ŚWIAT SPOKOJU. Odpocznij, a Keanu Reeves opowie ci o drzewach
Żyjemy w świecie pełnym pobudzających bodźców. W tak dynamicznej i hałaśliwej rzeczywistości trudno jest się zrelaksować, wyciszyć wewnętrznie, oczyścić umysł. Z taką inicjatywą wychodzi Świat spokoju. Serial HBO to kolekcja relaksujących historii płynących z nurtem przepełnionej wrażliwością poetyckiej narracji, w których główną rolę odgrywa natura. Choć produkcja na pierwszy rzut oka może wydać się powtarzalna i mało odkrywcza, jest w niej coś, co przyciąga przed ekran.
Keanu Reeves snuje czułą opowieść o kalifornijskich sekwojach. Lucy Liu dzieli się zachwytami nad fluorescencyjnymi koralowcami. Idris Elba rozprawia o niezbadanym pięknie odległych galaktyk. Oscar Isaac celebruje długą historię makaronu. Kate Winslet rozpływa się nad urokliwym, dziewiczym pięknem świata koni. Priyanka Chopra Jonas szepce nam o tradycji wytwarzania czekolady. Cillian Murphy afirmuje każdy symetryczny płatek śniegu z kanadyjskiego Nunavik. Świat spokoju to serial przepełniony mikrozachwytami. Składa się z dziesięciu 22-minutowych odcinków, z których każdy eksploruje inne fascynujące zjawisko, ukazując je z różnych miejsc na mapie świata. Od archipelagu Raja Ampat w Indonezji, przez pola Holandii, Wenecję, Mongolię, wyspę Sable Island, aż po rosyjskie koło podbiegunowe. Każdy odcinek, wyreżyserowany przez zespół kierowany przez Nica Staceya, zabiera widza w najbardziej odległe zakątki świata – i nie tylko, gdyż jeden epizod wykracza poza ziemską atmosferę. Mimo wszystko nie jest to klasyczna produkcja przyrodnicza.
Piękno dziewiczej natury to wspólny mianownik wszystkich odcinków, jednak te potrafią się znacząco różnić od siebie z uwagi na szeroki wachlarz prezentowanych tematów świata roślin, zwierząt i ludzi. Bo człowiek stanowi stały element serialu. Czasem jest go więcej, czasem mniej, ale jego korelacja ze światem przyrody zawsze zostaje wyraźnie podkreślona. W niektórych odcinkach głównym bohaterem jest nie fauna lub flora, a właśnie konkretna postać, która kultywując tradycję tworzenia czekolady, makaronu, wydeptywania kręgów w śniegu czy dmuchania szkła, cementuje nierozerwalną więź człowieka z naturą.
Twórcy Świata spokoju przekonują, że to całkowicie nowy rodzaj programu, który zapewnia wyciszenie i w naturalny sposób uspokaja ciało oraz umysł. Produkcja powstała we współpracy z twórcami znanej aplikacji Calm służącej do treningu medytacyjnego. Podobnie jest w przypadku Świata spokoju, który ma być w istocie przyrodniczą miniaturą dokumentalną połączoną z sesją medytacji. Serial charakteryzują długie, spowolnione ujęcia. Wszystko, co ukazane na ekranie, porusza się ospale, nawet galopujące konie, rwące rzeki czy pływające w nich ryby. Wszystko przy akompaniamencie relaksującej melodii i pieszczotliwej narracji czytanej w każdym odcinku przez inną aktorkę bądź aktora. Dzięki temu seans zyskuje na atrakcyjności, a my możemy rozpłynąć się w głębokim brzmieniu głosu Idrisa Elby.
Nie powinno być zaskoczeniem, że Świat spokoju jest zachwycającą wizualnie mozaiką najpiękniejszych obrazków reprezentujących różnorodność naszej planety. Jednak to, co zrobiło na mnie największe wrażenie, to wcale nie imponujące zdjęcia w ultrawysokiej rozdzielczości, ale to, co nadawało im poetyckości – narracja. Głosy narratorek i narratorów dopieszczają obrazy niezwykle plastycznymi, pełnym impresyjnych zachwytów komentarzami zza kadru. Te skrupulatnie dobierane słowa składają się na czuły list miłosny przepełniony nieskrywanym szacunkiem do sił natury, intuicyjności i wrażliwości zwierząt, kultywowanych tradycji czy ludzkiej pracy. Nie raz wypowiadane komentarze rozczulały mnie i wzruszały, na przykład wtedy, gdy prozaiczne rzeźbienie w drewnie przestało być wyuczonym, powtarzalnym machaniem dłutem, a zinterpretowane zostało jako czuła rozmowa z przyjacielem. Albo gdy spacerowanie lasem zamiast nic nieznaczącego chodzenia wokół drzew przybrało formę mistycznej, rytualnej wymiany energii między człowiekiem a naturą. Albo gdy w moim ulubionym odcinku The Birds’ Journey Nicole Kidman zasugerowała, że w trakcie swoich kontynentalnych i międzykontynentalnych podróży ptaki patrzą na ziemię w dole i zamiast niej widzą barwne płótna pomalowane w fantazyjne lub geometryczne kształty. Te wyjątkowo poetyckie komentarze wtłaczają piękno i magię w każdy najmniejszy element opowiadanej historii.
