search
REKLAMA
Recenzje

TO BYŁ ZWYKŁY PRZYPADEK. Perspektywa oprawcy

Po emigracji do Europy twórca „Kręgu” w końcu wraca z filmem fabularnym.

Tomasz Raczkowski

30 lipca 2025

REKLAMA

Szczerze mówiąc, jeszcze do niedawna nie spodziewałem się, że przyjdzie mi recenzować nowy w pełni fabularny film Jafara Panahiego. Obłożony zakazem pracy twórczej słynny irański reżyser przez ostatnie dwie dekady z konieczności rozwijał quasi-dokumentalną formułę „nie-filmów” zacierających granice między obserwacją a kreacją. I trzeba przyznać, iż robił to na tyle udanie, że owa hybrydowa forma stała się jego autorską sygnaturą, a z perspektywy czysto kinoznawczej można było nie odczuwać straty w przymusowym odejściu Panahiego od fikcji. Teraz jednak, po emigracji do Europy, twórca Kręgu w końcu wraca z filmem fabularnym porzucającym przenikanie warstw rzeczywistości – i robi to w takim stylu, że za To był zwykły przypadek wygrał Złotą Palmę w Cannes.

Swoją pierwszą od nakręconego w 2003 roku Crimson Gold pełnoprawną fabułę Panahi konstruuje w oparciu z jednej strony na klasycznym motywie niepozornego splotu zdarzeń uruchamiającego eskalującą dramaturgię, z drugiej strony o pewną zmyłkę. W prologu poznajemy rodzinę, której towarzyszymy w nocnej podróży samochodowej i przy tytułowym przypadku. Dopiero po chwili spotykamy prawdziwego bohatera filmu – Wahida. Ukryty z tyłu warsztatu, do którego trafiła rodzina, rozpoznaje w ojcu – a przynajmniej tak mu się wydaje – swojego oprawcę z tajnej policji, znęcającego się nad nim w trakcie internowania. Przypadkowe spotkanie sprawia, że w łagodnym i raczej bojaźliwym mężczyźnie rodzi się wola wyrównania krzywd. Prowadzi to do radykalnych działań i specyficznej podróży, w której jego drogi przetną się z innymi osobami skrzywdzonymi przez autorytarny reżim.

Początkowo To był zwykły przypadek przypomina inne politycznie zorientowane dramaty irańskie, takie jak tworzy chociażby Mohammad Rasoulof – mamy schwytanego w etyczne kleszcze protagonistę i narrację, która naświetla mroki irańskiego systemu represjonującego pod byle pozorem niepokorne jednostki. Jednak Panahi szybko przypomina, że jego mistrzowski status nie wynika jedynie z długotrwałych szykan i zakazu pracy. Narracja To był zwykły przypadek skręca dość szybko w stronę tragifarsy, w której równie dużo miejsce co wiwisekcja współczesnego Iranu zajmuje opowiadana z przewrotnością i swadą komedia omyłek. W efekcie film Panahiego, choć na planie psychologicznym jest mocno dojmujący, miejscami wręcz wstrząsający, cechuje go zaskakująca lekkość. Miarą reżyserskiej sprawności twórcy jest to, jak gładko łączy pozornie sprzeczne plany emocjonalne, konstruując równocześnie współczesną tragedię o ludziach przetrąconych przez system i przesiąkniętą poczuciem absurdu komedię.

To był zwykły przypadek jest nie tylko precyzyjnie skonstruowany na poziomie dramaturgii i scenariusza, ale i zachwyca inscenizacją. Poszczególne sekwencje Panahi aranżuje, używając prostych, lecz efektywnych środków. Niemal każda scena jest precyzyjną kompozycją, działającą bez fajerwerków, ale w punkt. Kwintesencją tego jest potężny finał, za pomocą prostych ruchów kamery i montażu dźwięku wbijający w ziemię i dostarczający jedną z najbardziej pamiętnych puent, jakie irańskie kino stworzyło. To wszystko współegzystuje harmonijnie z charakterystycznym humorem, który Panahi odkrył chyba w czasach izolacji i zakazu pracy – To był zwykły przypadek podobnie jak Niedźwiedzie nie istnieją czy Taxi-Teheran jest ironiczny, uszczypliwy nie tylko wobec wszechwładnego systemu, ale i zwykłych ludzkich słabostek, dzięki czemu zyskuje humanistycznej kompleksowości, niedającej politycznej tematyce przeciążyć scenariusza.

Równocześnie To był zwykły przypadek jest ostrą krytyką społeczno-polityczną dzisiejszego Iranu. Nie da się ukryć, że Panahi korzysta z odzyskanej swobody wypowiedzi i nie bawi się w przesadne metafory, bezpośrednio i na odlew uderzając w aparat państwa policyjnego, jego hipokryzję i fundamentalizm. Bohaterowie jego najnowszego filmu stają przed moralnym dylematem pozostania w wierności swoim ideałom w obliczu możliwości zemsty – rotująca perspektywa etyczna i stawiane wprost pytania o to, kim jesteśmy w konsekwencji fizycznego i psychicznego złamania przez system. Panahi zastanawia się, jakie konsekwencje społeczne ma dyktatura, gdzie są granice subiektywnych racji i jak trwający dekadę fundamentalistyczny reżim wpłynął na mentalność społeczeństwa w każdym aspekcie. Pokazuje też dobitnie, że cień opresji nie zniknie nigdy z pleców Irańczyków i Iranek.

Choć więc na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nagrodzenie nowego filmu Panahiego główną nagrodą w Cannes to rodzaj nagrody za zasługi, trudno przyczepić się do decyzji jury, bo To był zwykły przypadek to rzeczywiście bardzo dobry, mistrzowski film. W najnowszym dziele Panahiego sugestywne opisy tortur tajnej policji sąsiadują z wręcz slapstickowymi epizodami, a reżyser umie pokazać, że niejednokrotnie tragizm, absurd i zabawność współistnieją w tych samych zdarzeniach. To nie jest kino, które wytycza nowe standardy – Panahi jest tu raczej starym, szacownym mistrzem rzemiosła, wykorzystującym w pełni swój warsztat i klasyczne motywy. Jest to jednak mistrzowskie wykorzystanie języka filmowego do poruszającej, głębokiej opowieści o próbach zachowywania człowieczeństwa w nieludzkim systemie.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, czarnego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA