TEŻ CHCĘ. W pogoni za szczęściem
Aleksiej Bałabanow to obok Andrieja Tarkowskiego i Nikity Michałkowa najbardziej znana postać rosyjskiego kina. Jego nazwisko jest głośne nie tylko w samej federacji i krajach byłego ZSRR, ale na całym świecie. Dzięki dziełom takim jak Brat, Brat 2 czy Ładunek 200 reżyser ten zapewnił sobie stałe miejsce w historii kina, którego nikt i nic już mu nie odbierze.
W dorobku Bałabanowa znajdziemy jednak nie tylko filmy, które odbiły się szerokim echem, ale również produkcje niszowe, kompletnie nieprzystające do tego, czego moglibyśmy się po nim spodziewać po obejrzeniu wspomnianych wyżej tytułów. Też chcę to właśnie jeden z takich obrazów.
Ostatnie dzieło Bałabanowa jest filmem, który pod płaszczykiem nieskomplikowanej, komediowej fabuły przemyca treści głęboko filozoficzne. Występujące w nim postaci są alegoryczne, podobnie jak wydarzenia, w których biorą udział. Alegorie są łatwe do odczytania, Bałabanow wyraźnie nie miał zamiaru popisywać się warsztatem ani pozować na niezrozumiałego dla nikogo wielkiego artystę, ale spróbował prostymi słowami opowiedzieć o tym, co udało mu się w życiu odkryć.
Też chcę to opowieść o poszukiwaniu szczęścia. O istnieniu miejsca, w którym szczęście można osiągnąć, dowiadujemy się od Sani (Aleksandr Mosin) – bandyty, który plotką na jego temat dzieli się w bani (rosyjska wersja sauny) z kolegą, Olegiem. Aktor odgrywający tę rolę to Oleg Garkusza, znany rosyjski poeta i wokalista – w filmie gra on samego siebie, pozostałe postaci zwracają się do niego per „muzyk”. Oleg i Sania ruszają na poszukiwanie szczęścia, które ma się znajdować w dzwonnicy opuszczonej cerkwi. Wspomniana cerkiew zlokalizowana jest na terenie o podwyższonym promieniowaniu radioaktywnym niedaleko Petersburga, w którym zaczyna się akcja. Skąd wzięło się promieniowanie, nie wiadomo – wiadomo tylko, że na całym terenie panuje zima i że wszyscy jego mieszkańcy umarli. Po drodze do samochodu trafia jeszcze wykradziony ze szpitala Jura i jego ojciec, a także Luba – prostytutka opuszczona przez swojego alfonsa.
Akcja filmu toczy się w leniwym tempie. Jura i Oleg bez pośpiechu popijają wódkę, od czasu do czasu wspomagani przez Lubę i Sanię, który jednak jako kierowca pije wyłącznie podczas postojów. Zdecydowana większość wypowiadanych przez bohaterów kwestii nie ma najmniejszego znaczenia dla wymowy filmu – stanowią specyficzny ornament, zupełnie jak w filmach z Himilsbachem i Maklakiewiczem w rodzaju Rejsu czy Wniebowziętych. Również nastrój jest podobny do tego, co stworzyli Kondratiuk i Piwowski, z tym że w odróżnieniu od tych starych, polskich klasyków, Też chcę jest filmem o czymś.
[quote]Obraz z 2012 roku nie cieszy się wśród fanów Bałabanowa szczególną popularnością. Trochę szkoda, bo to film bardzo interesujący, pozbawiony moralizatorskiego zadęcia prezentowanego chociażby przez Michałkowa, choć zarazem bardzo mało efektowny – w tym sensie przypomina nieco Palacza z jego minimalizmem i celową rezygnacją z wizualnych fajerwerków[/quote]
Gwoli ścisłości – Też chcę został bardzo dobrze zrealizowany, pojawiają się w nim charakterystyczne dla dzieł Bałabanowa operatorskie tricki (scena porwania Jury ze szpitala) i niesamowite plany zdjęciowe (opuszczona cerkiew), ale to nie jest dzieło, nad którym widz nawykły do hollywoodzkiej estetyki będzie piał z zachwytu.
Na wzmiankę zasługuje również ścieżka dźwiękowa. Jak zwykle u Bałabanowa mamy tu do czynienia z fantastyczną robotą, która idealnie pasuje do nastroju filmu. Za muzykę odpowiada Leonid Fiodorow – jego kompozycje trafiają w punkt i nie pozwalają zapomnieć scen, którym towarzyszą. Wszystkie kawałki pojawiające się w filmie są znakomicie zagrane, zaśpiewane i napisane, co sprawia, że bardzo często do nich wracam.
Niezależnie od tego, czy rodzaj narracji, jaki reżyser zastosował w Też chcę, odpowiada nam czy też nie, film bezapelacyjnie warto obejrzeć. Chociażby dlatego, że jak pokazały późniejsze wydarzenia – okazał się być testamentem Bałabanowa. Rosjanin zmarł nieco ponad rok po premierze filmu. Warto pamiętać o tym podczas oglądania ostatnich sekwencji – film okazuje się być nie tylko dziełem głębokim, ale wręcz magicznym, świadczącym o tym, że Bałabanow w jakiś sposób potrafił rozmawiać z duchami.
korekta: Kornelia Farynowska