SXSW 2022: I LOVE MY DAD. Druga szansa na ojcostwo
Ile to już było filmowych historii o ojcach usiłujących naprawić relacje z zaniedbanymi przed laty dziećmi… „Dramat ojcowski” powinien już pojawiać się w literaturze filmoznawczej jako osobny gatunek lub chociaż konwencja. Wyróżnione główną nagrodą jury na festiwalu South by Southwest 2022 I Love My Dad niespełna 32-letniego Jamesa Morosiniego to także historia z tej kategorii, lecz bardzo osobliwa. Opowiada bowiem o ojcu, który próbuje odnowić relację z dorosłym już synem… udając atrakcyjną młodą dziewczynę w mediach społecznościowych.
I Love My Dad rozpoczyna się serią odsłuchiwanych z offu wiadomości, które Chuck (Patton Oswalt) pozostawiał na poczcie głosowej swojego syna. Wynika z nich jasno, że facet nie był wzorem ojca, a każdą z zaplanowanych wizyt czy spotkań odwoływał z przeróżnych, najczęściej kompletnie niewiarygodnych powodów. Po latach rozczarowań Franklin (w tej roli sam reżyser) nie ma ochoty utrzymywać jakichkolwiek relacji z tatą. Co więcej, między innymi ze względu na brak kontaktów z ojcem jest dość zahukanym młodym mężczyzną z problemami natury psychologicznej. Gdy Franklin blokuje Chucka w mediach społecznościowych i przestaje odbierać telefony, ten postanawia uciec się do niespecjalnie etycznego rozwiązania i tworzy fałszywy profil społecznościowy, by nawiązać kontakt z synem. Nie to jednak jest w tym pomyśle najgorsze – jeszcze bardziej zatrważający jest fakt, że Chuck wysyła do Franklina zaproszenie jako… urocza młoda kelnerka, którą poznał w pobliskiej restauracji. Pomimo początkowej podejrzliwości chłopak angażuje się w nową znajomość bez reszty, stopniowo zakochując się w dziewczynie, którą swoim podstępem wykreował Chuck. Prawda, że brzmi to niepokojąco?
I Love My Dad to komediodramat, ale przedstawiona w filmie Jamesa Morosiniego intryga autentycznie przeraża. W miarę rozwoju relacji Franklina i fałszywego wcielenia kelnerki imieniem Becca (niezwykle urocza Claudia Sulewski) pojawia się w niej coraz więcej intymności, co jeszcze bardziej uwydatnia patologiczny wymiar całej sytuacji. Chuck dość szybko orientuje się, że jego plan całkowicie wymknął się spod kontroli, ale boi się konsekwencji, z jakimi wiąże się ujawnienie skandalicznego procederu – tym bardziej że kruchy psychicznie Franklin mógłby nie udźwignąć takiego rozczarowania. Mężczyzna pogrąża się więc w swojej chorej misji, która – o, ironio! – zaczyna przynosić efekty, gdy relacje pomiędzy nim a jego synem nieznacznie się ocieplają. Ani przez moment nie ulega jednak wątpliwości, że historia ta zmierza do fatalnego końca i ujawnienia wstydliwej tajemnicy Chucka. Jedyną niewiadomą jest skala zniszczeń spowodowanych działaniami niekompetentnego ojca.
Film Jamesa Morosiniego korzysta z komediowej konwencji, by ukazać bardzo smutne zjawiska: nieumiejętne rodzicielstwo (Chuck) i desperacką potrzebę bliskości (Franklin). Pokazuje też, jak łatwo w dzisiejszych czasach stworzyć swoje cyfrowe alter ego i zmanipulować kogoś dla własnego celu – w przypadku I Love My Dad intencje działań bohatera być może nie są niewłaściwe, ale sposób, w jaki postanawia nadrobić lata ojcowskich zaniedbań, budzi autentyczną grozę. Morosini nie jest jednak w pełni konsekwentny w sposobie przedstawiania Chucka – podczas gdy widz z coraz większym przerażeniem obserwuje, jak nieporadny ojciec pod wirtualną „postacią” atrakcyjnej młodej kobiety owija sobie Franklina wokół palca, reżyser nie decyduje się ostatecznie potępić swojego bohatera. Jak może wynikać z napisów na początku filmu, historia przedstawiona w I Love My Dad mogła przydarzyć się Morosiniemu naprawdę, dlatego nie dziwi przynajmniej częściowe zrozumienie dla działań Chucka – być może dziś, z perspektywy kilku lat, młody filmowiec potrafi spojrzeć na cały incydent z dystansu i nie potępiać nieetycznego postępowania swego ojca.
Jakkolwiek by nie kategoryzować I Love My Dad, jest to przede wszystkim przestroga dla wszystkich ojców tego świata. Przestroga przed zaniedbaniami i ignorowaniem potencjalnych konsekwencji rodzicielskich pomyłek, przede wszystkim zaś przed czyszczeniem własnego sumienia kosztem komfortu psychicznego własnych dzieci.