Sleeping Giant – premiera z Cannes 2015
W trakcie festiwalu prócz konkursu głównego i pobocznych kategorii w Cannes trwają również nieco bardziej niezależne filmowe przedsięwzięcia. Jednym z nich jest Tydzień Krytyki, który odbywa się równolegle do festiwalu już po raz pięćdziesiąty czwarty. Filmy uczestniczące w tym konkursie nie mają takiej prasy, jak tytuły wyświetlane w najbliższej okolicy canneńskiego pałacu, niemniej warto spoglądać w ich kierunku. Sleeping Giant, debiut kanadyjskiego reżysera – Andrew Cividino, to najlepszy dowód na to, że czasem warto oddalić się od czerwonego dywanu i podreptać w kierunku mniej okazałych kin.
Do wybrania się na seans zachęcił mnie fragment wywiadu, w którym twórcy przyrównują swój film do mieszanki klasycznego już Stań przy mnie (1986) oraz Władcy much Goldinga. Dodatkowo, cała historia miała zrodzić się dzięki osobistym doświadczeniom reżysera, który spędzał swoje dziecięce wakacje nad jeziorem będącym tłem filmowej historii. Trójka chłopców usiłująca udowodnić swoją męskość i dojrzałość, strzeliste klify okolic Ontario służące jako testery odwagi oraz nawiązania do dwóch wspominanych tekstów kultury wystarczyły do tego, aby Cividino zapełnił całą salę. Owacji na stojąco nie było, ale pojawiły się solidne brawa, jak najbardziej zasłużone.
Oparte o prozę Stephena Kinga Stań przy mnie bez wątpienia znajduje się w kanonie amerykańskich filmów o dorastaniu. Szczególnie męska część jankeskiej widowni stawia go na czołowych miejscach list segregujących filmy opowiadające o tak ważnym dla każdego dzieciaka momencie. Opowieść o kilku chłopakach, którzy muszą zmierzyć się z problemami pochodzącymi ze świata dorosłych istotnie ma wiele wspólnego z debiutanckim filmem Kanadyjczyka.
[quote]Sleeping Giant to również spokojna w tonie, minimalistyczna opowieść tocząca się w odizolowanej od wielkiego świata enklawie.[/quote]
Otoczone klifami miasteczko w okolicach Ontario staje się sceną, na której młodzi bohaterowie muszą zmierzyć się nie tylko z własnymi słabościami i problemami, ale i pęknięciami, które pojawiają się na wyidealizowanym przez dziecięce pojmowanie rzeczywistości obrazie świata dorosłych.
W filmie Cividino czuć autorską szczerość. Kanadyjczyk z pewnością opowiada o wydarzeniach, które w mniejszym lub większym stopniu zna z dziecięcej autopsji. Zresztą, każdy mężczyzna odnajdzie zapewne w Sleeping Giant cząstkę własnego dzieciństwa. Ciągłe udowadnianie swojej odwagi, często przemieniające się w brawurę, chęć dominacji w grupie, emocjonalne problemy skrywane pod maską cwaniactwa – to wszystko towarzyszy dorastaniu niezależnie od szerokości geograficznej i narodowości.
Sleeping Giant nie jest kinem pokroju Stań przy mnie. Brak mu tej nutki dziwnej nostalgii, jest zbyt realistyczny i dosłowny, aby pozostać w pamięci widzów na tak długie lata jak wielokrotnie wspominany obraz Reinera. Momentami czuć, że to reżyserski debiut, że twórca chciał powiedzieć zbyt dużo, zbyt szybko. Nie zmienia to jednak faktu, że Cividino stworzył rzecz więcej niż interesującą. Miejmy nadzieję, że jego film trafi do Polski, a jeśli nie, to radzę trzymać rękę na pulsie i spróbować dotrzeć do niego w inny sposób. Kolejny człowiek wskakuje na listę obserwowanych debiutantów.