Takimi kojącymi serce obrazami i równie pocieszającymi, odprężającymi opisami serial dąży do uwolnienia u widza ogromnego pokładu spokoju. Stara się to uzyskać nie tylko spowolnionymi ujęciami, relaksującą muzyką oraz czułymi słówkami narratorów, ale i ukazaniem na ekranie wydarzeń oraz zachowań faktycznie głęboko odprężających, hipnotyzujących czy głęboko podnoszących na duchu. W pierwszym odcinku jednym z głównym bohaterów staje się żółw. Lucy Liu relacjonuje, jak zwierzę opada na mieliznę w swoim małym podwodnym spa i zapada w drzemkę, podczas której ryby delikatnie, z wyczuciem masażystek polerują jego skorupę. Aktorka dodaje, że między kolejnymi uderzeniami serca żółwia morskiego mija nawet dziewięć minut. Opis ten w połączeniu z obrazem słodkiej drzemki żółwia wydaje się tak sugestywny, że trudno nie zaobserwować u siebie obniżonego pulsu. Z kolei odcinek trzeci w całości skupia się na dalekich migracjach ptaków, które w dwa dni potrafią przelecieć nad całym kontynentem. Odcinek kończy się w momencie, w którym ptaki – bocian, czapla i szpak – odnajdują cel swoich podróży. Łączą się w stada, zakładają gniazda, odnajdują partnerów i w końcu mogą sobie pozwolić na zasłużony odpoczynek. Towarzyszy temu zbliżenie na delikatnie przymykającego oczy bociana, które wyjątkowo zachęca, by pójść jego śladem. Natomiast piąty epizod to opowieść Keanu Reevesa, który mówiąc o wiekowych drzewach i o sztuce rzeźbienia kanu z drewna, po prostu wprowadza nas w stan zen.
Trudno jednak powiedzieć, by serial HBO był czymś przełomowym w długoletniej historii tego typu dokumentów. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że Świat spokoju produkcji HBO nie może równać się z innymi wielkoformatowymi programami przyrodniczymi, takimi jak Nasza planeta konkurencyjnego Netfliksa. I nie sądzę, by do tego miana kiedykolwiek pretendował. Nie bez kozery odcinki serialu są okrojone do zaledwie 20 minut. Miniopowieści Świata spokoju to pretekst do chwilowej medytacji. Odetchnięcia z ulgą, wyprasowania skołtunionych myśli. Serial może być oglądany jako wyciszające preludium do głębokiego snu. Jako krótki seans dobrze nastrajający na początek dnia. Jako chwila relaksu między codziennymi obowiązkami. Nie mogę jednak opędzić się od myśli, że pomysł na realizację Świata spokoju teraz nie jest przypadkowy. Sytuacja, w której się obecnie znajdujemy, nie napawa optymizmem. Ze wszech stron bombardują nas same złe nowiny oraz niepokojąco rosnące lub malejące słupki. Nic więc dziwnego, że popyt na medytację w ostatnim czasie wzrósł. W takim czasie serial Świat spokoju może okazać się naprawdę udanym pretekstem do chwilowego wewnętrznego wyciszenia i rozluźnienia. Szczególnie gdy Oscar Isaac przez 20 minut opowiada o makaronie, a jego rozbudowane wrażeniowe opisy zachęcają, by poczuć pod opuszkami palców fakturę gładkiego ciasta na makaron soba.
Serial wymaga od widza zaangażowania i wczucia się w opowiadane historie. Inaczej łatwo się zdekoncentrować lub znudzić wolno przepływającymi kadrami. Polecam jednak popłynąć jej niespiesznym nurtem, uwolnić się od wszelkich rozpraszaczy, przewrócić telefon ekranem do dołu. Dzięki temu seans Świata spokoju może być wyjątkowo oczyszczającym przeżyciem sensualnym wprowadzającym w głęboki stan relaksu.