na znak protestu. Dla innych stała się ona codziennością i uzależnieniem, bez którego trudno im żyć. Pomimo starczego wieku regularnie wyruszają na poszukiwanie trufli pod osłoną nocy wraz ze swoimi wiernymi czworonogami. Praca jest dla nich nie tylko lekiem na samotność, ale i sensem życia. Dweck and Kershaw z czułością i uwagą obserwują swoich bohaterów. Ich dokument to nie „gadające głowy”, ale spokojna obserwacja i długie ujęcia, podczas których w niewymuszony sposób obserwować możemy pełne miłości relacje truflarzy z psami podkreślone przez doskonale oświetlone, pięknie skomponowane statyczne, malarskie kadry, których nie powstydziłby się sam Wes Anderson czy Jan Vermeer (między innymi za zdjęcia film zdobył kilka filmowych nagród, był nawet nominowany do Oscara).
W ten właśnie sposób nakręcony jest cały film i ta piękna wizualna forma niestety nieco ogranicza możliwości opowiadania historii i sprawia, że film chwilami nieco się dłuży. Świetnym pomysłem było za to wprowadzenie do narracji bardziej dynamicznych zabiegów, takich jak umieszczenie kamer na głowach psów, dzięki czemu razem z nimi mkniemy przez las, węsząc w poszukiwaniu trufli. Brakuje mi także w Truflarzach nakreślenia nieco szerszego kontekstu truflarskiego biznesu. Niemniej jednak to przyjemny dokument, w sama raz na okres świąteczno-noworoczny.