search
REKLAMA
Recenzje

STROMBOLI. Zaskakująco wnikliwe studium traumy

Nie liczyłem na wiele, włączając „Stromboli” podczas pewnego lutowego wieczoru, ale dostałem całkiem sporo – wnikliwy komediodramat, w którym wielu z nas może znaleźć swoje odbicie.

Dawid Myśliwiec

10 lutego 2023

Stromboli
REKLAMA

Do seansu Stromboli Michiela van Erpa przystępowałem bez większych oczekiwań – być może dlatego, że dotychczasowe holenderskie filmy oryginalne Netflixa raczej nie zachwycały poziomem. A jako że nie miałem oczekiwań, nie mogłem przeżyć autentycznego rozczarowania – mogłem jedynie pozytywnie się zaskoczyć. I dokładnie tak się stało! Mogące pochwalić się międzynarodową obsadą Stromboli nie okazało się holenderską wersją Jedz, módl się, kochaj, lecz autentycznie wnikliwym studium dawnych traum, które przeżył każdy z bohaterów przebywających na tytułowej wyspie.

Stromboli

Historia zaczyna się w momencie, w którym Sara (świetna Elise Schaap) zaczyna sprawiać problemy personelowi promu płynącego na Stromboli – najpierw pod wpływem alkoholu próbuje wcielać się w Rose z Titanica na dziobie statku, a później… No cóż, powiedzmy, że jej zachowanie staje się jeszcze bardziej nieobyczajne. Już wówczas wiemy, że Sara ma problemy: z alkoholem, samotnością, a także z relacjami z córką, z którą bezskutecznie próbuje skontaktować się telefonicznie. Zanim to się jej uda, dociera na tytułową wyspę, gdzie wynajmuje uroczą chatkę pilnowaną przez osła Gustawa. Gdy wydaje się, że czterokopytne zwierzę stanie się jej jedynym towarzyszem, Sara poznaje na plaży Harolda (znany m.in. z Notting Hill brytyjski aktor Tim McInnerny), z którym rusza w alkoholowe tango. Jak się okazuje, mężczyzna jest pensjonariuszem na specyficznym turnusie, podczas którego uczestnicy nie tylko nie mogą poświęcać się używkom, ale mają też za zadanie „wejrzeć w siebie” i uporać ze swoimi demonami. Sara – podobnie jak niżej podpisany – reaguje na tę informację mieszanką pogardy i pobłażliwości, ale gdy zostaje zmuszona opuścić swą uroczą chatkę, z pomocą przychodzi jej nie kto inny jak Jens (Christian Hillborg), guru wspomnianej grupy pensjonariuszy.

 

Stromboli

Teraz musi nastąpić ważne wyjaśnienie: autor niniejszej recenzji wręcz alergicznie reaguje na działalność wszelkiej maści coachów, duchowych mentorów i tego typu szarlatanów. Autoterapeutyczne frazesy z reguły działają na mnie jak płachta na byka, a jednak gdy Sara trafiła do grupy Jensa, z zaskoczeniem przyjąłem trafność spostrzeżeń i rad duchowego przewodnika grupy niezwykle zagubionych ludzi. Z początku przynależność gatunkowa Stromboli pozostaje zagadką – w podobny sposób mogłaby się rozpoczynać zarówno komedia, jak i thriller czy nawet horror, ale ostatecznie film Michiela van Erpa okazuje się solidnym komediodramatem, w którym osią staje się przepracowanie traumy przez Sarę i jej współpensjonariuszy. Każdy z bohaterów nosi inny krzyż: ktoś nie poradził sobie ze stratą najbliższej osoby, ktoś inny przez lata w ciszy przeżywał wyrządzoną im w młodości krzywdę, komuś innemu nigdy nie udało się wyjść z cienia zaborczego rodzica. Wszystkie te problemy wydają się brutalnie znajome – niemal każdy z widzów odnajdzie w filmowej terapii na Stromboli wątek, który w jakiś sposób jest zbieżny z jego przeżyciami. A przecież możliwość identyfikowania się z bohaterami czy fabułą przez widza jest niemal gwarantem sukcesu filmu.

Stromboli to międzynarodowa produkcja z kilkoma znanymi twarzami – oprócz McInnerny’ego znajdziemy tu np. także Annę Chancellor, która wystąpiła w Czterech weselach i pogrzebie czy serialu Pennyworth, a wcielającego się w Jensa Christiana Hillborga możecie kojarzyć choćby z gościnnego występu w serialu Fleabag. Film van Erpa nie jest więc produkcją z marginesu przemysłu filmowego – stworzyli go ludzie z porządnym dorobkiem, znający się na swoim fachu i umiejący stworzyć na ekranie angażującą historię. Nie liczyłem na wiele, włączając Stromboli podczas pewnego lutowego wieczoru, ale dostałem całkiem sporo – wnikliwy komediodramat, w którym wielu z nas może znaleźć swoje odbicie.

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA