search
REKLAMA
Recenzje

ŚWIADEK MIMO WOLI. De Palma Goes to Hollywood

Tomasz Bot

21 czerwca 2019

REKLAMA

Mamy w tym swawolnie ejtisowym filmie szałowy striptease, wielkiego Indianina z twarzą starej wiedźmy, który morduje potężną wiertarką, i zespół Frankie Goes to Hollywood, wyskakujący nagle jak królik z kapelusza. Poza tym dziki pościg po plaży, przebieranki i radosne podglądactwo. I Hollywood; nocne, kipiące seksem i wielkimi możliwościami. Obrazki jak ze scen dialogowych filmów xxx przeplatają się w Świadku mimo woli z czułymi uściskami rodem ze starych melodramatów, gdzie kamera okrąża całujących się bohaterów, wirując coraz szybciej. Sztuczność jest u De Palmy celebrowana, fetyszyzowana i stanowi wartość samą w sobie. Przeładowanie jest cnotą. Jeśli więc przejażdżka autem, to najlepiej na sztucznym tle. Jeśli piersi, to umazane krwią.

Brian De Palma to obecnie klasyk kina. Od pewnego czasu reżyser robi coraz słabsze pozycje, jakby zabrakło mu już pary, niemniej jego filmografia z lat 70 i 80. elektryzuje. Carrie, Człowiek z blizną, Nietykalni i parę innych to już kanon. Świadek mimo woli – tytuł z 1984 roku, nakręcony po przebojowym Człowieku z blizną – okazał się finansową klapą, a De Palma dostał za niego nominację do Złotej Maliny. Dziś wyraźnie widać, że w pewnym sensie obraz wyprzedzał swoje czasy.

Scenerię filmu stanowi Hollywood, rojące się od ludzi kina lub tych, którzy chcą nimi zostać. Wszystko tu więc kręci się wokół szklanego ekranu. Oglądamy próby, przesłuchania i plany filmowe. Bohaterem jest zahukany aktorzyna od ogonów w klasie B. Aktualnie mieszka w wieży wyglądającej jak górujące nad miastem UFO. Za oknem ma widok na sąsiadkę o urodzie top modelki, która regularnie tańczy półnaga przed lustrem. Kiedy zapoluje na nią szaleniec, aktor stanie się jej jedyną nadzieją.

Noce są tu pełne przygód, rozbrzmiewają dźwiękami kinowych klapsów i pulsują erotycznym napięciem. Granica między planem filmowym a resztą świata jest płynna. Kobiety – piękne i tajemnicze. Zagadki prowadzą do kolejnych zagadek. Jest to rzeczywistość nie tylko drastycznie odległa od polskich standardów, ale i pewnie od tego, czym faktycznie było Hollywood w latach 80. (lub kiedykolwiek indziej). Ale kogo to obchodzi? De Palma ma tyle wspólnego z realizmem, co Blade – wieczny łowca z Blade Runnerem. Pomysł, by wepchnąć pechowego aktora w sytuację rodem z Hitchcocka, a potem kazać mu przeczołgać się przez sceny urągające zdrowemu rozsądkowi, okazał się strzałem w dziesiątkę. Mamy tu więc Okno na podwórze łamane przez erotyczne thrillery. A jeszcze inaczej: najpierw jest Hitchcock, a potem poziom absurdu stopniowo rośnie. Od mistrza pożycza się tu suspens, tematykę i zagadkowy nastrój. Ale dokonania twórcy Vertigo nie stanowiły jedynego punktu odniesienia dla De Palmy. Jego Świadek mimo woli to jednocześnie taka Alicja w Krainie Czarów, gdzie podróż pełna jest pianki do włosów, gwiazdek porno i gorącej atmosfery Los Angeles. Powstał hołd dla kina, a także – może niezamierzenie – dla lat 80. (bohater wygląda jak młody Bono, a dookoła niego kabriolety, drinki i ejtisowe tapiry). Reżyser nie wstydzi się też podkradać z rekwizytorium kina klasy B. Główny bad guy przypomina nieco Freddiego Kruegera (z którym zresztą wykonawca głównej roli, Craig Wasson, walczył w trzeciej części Koszmaru z ulicy Wiązów), a fabuła Świadka mimo woli zabierze nas na plany filmowe, gdzie straszą wampiry o tanich, plastikowych zębach.

REKLAMA