SPIDER-MAN 2. Trochę zimy, trochę lata
Wielkie ‘halo’ jakie wywołała w USA pierwsza część Spider-mana, spłynęło po mnie jak po kaczce; zapewne po wielu widzach z naszej części świata także. My Europejczycy bowiem nie mamy na punkcie superbohaterów takiego hopla jak Amerykanie, a w Polsce, poza Hansem Klossem, Kapitanem Żbikiem czy ‘Asem’ – zbyt wielkich tradycji superbohaterskich nie mamy również. Mógł jednak Spider-man być po prostu dobrym filmem, który miałby szansę na uznanie w oczach zwykłych widzów, nie wychowanych na komiksach Marvela. Co jednak udało się w Burtonowskim Batmanie, Donnerowskim Supermanie czy w X-men Singera, nie do końca wyszło Samowi Raimiemu w jego wizji Spider-mana. Przyznam więc szczerze, że po lekkim zawodzie, jaki sprawiła mi część pierwsza, z mieszanymi uczuciami, bez zniecierpliwienia i z obojętnością czekałem na część drugą.
Powiem od razu, prosto z mostu, że Spider-man 2 okazał się filmem znacznie lepszym od zapychacza kinowych kas z 2002 roku. Nie ma jednak róży bez kolców, a że najpierw film pochwaliłem, to recenzję rozpocznę od opisu róży, a później zajmiemy się kolcami, z których kilka jest naprawdę kłujących. Jak to ma zwykle miejsce w przypadku przenoszenia przygodowo-awanturniczej historii komiksowej na ekran, nie można spodziewać się zbyt wielkiej głębi fabuły czy skomplikowanych portretów psychologicznych postaci. Druga część Spider-mana zabiera nas jednak w prywatny świat bohaterów znacznie głębiej, aniżeli czyniła to część pierwsza. Poznajemy bliżej Petera Parkera (Tobey McGuire coraz lepiej czuje się w roli pająka), jego problemy, rozterki i wreszcie rozerwanie wewnętrzne, które zaczyna nim coraz mocniej szarpać. Także Mary Jane ze słodkiej ‘idiotki’ stała się nieco rozważniejszą i spokojniejszą dziewczyną, której nieobce są poważne myśli skierowane w stronę Petera, przez którego (?) nie potrafi znaleźć swojego miejsca na ziemi. Relacje między bohaterami nabierają jeszcze większych rumieńców, gdy Harry (przyjaciel Petera) coraz bardziej popada w obsesję zemsty na Spider-manie, a pajęcze moce naszego bohatera zaczynają szwankować…
Choć psychologia postaci i targające bohaterami emocje są intrygujące, można mieć twórcom za złe, że (poza nowym czarnym charakterem) ich świat praktycznie stoi w miejscu; wciąż obracają się w tym samym, nieco skostniałym już kręgu tych samych twarzy. Chwilami odnosi się wrażenie, że Peter nie zna lub nie chce poznać innej kobiety niż Mary Jane, nie ma też innego znajomego niż Harry. Gdy zaś Mary próbuje się z kimś związać, musi to być syn… redaktora naczelnego gazety, dla której pracuje Peter. Również czarny charakter (podobnie jak w części pierwszej) jest przyjacielem Petera, poznanym za pośrednictwem Harry’ego Osborne’a. Wszystko to wydaje się nieco hermetycznie zamkniętym gronem, co sprawia, że postaci ze Spider-mana 2 jawią się jako swoistego rodzaju bohaterowie tragiczni, nie mogący wyrwać się poza nawias własnego towarzystwa wzajemnej adoracji.
Pozostawmy jednak te subiektywne dywagacje i przejdźmy do czarnego charakteru; Dr. Octopusa, który (podobnie zresztą jak Goblin z części pierwszej) czarnym się staje na skutek nieudanego eksperymentu. Dr Octopus, którego cztery potężne macki, zamocowane na plecach, staną się pretekstem do ukazania niesamowitych scen walk, gonitw i spektakularnej demolki, jest postacią ze wszech miar ciekawszą wizualnie od żenującego Green Goblina. Autor zdjęć, Bill Pope (operator kamery przy wszystkich Matrixach, współpracował także z Samem Raimi przy Armii ciemności i Człowieku ciemności) oraz dział efektów specjalnych spisali się w Spider-manie 2 na medal – Parker odziany w pajęczy kostium śmiga między budynkami jeszcze sprawniej, szybciej i efektowniej niż w ‘jedynce’. Animacja komputerowa zarówno postaci Spider-mana, jak i chadzającego po budynkach Dr Octopusa, oraz burzące ściany starcia tych panów – to widowiskowy raj dla wielbicieli wgniatających w fotel, ekranowych rozwałek. Na plus spisuje się także sam Alfred Molina (to on nie chciał rzucić bicza Harrisonowi Fordowi w prologu Poszukiwaczy zaginionej Arki!), wcielający się w postać Dr. Octopusa – stanowiąc zupełne przeciwieństwo agresywnej i irytującej wręcz gry aktorskiej Willema Dafoe, którego przerysowany Green Goblin był chyba najsłabszym ogniwem Spider-mana.
Po plusach przychodzi pora na minusy, a największym grzechem scenarzystów było powkładanie w usta aktorów zbyt wielu dialogów, które chwilami niepotrzebnie rozmieniają na drobne zbudowany obrazem nastrój. Najgorzej (czy też najlepiej) widać to w scenie ‘w windzie’, która powinna się skończyć po pierwszej wymianie zdań między postaciami, a która została przeciągnięta tak przesadnie długo, że straciła zupełnie swój humorystyczny potencjał i zaczęła irytować błędem reżysera, który krzyknął “Cięcie!” o jakąś minutę (!) za późno.
Podobne wpisy
Także wiele scen lirycznych, które mogły doskonale nakreślić relacje łączące bohaterów, zostało zrujnowanych przez zbyt długie dialogi – nazbyt proste w wymowie i w dużej części po prostu zbędne. Zepsuto też scenę w pociągu miejskim, gdy ludzie, zgromadzeni nad leżącym Spider-manem, samym wyrazem twarzy okazują to, co czują i co my sami myślelibyśmy w takiej sytuacji. Ale co się dzieje? Po ciekawej, wyciszonej i wzruszającej wręcz scenie, w kadr wchodzi dwoje dzieciaków, z których jeden wygłasza banalny truizm – co w ogólnym rozrachunku psuje dramaturgiczny potencjał całej sekwencji. Autorzy dialogów do Spider-mana 2 nie wiedzieli chyba, że czasem milczenie na ekranie potrafi wyrazić więcej uczuć i emocji, niż ‘dopowiadanie’, co skutecznie potrafi strywializować nawet najlepiej nakręconą, tętniącą uczuciami i powagą scenę. Na koniec mojej recenzji napomknąć muszę o tym, że finałowe sceny Spider-mana 2 stanowią zapowiedź SPOILER powrotu w części trzeciej do postaci… Green Goblina. KONIEC SPOILERA Miejmy nadzieję, że będzie on tylko postacią drugoplanową, a na planie pierwszym zobaczymy czarnego jak smoła, przeraźliwie wyglądającego, znanego z komiksu VENOMA! Tą pobożną prośbą kończę recenzję, życząc sobie i wam Spider-mana 3, który utrzyma (jak by nie patrzeć) zwyżkową tendencję serii.
Tekst z archiwum film.org.pl.