search
REKLAMA
Recenzje

THE BEAR – sezon 2. Czy tak się pichci arcydzieło? [RECENZJA]

„The Bear” („Misiek”) to najlepsza produkcja o kuchni będącej tylko trampoliną do poznania trudnych ludzkich namiętności i charakterów. Ten serial to przeżycie.

Marcin Kończewski

2 sierpnia 2023

REKLAMA

Nie będę kluczył i unikał odpowiedzialności, tylko zacznę prosto z mostu – drugi sezon The Bear jest arcydziełem szklanego ekranu. Uważam, że to najwyższy czas, aby poważnie porozmawiać o tej cichej perle streamingu, która dojrzała niczym wino w kontekście najważniejszych nagród. O takich produkcjach, które wchodzą głęboko pod skórę, powinno być jak najgłośniej. Pierwszy sezon był już wybitny, aktorstwo mnie rozgniotło jak moździerz wyjątkowo pikantną przyprawę, a napięcie można było kroić nożem.  Jednak niektóre rozwiązania fabularne nie były idealne, zwłaszcza to Deus ex machina w finale. W drugim sezonie jest inaczej, trochę spokojniej i… znacznie głębiej, lepiej, dojrzałej. Czy tak intensywnie? Nie. Jednak spokojnie, są momenty, gdzie lecą iskry. To najlepsza produkcja o kuchni, gdzie kuchnia jest tylko trampoliną do poznania trudnych ludzkich namiętności i charakterów.

Twórcy fenomenu, który dosyć zaskakująco dla wszystkich stał się jednym z największych zaskoczeń zeszłego roku, wiedzieli, że nie da się już osiągnąć tego samego efektu świeżości, co w pierwszym sezonie. Dlatego na poziomie prowadzenia historii nie serwują nam powtórki z rozrywki, tylko eksplorują postacie i dodają nowe składniki do swojego menu. W końcu z podrzędnej knajpy z duszą, gdzie sprzedaje się kanapki z wołowiną, mamy się zmienić w wytworną restaurację z wizją i rozmachem. I tak też się dzieje z serialem – rośnie, dojrzewa. Dlatego mamy tu momenty wyciszenia i niesamowitego napięcia, które są wymieszane z odpowiednim smakiem i wyczuciem. To stonowane danie, w którym stawka od samego początku jest niesamowicie wysoka, a jest nią wielkie otwarcie w ekspresowym tempie. Napięcie, obawy są niemal namacalne – da się je wyczuć, nawet wtedy, kiedy łapiemy oddech, poznajemy naszych bohaterów z bardziej intymnej strony. Sporo czasu dostaje w takich momentach zwłaszcza drugi plan – kuzyn Richie, Marcus, Tina, Ebra i cała reszta ekipy (z moimi ulubionymi Fakami na czele). Każdy charakter przebywa drogę, został wprawiony w ruch, aby zdobyć doświadczenie, przygotować się do nowej roli. Podczas wędrówki bohaterowie spotykają na swojej ścieżce fascynujące postacie, które grają takie tuzy jak Will Poulter i Olivia Colman. Te krótkie cameo dają wbrew pozorom bardzo wiele samemu serialowi i członkom byłego The Beef. Jednak najbardziej imponująca jest zwłaszcza przemiana Richiego. Cieszy ona oczy i serce.  Daje nadzieję.

Czy zredukowanie tempa oznacza, że jest mniej napięcia, które w pierwszym sezonie było znakiem firmowym The Bear? Trochę tak, jednak nie obniża to poziomu produkcji, bo dzięki chwilom na złapanie oddechu, zwłaszcza na poziomie narracji i budowania historii, dostajemy coś wyjątkowego. Dlatego napięcie jest, bo wiemy, że na końcu każdej z dróg czeka weryfikacja. Są też odcinki, gdzie się po prostu iskrzy, bohaterowie znów zaczynają prowadzić jednoczesne dialogi na wiele głosów (jak oni to nakręcili?!) i lecą noże (właściwie to widelce). Poznajemy prawdziwe dramaty, a to tylko podnosi stawkę. Ja przeżywałem ten sezon razem z bohaterami serialu, którzy stali się dla mnie bliscy niczym rodzina. Wzruszałem się i denerwowałem na przemian. Zwłaszcza druga połowa sezonu to był prawdziwy rollercoaster emocji, po którym musiałem naprawdę ogarnąć swoje nerwy. 

Warto oddać hołd cichemu bohaterowi serialu – muzyce. Wybór soundtracku do The Bear to dowód na to, że muzyka może również opowiadać historię. Tutaj w najlepszych momentach pojawiają się kawałki m.in. Pearl Jamu, czy R.E.M. Wtedy na ekranie dzieją się niesamowite rzeczy, a ja momentami byłem wbity w fotel. W porównaniu z pierwszym sezonem jest lepiej także na poziomie aktorstwa, które podbite zostało tutaj całym drugim planem i obecnością wielkich gwiazd – Boba Odenkirka, Jona Bernthala i Jamie Lee Curtis. Bo Carmy, czyli Jeremy Allen White już w pierwszym sezonie udowodnił, że to jeden z tych prawdziwych następców Jamesa Deana – jego charyzma, zawłaszczanie ekranu są nieosiągalne dla wielu aktorów jego pokolenia. Fascynujący, hipnotyzujący gość. Tutaj trochę daje miejsca innym, niemniej ma swoje momenty. Przede wszystkim prezentuje nam też trochę inne, nieco mniej intensywne oblicze swojej postaci. Carmine jest zagubiony, brakuje mu skupienia i to rozchwianie udało się aktorowi pokazać wzorcowo. Nie gorsi są jednak nieco denerwujący w pierwszym sezonie Ebon Moss-Bachrach jako Richie, czy Abby Elliott jako Sugar. W drugim wygrywają wszystko. To zasługa fabuły, prowadzenia ich wątków. Wyjątkowa sprawa. Jednak gdy na arenę wchodzą Odenkirk i Lee Curtis to… wkraczamy w zupełnie inną gęstość grania. Wybitni aktorzy nawet przy małej ilości czasu dali tu po prostu popis. Charyzma, emocje i zaangażowanie – czysta klasa.

Od The Bear wielu twórców powinno się uczyć budowania napięcia w serialu. To inny format od filmu, a Misiek powinien być podręcznikiem jego tworzenia na studiach filmowych. A przecież teoretycznie to tylko historia otwierania nowej restauracji. Idealne były dla mnie krótkie metraże odcinków, a liczba warstw emocjonalnych, niesamowitych charakterów, starć i tarć jest tak duża, jak składników najlepszej potrawy. Zakochałem się i z wypiekami (obowiązkowo od Marcusa) oglądałem każdy kolejny odcinek. W drugim sezonie dostaliśmy wielkie przemiany, wyjątkowe gościnne występy, które przygniatają aktorstwem, a jednocześnie nie zabierają palmy pierwszeństwa głównym postaciom. Chciałbym też, żeby to wybrzmiało – odcinki 6, 7 i finał powinny być uhonorowane wszystkimi możliwymi nagrodami. Koniec pozostaje otwarty, daje pewne możliwości. Czy dostaniemy kontynuację? Mam taką nadzieję, bo już zgłodniałem.

Marcin Kończewski

Marcin Kończewski

Założyciel fanpage’a Koń Movie, gdzie przeistacza się w zwierza filmowego, który z lubością galopuje przez multiwersum superbohaterskich produkcji, kina science-fiction, fantasy i wszelakich animacji. Miłośnik i koneser popkultury nieustannie poszukujący w kinie człowieka. Fan gier bez prądu, literatury, dinozaurów i Batmana. Zawodowo belfer (z wyboru), będący wiecznie w kontrze do betonowego systemu edukacji, usilnie forsujący alternatywne formy nauczania. Po cichu pisze baśnie i opowiadania fantastyczne dla swojego małego synka. Z wykształcenia filolog polski. Współpracuje z kilkoma wydawnictwami i czasopismami.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/